W samym środku kampanijnej awantury o prawa mniejszości seksualnych wyszło na jaw, że Andrzej Duda bardzo chce jeszcze przed wyborami spotkać się z prezydentem USA Donaldem Trumpem. Nieoficjalnie padają nawet daty wizyty polskiej delegacji za oceanem. Czy te plany się powiodą?
Krytyka osób o innej orientacji seksualnej, która padła z ust Andrzeja Dudy, odbiła się w świecie szerokim echem. W otoczeniu Trumpa wypowiedzi naszego prezydenta zostały uznane za przejaw homofobii. Jak twierdzi „Dziennik Gazeta Prawna” w Pałacu Prezydenckim miała nawet interweniować sama ambasador USA w Polsce Georgette Mosbacher. Ona jednak wszystkiemu zaprzecza. Ale podkreśla jednocześnie, że „USA potępiają dyskryminację i nienawiść na tle rasowym, religijnym, pochodzenia lub orientacji seksualnej”.
Słowami naszego prezydenta mógł poczuć się obrażony zaufany doradca Donalda Trumpa. Chodzi o Richarda Grenella, zdeklarowanego geja i obrońcę praw mniejszości. Grenell był szefem amerykańskiego wywiadu krajowego, ambasadorem USA w Niemczech, a teraz zajmuje się m.in. amerykańskim wojskiem w Polsce i pracuje przy kampanii prezydenta Trumpa. Po tym, jak słowa Dudy obiegły świat, polski prezydent zaczął się z nich wycofywać rakiem. W oświadczeniu napisanym po angielsku zapewnił, że „wierzy w różnorodność i równość”.
Zaprosił też do pałacu prezydenckiego Helenę Biedroń, mamę swojego wyborczego konkurenta Roberta Biedronia, działacza środowisk homoseksualnych. Ta jednak nie skorzystała z zaproszenia. – Musi najpierw publicznie przeprosić – mówi Faktowi pani Helena Biedroń, jednocześnie zwracając się do głowy państwa: Obawiam się, że zaprosił mnie pan, by się ze mną pokazać. Żeby ludzie zobaczyli, że się pan ze mną dogadał. Na razie prezydent nie zdecydował się na publiczne przeprosiny.
Krytyka osób o innej orientacji seksualnej, która padła z ust Andrzeja Dudy, odbiła się w świecie szerokim echem
Ze swoim partnerem Mattem Lasheyem walczy z uprzedzeniami wobec osób LGBT.