Polscy piloci F-16 masowo UCIEKAJĄ z armii. MON tego nie wie

Polscy piloci F-16 masowo UCIEKAJĄ z armii

W lotnictwie wojskowym brakuje około 30 proc. pilotów samolotów F-16 – dowiedział się nieoficjalnie ONET. Kolejni odejdą niebawem. Co na to wojsko? Na pytanie, ilu pilotów „Jastrzębi” odeszło, otrzymaliśmy taką odpowiedź: „Nie prowadzimy statystyki zwolnień z zawodowej służby wojskowej z podziałem na poszczególne specjalności wojskowe”.

W lotnictwie wojskowym powinno służyć 72 pilotów „Jastrzębi”. Jak wynika z informacji Onetu, od dwóch lat piloci wyszkoleni do lotów na tych maszynach masowo odchodzą z armii

Wojsko nie widzi problemu i twierdzi, że nie prowadzi takich statystyk. Tymczasem wyszkolenie jednego pilota F-16 to koszt sięgający nawet pięciu milionów dolarów

Jeśli dowództwo nie wie, ilu ma pilotów F-16, to znaczy, że nie wie, jaką gotowość bojową mają podległe im jednostki wojskowe – mówi jeden z oficerów

Gen. Koziej, był szef BBN: – Mamy do czynienia z dramatycznym brakiem profesjonalizmu w polityce kadrowej wojska lub dowództwo drwi z obowiązku informowania opinii publicznej o swojej działalności. W obu przypadkach jest to po prostu skandal

Polska ma 48 samolotów wielozadaniowych F-16. Maszyny te stacjonują w bazach w Poznaniu-Krzesinach oraz w Łasku koło Łodzi. Na każdą maszynę powinno przypadać 1,5 pilota. Oznacza to, że polskie Siły Powietrzne powinny mieć dziś 72 pilotów „Jastrzębi”. Jednak, jak wynika z informacji Onetu, od ponad dwóch lat piloci wyszkoleni do lotów na tych maszynach masowo odchodzą z armii.

Milionowe koszty szkolenia pilotów F-16

– System szkolenia i zarządzania kadrami kompletnie w ostatnim czasie się załamał. Stało się tak z wielu powodów. Na przykład politycy zdecydowali, że Polska w dyżurze bojowym w ramach sił odpowiedzi NATO będzie utrzymywać w gotowości 16 maszyn, gdy tymczasem Wielka Brytania zadeklarowała tylko cztery maszyny wielozadaniowe. Dla nas to duży wysiłek. Piloci latający w dyżurach NATO muszą dostawać więcej godzin nalotu. A to odbija się na codziennym szkoleniu pozostałych załóg. Do tego dochodzi awaryjność maszyn i przestoje w ich naprawach, bo na części zamienne czeka się nawet dwa lata – wylicza jeden z pilotów. – Ludzie widzą, że to fikcja, więc odchodzą. Często też się po prostu wypalają, bo jak długo można kopać się z koniem.

Tymczasem koszt wyszkolenia jednego pilota F-16 szacowany jest nawet na ok. pięć milionów dolarów. – Samo szkolenie w Stanach Zjednoczonych to ponad 3,5 miliona dolarów. Do tego należy dodać szkołę w Dęblinie, potem szkolenia i kursy specjalistyczne, zdobywanie kolejnych uprawnień i specjalności – wylicza były pilot F-16.

W kilku niezależnych źródłach zbliżonych do resortu obrony, Dowództwa Generalnego Rodzajów Sił Zbrojnych oraz środowiska lotniczego usłyszeliśmy, że z wojskiem pożegnała się w ostatnich dwóch latach aż jedna trzecia pilotów F-16. Odchodzą najbardziej doświadczeni. Wielu z nich to piloci klasy mistrzowskiej, instruktorzy, którzy powinni szkolić kolejne pokolenia polskich lotników.

Dowódcy nie wiedzą, jaka jest gotowość bojowa jednostek?

