Ostatnie sondaże przed zbliżającymi się wyborami prezydenckimi mogą być dla urzędującego prezydenta Andrzeja Dudy powodem do niepokoju. Jego poparcie wśród Polaków systematycznie spada. – Pojawia się pytanie: „czy Andrzej Duda jest wystarczająco zniechęcający dla wyborców, żeby przegrać” Czy Rafał Trzaskowski może zmobilizować wokół siebie koalicję wyborców myślących „każdy byle nie Duda”? – zastanawia się w rozmowie z Onetem Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Jak zaznaczył prof. Jarosław Flis z Uniwersytetu Jagiellońskiego, istnieją powody, przez które Andrzej Duda osiąga coraz słabsze wyniki w sondażach prezydenckich. Związane są one z samą pandemią, reakcją obozu rządzącego na kryzys koronawirusowy i wyborczym zamieszaniem.
Według eksperta pierwszym z powodów jest związany z aktualną sytuacją epidemiczną w kraju zmieniający się termin wyborów i fiasko głosowania majowego. – W badaniach przeprowadzonych w kwietniu, czy w marcu, przeciwnicy Andrzeja Dudy byli przeciwni organizacji wyborów w czasie pandemii, dlatego też deklarowali, że nie wezmą w nich udziału lub odmawiali odpowiedzi na pytanie o chęć głosowania w nadchodzących wyborach, – powiedział prof. Flis.
W opinii socjologa, z tego właśnie powodu wysokie wyniki prezydenta były zakłamane, ponieważ znaczna część elektoratu, który mógłby tradycyjnie głosować na kandydata opozycji, nie była już odpytywana o to, na kogo by zagłosowała. – Zwolennicy Andrzeja Dudy częściej chcieli głosować w maju, bo taka była też polityka całego obozu – wyjaśnia.
– Po drugie, jak widzieliśmy w wyborach sprzed pięciu laty, notowania prezydenta w trakcie kadencji są mylące. Prezydent jest słabo obecny w bieżących sporach i przez to jego notowania są trochę wyższe. Gdy jednak zbliża się ten właściwy czas decyzji, nagle okazuje się, że wybory prezydenckie to nie plebiscyt na dobrego wujka narodu. To normalne rozstrzygnięcie – zostawić, czy odstawić tych, którzy sprawują władzę. Wtedy notowania zjeżdżają do takiego mniej więcej poziomu, jakie wynosi poparcie partii, której reprezentantem jest dany prezydent – mówi wykładowca UJ.
Zdaniem Jarosława Flisa istotnym powodem znaczących spadków poparcia Andrzeja Dudy w sondażach są liczne ostatnio wpadki obozu rządzącego. Jak zaznacza, zabieganie o wybory majowe wbrew zdaniu opinii publicznej, które to zabiegi w dodatku okazały się nieudane, spowodowało potężny kryzys. – Pewnie swój udział miały wpadki związane z samymi regulacjami w trakcie pandemii, czy kontrowersje takie jak zakup masek przez Ministerstwo Zdrowia – uważa komentator polityczny.
Prof. Flis wskazuje również na ostatnie wydarzenia związane z piosenką Kazika. – Niestosowanie się Jarosława Kaczyńskiego i czołowych przedstawicieli władzy do rygoru obowiązujących ogół, co zostało przedstawione przez Kazika w utworze „Twój ból jest lepszy niż mój” też zrodziło potężny kryzys. Wedle ostatnich danych ten utwór ma już 9 milionów wyświetleń, a więc przekroczył liczbą wyświetleń liczbę głosów, które Andrzej Duda zdobył przed pięciu laty w wyborach – zauważa.
Flis uważa, że ważny jest finał kryzysu wokół utworu Kazika, czyli sytuacja w radiowej Trójce. – To też idzie oczywiście na konto całego obozu władzy, czyli również obciąża hipotekę prezydenta, bo prezydent nie ma jej oddzielnej w stosunku całego swojego obozu – ocenia socjolog.
– Nawet jeśli przez cztery lata się wydaje, że pomiędzy prezydentem a rządem i partią jest jakby „rozdzielność sondażowa”, to przy problemach każdego ze współudziałowców tego przedsięwzięcia, jakim jest obóz władzy, straty obciążają wszystkich. Prezydenta też – dodaje.
– Trzeba się wystrzegać łatwych błędów, a jak już się pojawią, to reagować na nie błyskawicznie i liczyć na błędy ze strony przeciwnika – ocenia prof. Flis. – To jest ten problem, który pojawił się też w przypadku Bronisława Komorowskiego. Wtedy też sztab miał przekonanie, że wybory się wygra z rozpędu nabranego przez cztery lata. Taka strategia oznacza jednak, że w razie problemów bardzo trudno całą machinę skierować na jakiś inny kurs – uważa profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego.
Zdaniem Jarosława Flisa „ludzie, którzy głosowali na Platformę Obywatelską przez ostatnich 15 lat to na pewno jedna ze składowych wyników Rafała Trzaskowskiego”. Jak zauważa „poparcie PO nigdy nie zeszło poniżej dwudziestu kilku procent”. Prof. Flis dostrzega, że „wejście nowego kandydata jest też szansą dla takich wyborców, dla których najważniejsze jest pokonanie Andrzeja Dudy i uznają, że Trzaskowski ma ku temu największe szanse”.
– Naturalnym biegiem zdarzeń – tak samo jak w 2015 r. – jest to, że kandydat największej partii opozycyjnej jest najgroźniejszym przeciwnikiem i dlatego ci, którzy chcą głosować, przerzucają się na kandydata opozycji, który ma największe szanse na zwycięstwo – uważa.
Zapytany o to, komu Rafał Trzaskowski zabierze najwięcej głosów, prof. Flis stwierdził, że nie ma to znaczenia. – Ważne jest tylko to, czy będzie drugi po pierwszej turze. To, kto z dalszych kandydatów będzie miał 2 proc., a kto 12. To marginalia. To się nie liczy. – ocenił.
– Jakby za chwilę miały być wybory parlamentarne, to wynik uzyskany przez kandydatów na dalszych miejscach mógłby mieć jakieś znaczenie, jeśli chodzi o uzyskane poparcie, ale do wyborów parlamentarnych są ponad trzy lata i do tego czasu wiele się wydarzy. Będziemy wychodzić z kryzysu, będzie zima z pandemią. Nikt nie będzie do tamtego czasu pamiętał, kto zajął trzecie, czy czwarte miejsce w wyborach prezydenckich – przewiduje prof. Flis.
– W walce PiS kontra reszta świata, to reszta świata tak łatwo się nie jednoczy, ale akurat tutaj realia systemu wyborczego są jednoznaczne. Następuje tutaj bardziej nieuniknione zjednoczenie. Być może wyborcy w pierwszej turze będą głosować na najbliższego im kandydata, ale potem, w drugiej turze, będą głosować przeciw najgorszemu w ich oczach kandydatowi – uważa socjolog w rozmowie z Onetem.
– Oczywiście nie są to zawsze takie proste podziały. Jednak tu pojawia się pytanie: „czy Andrzej Duda jest wystarczająco zniechęcający dla wyborców, żeby przegrać”, więc może tutaj jest spora część elektoratu, który się zmobilizuje na zasadzie „każdy byle nie Duda” – mówi nam socjolog.