Wiesław R. miał ukraść piwo, które zostało mu odebrane, po czym – jak twierdzi obsługa – został wyproszony ze sklepu. Sprawa trafiła do sądu, ale to nie właściciel ją tam skierował, tylko prokurator zawiadomiony przez amatora piwa. Ten twierdzi, że został pozbawiony wolności i pobity na zapleczu. Sąd mu uwierzył i… skazał handlowca. – Mnie wtedy nawet nie było w sklepie! – zapewnia Łukasz Gańcza (36 l.).
W tej sprawie jedno jest bezsporne: w lutym 2018 r. Wiesław R. był w sklepie Łukasz Gańczy. Według obsługi miał wtedy ukraść piwo. Ale Wiesław R. twierdzi, że to Łukasz Gańcza bez żadnego powodu zabrał na zaplecze sklepu, przykuł do kraty w oknie, pobił i oblał wodą.
– Tego dnia nie było mnie w ogóle w sklepie. Co więcej, nie mam żadnych krat w oknach na zapleczu. Nic temu człowiekowi nie zrobiłem. Nie było przeciwko mnie żadnych dowodów. To Wiesław R. powinien odpowiadać za kradzież, a nie ja za coś, czego nie zrobiłem! – denerwuje się Łukasz Gańcza.
Sąd jednak znalazł powód by uwierzyć w wersję Wiesława R. W pierwszej instancji Łukasz Gańcza dostał 10 miesięcy więzienia w zawieszeniu na rok, ale się odwołał, bo uważa, że został skrzywdzony.
– Wiesław R. przychodzi teraz do mojego sklepu pod wpływem alkoholu, awanturuje się, odgraża i krzyczy, że mnie załatwił. Mam to nawet nagrane – opowiada rozżalony wyrokiem handlowiec. – Sklepikarze generalnie nie czują się bezpieczni, a na dodatek nie mogą liczyć na żadną pomoc – dodaje. Mimo to wciąż ma nadzieję, że zostanie uniewinniony.
Innego zdania jest prokurator Małgorzata Wolińska, która zgadza się z sądem pierwszej instancji, co wymierzonej kary. – Wnoszę o podtrzymanie wcześniejszego wyroku skazującego – powiedziała.
Wyrok w tej sprawie zapadnie 17 września.