Decyzja o remoncie przestarzałych czołgów T-72 spowodowała falę krytycznych opinii na temat stanu Sił Zbrojnych. Po raz kolejny obnażyła pozorowane działania rządu.
Bumar-Łabędy i Wojskowe Zakłady Motoryzacyjne wyremontują i przeprowadzą ograniczoną modyfikację ponad 300 starych czołgów T- 72M i M1 – dodajmy sprzętu, który pamięta jeszcze czasy sojuszu wojskowego z ZSRR, czyli Układu Warszawskiego. Decyzja o podjęciu takich działań została ogłoszona przez premiera Mateusza Morawieckiego i szefa MON Mariusza Błaszczaka.
Lifting czołgów będzie prowadzony do 2025 r., a budżet państwa wyda na ten cel 1,75 mld zł. Trudno dzisiaj jednoznacznie odpowiedzieć na pytanie – jakie znaczenie dla wzmocnienia Sił Zbrojnych będzie miał ten remont. Pewne jest, że najbardziej zyskają na nim pracownicy firmy – potencjalni wyborcy w jesiennym wyścigu o miejsca w parlamencie.
Wyciąganym z wojskowych magazynów czołgom T-72 – dodajmy, radzieckiej konstrukcji, ale produkowanych w Polsce – ma zostać przywrócona sprawność bojowa. W rzeczywistości w wielu przypadkach trzeba będzie naprawić ich silniki, aby ruszyły z miejsca. MON zapewnia, że dostaną one też nowe przyrządy obserwacyjne, celownicze i urządzenia łączności. Resort obrony nic nie mówi o wzmocnieniu pancerza, „podrasowaniu” lufy, a także nowej amunicji. Można zatem odnieść wrażenie, że czołg dostanie nowe oczy (okulary?), ale i tak nie zostanie wyposażony w nową pięść która pozwoli rozbić w pył czołg przeciwnika. Czy zatem będą one przypominały odmalowane atrapy? Odmłodzone czołgi mają trafić do właśnie formowanej na wschodzie kraju 18. Dywizji Zmechanizowanej, która w przypadku agresji ze strony Rosji, jako jedna z pierwszych ma się zderzyć z przeciwnikiem. Jaki będzie tego efekt?
MON obiecuje, że to tylko działanie pomostowe i kolejnym krokiem będzie stworzenie nowego czołgu dla polskiego wojska. Tyle, że nie wiemy kiedy on powstanie. Przypomnę, że takich projektów było już kilka, na targach uzbrojenia prezentowano nawet ich makiety. Żaden nie przeszedł odpowiednich prób i nie trafił do produkcji.
Rządowe media przy tej okazji ogłosiły – zresztą nie po raz pierwszy – jaką potęgą czołgowa jesteśmy. Tyle, że Polska jest pancerną potęgą wyłącznie w ujęciu statystycznym – na papierze.
Według światowego rankingu, który powstał w oparciu o dane zebrane przez CIA, Polska z 1065 czołgami w 2018 r. znajdowała się na 22. miejscu na świecie. Dla porównania Niemcy posiadają 408 czołgów, Wielka Brytania 407, Francja – 423, ale już Rosja 15 398 takich maszyn. W siłach pancernych RP wykorzystywane są czołgi z rodziny T-72, oraz czołgi Leopard 2 w wersji A4 i A5 i tylko te ostatnie w liczbie prawie 250 – stanowią rzeczywistą pięść naszej armii. Przypomnijmy, że od lat mamy problem z modernizacją starszej maszyny Leopard przejętej od Bundeswehry, która czeka na nowoczesną amunicję.
Oczywiście MON wykorzystał ten moment do ataku na polityków opozycji. Wytknął im, że ministrowie rządu PO-PSL nic nie zrobili w sprawie stworzenia nowego czołgu. I – jakby ktoś w to wątpił opisała rzeczywisty cel działania : „dzięki podpisanej umowie zakład może pracować, rozwijać zatrudnienie, kompetencje oraz zdolności”. Bo już nad stwierdzeniem, że czołgi „będą zdolne do walki” – można pochylić się z pewną ironią. Szczególnie, gdy resort stwierdza, że niektóre maszyny „zostaną ponownie uruchomione”.
Wyjątkowo budująco, ale tylko dla laików brzmi zaś stwierdzenie, że „modyfikacja ponad trzystu egzemplarzy czołgu T-72 (w latach 2019-2025) to niepodważalna wartość operacyjna dla brygad wykorzystujących ten sprzęt”. Podobnie jak zapewnienie: „21 Brygada operując na czołgach T-72 pomyślnie przeszła certyfikację i w przyszłym roku weźmie odpowiedzialność za siły szybkiego reagowania, za tzw. szpicę NATO – to świadczy o wartości bojowej sprzętu”. Jeżeli szpica Sojuszu ma kłuć czołgami T-72, to można tylko drżeć nad jej sprawnością.
Decyzja o odmłodzeniu pancerzy starych czołgów spotkała się z ostrą krytyką wielu ekspertów, a także polityków opozycji. Nie można jej zatem potraktować jako dobry ruch z punktu widzenia PR. O tym, że mieliśmy do czynienia z pożarem niech świadczy fakt, że zarówno MON jak i PGZ starali się jej bronić, wydając oświadczenia.
Tyle, że wyszło jak zwykle. W stanowisku PGZ znalazło się jednak niezwykle znamienne zdanie: „kontrakt cementuje pozycję polskiego przemysłu obronnego w zakresie obsługi remontowo-serwisowej wszystkich wykorzystywanych przez Siły Zbrojne RP czołgów podstawowych – T-72, PT-91, Leopard 2A4/2PL oraz Leopard 2A5″.
Jeżeli taki będzie rzeczywisty efekt tego liftingu to chwała rządowi. Tyle, że dzisiaj nikt nie może tego zagwarantować. Bo najogólniej rzecz biorąc wiarygodność rządzących jest mocno nadszarpnięta. Z szeroko zapowiadanych programów modernizacji Sił Zbrojnych na razie zostało niewiele: śmigłowce i zestawy rakietowe zamawiamy jak na lekarstwo. Przyszłość Marynarki Wojennej można rysować się tylko w ciemnych barwach. Niepewnie brzmią zapowiedzi zakupu samolotów F-35 i rychłego wycofania samolotów posowieckich, szczególnie w kontekście postawienia w przypadku broni pancernej na konstrukcję sąsiadów zza Buga. Nawet zapowiedzi zwiększenia liczby żołnierzy brzmią dzisiaj jak hasło, o którym wielu pewnie zapomni po wyborach.
Gdy kilka miesięcy temu „Rzeczpospolita” ujawniła, że armia masowo maluje żelazne hełmy, które kilkadziesiąt lat leżały w magazynach, przedstawiciele resortu obrony zapewniali, że nie otrzymają ich żołnierze wojsk operacyjnych. W odpowiedzi w sieci pojawiła się seria zdjęć wojskowych w trakcie ostrych strzelań na poligonach z odmłodzonymi „orzeszkami” na głowach. Ostatnio, aby „przypudrować” ewentualny negatywny odbiór mogliśmy obejrzeć je na głowach studentów z Legii Akademickiej – tyle, że z założonym ochronnym kamuflażem. Zdjęcia takie zresztą na swoją stronę wrzucił MON.
I taki jest prawdziwy obraz polskiej armii. Niby nowoczesnej, a w rzeczywistości opartej na maskowaniu, spod którego wychodzi posowiecka rdza.
A jednak . Radzieckie jest najlepsze, bo niezniszczalne. Brawo MON !