Polska dostanie 700 MLD z Unii? Jakim sposobem premier Morawiecki wyliczył

Polska dostanie 700 MLD z Unii

Przywódcy 27 unijnych krajów spotkali się w piątek na wirtualnym szczycie, by dyskutować o wciąż wirtualnych miliardach, które mają zasilić wieloletni budżet UE oraz nowo powstający fundusz odbudowy Europy po katastrofie gospodarczej spowodowanej pandemią koronawirusa. Do nastroju dołączył premier Mateusz Morawiecki, chwaląc się na konferencji prasowej równie wirtualnymi sumami, jakie Polska miałaby otrzymać z Unii.

Jak napisali po czterogodzinnych wideo-obradach unijnych liderów dziennikarze POLITICO, „przewodniczący Rady Europejskiej Charles Michel wyznaczył bardzo niskie oczekiwania co do piątkowego szczytu przywódców, a teraz może pochwalić się wynikami tak słabymi, jak przewidział, a może nawet gorszymi”.

Na konferencji, podczas której dyskutowano proponowany budżet Unii na lata 2021-27, w wysokości 1,1 bln euro oraz liczący 750 mld pakiet naprawczy związany z koronawirusem, 27 szefów państw i rządów potwierdziło jedynie głęboko tkwiące różnice w najbardziej podstawowych kwestiach, w tym co do wielkości obu inicjatyw, a także sposobu sfinansowania funduszu odbudowy i późniejszego jego rozdysponowania.

Zgodzono się jedynie, że należy dążyć do konsensusu w sprawie ambitnej i agresywnej reakcji na wstrząs gospodarczy, jaki wywołała pandemia koronawirusa, oraz w sprawie wspólnej – choć zapewne daremnej – nadziei na osiągnięcie porozumienia do końca lipca, czyli przed sierpniową kanikułą, podczas której unijne urzędy w Brukseli są unieruchomione.

Żeby to osiągnąć, Michel zapowiedział, że w połowie lipca zwoła kolejny szczyt, na który przywódcy przyjadą już osobiście wraz ze swoimi licznymi delegacjami i będzie to pierwsze takie spotkanie od czasu wybuchu epidemii. Tyle że konkretnej daty nie ustalono, choć wszyscy zainteresowani byli dostępni i mieli pod ręką swoje kalendarze.

Wszystkie założenia Komisji Europejskiej dotyczące tzw. Wieloletnich Ram Finansowych (MFF) jak nazywa się siedmioletni budżet UE – a więc jego wysokość, kierunki wydatków oraz sumy, jakie przypadną poszczególnym krajom członkowskim, pozostawiono do omówienia na później.

W dalszym ciągu jedne kraje chcą za dużo dostać, a inne nie chcą dać – ten dylemat w lutym doprowadził do zerwania rozmów o budżecie, a sprawa mogła powrócić dopiero kiedy epidemia złagodziła swój niszczący efekt.

Nie posunięto też do przodu propozycji przełomowego w historii Unii funduszu, jaki ma zostać zebrany w formie pożyczek na rynkach finansowych, sprawiając, że Bruksela, podobnie do stolic federalnych państw, będzie zaciągać dług w imieniu krajów członkowskich.

Ile dla Polski?

W ramach tego funduszu, który wynieść ma 750 mld euro, Komisja Europejska chce przeznaczyć dla Polski 63,8 mld w formie grantów i niskooprocentowanych kredytów.

Premier Morawiecki po zakończeniu wideo-szczytu dołączył powyższą kwotę do funduszy, jakie mają być zaproponowane dla naszego kraju w ramach wieloletniego budżetu Unii.

– Dziś mówimy o nowych środkach (…) w wysokości nawet 160 mld euro. To szanowni państwo ponad 700 mld złotych – powiedział na konferencji prasowej. – Dzisiaj mówimy o wielkiej kwocie pieniędzy, która najprawdopodobniej trafi do Polski. Wysłuchano naszych racji, które przedstawialiśmy – dodał.

Kwota, jaką przedstawił Morawiecki oznacza, że Polsce przypadłoby ok. 94 mld euro w ramach MFF. To bardzo optymistyczna obietnica – w kończącej się właśnie siedmioletniej perspektywie budżetowej Polska miała do dyspozycji ok. 106 mld euro.

Należy pamiętać, że nasz kraj się bogaci i wiele regionów nie kwalifikuje się już do pomocy z tzw. funduszy spójności. A i sam ten fundusz będzie obcięty o kilkanaście procent, bo Unia zamierza wydawać swoje środki na inne cele – np. Nowy Zielony Ład. W tej sytuacji obietnica tak niewielkiej obniżki wypłat dla Polski wygląda na dosyć odważną.

Oby się spełniła. Nie wiadomo jednak w jaki sposób premier Morawiecki tę kwotę wyliczył, bo w Brukseli nikt jeszcze nie zna proporcji, zgodnie z którymi dzielony będzie budżet Unii.

Premier, przedstawiając te informacje stwierdził, że „Polska nigdy nie broniła swoich racji tak skutecznie”. Dodał, że „od początku wybuchu kryzysu apelował o ambitny plan odbudowy”.

– Nazwałem to współczesnym planem Marshalla. Dzisiaj mogę powiedzieć, że taki plan rysuje się na horyzoncie i jest już stosunkowo blisko – powiedział. Taką propozycję ogłosił Morawiecki 21 kwietnia, mówiąc, że przekazał ją przewodniczącej Komisji Europejskiej Ursuli von der Leyen.

Tymczasem propozycja „nowego planu Marshalla” padła z ust pani przewodniczącej już trzy tygodnie wcześniej i na dodatek podana została wtedy ostrej krytyce, bo nikt nie sądził, że Unia może dysponować innymi pieniędzmi jak tylko tymi, które pochodzą ze składek krajów członkowskich.

Jednak 18 maja kanclerz Niemiec Angela Merkel i prezydent Francji Emmanuel Macron zaproponowali przełomowy projekt zapożyczenia się przez Unię na rynkach finansowych. Mowa była wtedy o 500 mld euro, ale już 10 dni później pani von der Leyen podbiła stawkę do 750 mld.

Co dalej?

Jak komentują dziennikarze POLITICO, dramatyczne wydarzenia wywołane pandemią i towarzyszący jej szok gospodarczy nie wystarczyły, aby usunąć ostre, fundamentalne spory między rządami krajowymi dotyczące polityki gospodarczej.

Podczas gdy najwięksi członkowie UE – Niemcy i Francja – chcą rozdawać granty warte setki miliardów euro, cztery tzw. „oszczędne kraje”: Austria, Dania, Holandia i Szwecja zdecydowanie sprzeciwiają się pomysłowi, aby ich obywatele zaciągnęli długi w celu sfinansowania dotacji dla innych krajów.

Na wideo-szczycie te podstawowe różnice zostały głośno i wyraźnie wyartykułowane i nie ma żadnych wskazówek, jak można by je rozwiązać. Są też pretensje, że Komisja nie opracowała odpowiedniej formuły alokacji środków na naprawę gospodarczą, tak aby były precyzyjnie dostarczone krajom i sektorom gospodarki najciężej dotkniętym przez kryzys.

Najbardziej wpływowa wśród unijnych przywódców kanclerz Merkel, ostrzegła: – Implikacje gospodarcze pandemii są bardzo, bardzo poważne. Nie jest przesadą stwierdzenie, że stoimy w obliczu największego wyzwania gospodarczego w historii Unii Europejskiej, musimy więc podejmować adekwatne działania.

Niemcy, które przez długi czas kojarzyły się z oszczędnościami gospodarczymi, same – wspólnie z Francją – zaproponowały plan zaciągnięcia dużego wspólnego zadłużenia, co przez wielu postrzegane jako przełomowy moment w historii Unii.

Gdy 1 lipca Niemcy obejmą rotacyjną prezydencję w UE, nie ma wątpliwości, że wpływy Merkel będą odczuwalne w ciągle jeszcze ledwo rozpoczętych negocjacjach.

MICHAŁ BRONIATOWSKI, DZIENNIKARZ ONETU, KOORDYNATOR POLITICO W POLSCE

Więcej postów