Onet zapytał Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych, które nadzoruje Siły Powietrzne, o to, ilu pilotów myśliwców F-16 w ostatnich latach odeszło z armii. – Informuję, że nie prowadzimy statystyki zwolnień z zawodowej służby wojskowej z podziałem na poszczególne specjalności wojskowe – odpowiedział kmdr por. Czesław Cichy z Wydziału Działań Komunikacyjnych Dowództwo Generalne Rodzajów Sił Zbrojnych.

Wszyscy wojskowi, którym przytoczyliśmy tę odpowiedź, zgodnie stwierdzili, że jest nieprawdziwa. – System informatyczny „SEW on-line” do zarządzania kadrami w wojsku daje przecież takie dane od ręki – dziwi się jeden z oficerów.

Inny: – Oczywiście, że wojsko doskonale wie, ilu pilotów odeszło do cywila, a ilu nadal służy. Ale ujawnienie tych danych mogłoby zaszokować opinię publiczną. Załóżmy jednak, że odpowiedź jest prawdziwa, a Dowództwo Generalne naprawdę nie wie, ilu ma pilotów F-16. Wtedy zaczyna się robić naprawdę strasznie. Znaczyłoby to, że dowódcy polskiej armii nie wiedzą, jaką gotowość bojową mają podległe im jednostki wojskowe. O gotowości bojowej stanowią zaś trzy elementy: ukompletowanie jednostek w sprzęt, obsadzenie stanowisk przez ludzi i ich wyszkolenie.

– Bezczelne zbywanie dziennikarza – uważa zaś gen. Stanisław Koziej, były szef Biura Bezpieczeństwa Narodowego. – Gdyby to jednak była prawda, to byłby to dramat świadczący o zupełnym braku profesjonalizmu w polityce kadrowej polskiego wojska. A ponieważ aż trudno uwierzyć, by ta odpowiedź była prawdziwa, to uważam, że Dowództwo Generalne drwi z ustawowego obowiązku informowania opinii publicznej o swojej działalności. W obu przypadkach jest to po prostu skandal.

Długi proces selekcji, szkolenie w USA i powitanie z pompą

Pierwsze „Jastrzębie” przyleciały do naszego kraju w listopadzie 2006 roku, ale ostra selekcja kandydatów na ich pilotów zaczęła się już w 2002 roku. Musieli oni mieć nie więcej niż 33 lata, doskonałe zdrowie, a na koncie co najmniej pół tysiąca godzin w powietrzu na samolotach naddźwiękowych: MiG-29, MiG-21 lub Su-22. Musieli też doskonale znać język angielski.

Z 29 najlepszych pilotów wybranych przez dowódców jednostek lotniczych wyłoniono ostatecznie dwunastu. Jesienią 2004 roku w kilkuosobowych grupach rozpoczęli oni niezwykle skomplikowane szkolenie w Stanach Zjednoczonych.

W gronie pierwszych pilotów, który je ukończył, był płk. Rościsław Stepaniuk. W Dniu Niepodległości w 2006 roku wylądował na lotnisku w Krzesinach pierwszym polskim „Jastrzębiem”. Gdy wysiadł z maszyny, na płycie lotniska powitał go prezydent Lech Kaczyński. Kariera płk. Stepaniuka w armii skończyła się jednak w tym roku. W maju wykonał swój ostatni, pożegnalny lot.

Światem lotnictwa wojskowego w ostatnich miesiącach wstrząsnęło zaś odejście legendarnego pilota – mjr Roberta „Bluto” Gałązki, twórcy polskiego zespołu F-16 Tiger Demo Team, który demonstrował w powietrzu akrobacyjne możliwości myśliwców. Major Gałązka, to człowiek legenda – pilot wojskowy klasy mistrzowskiej, który w powietrzu spędził 1900 godzin, z czego 1400 w samolotach F-16. Brał udział w wielu ćwiczeniach zagranicznych, sam też wielokrotnie nimi dowodził. Nagradzany – m.in. zdobył tytuł Pilota Roku 2014.

– To był najlepszy pilot F-16. Kochał uczyć młodsze pokolenia pilotów. Wiem, że nie chciał odchodzić, ale każdy jego raport o bolączkach w systemie szkolenia pilotów F-16 lądował w szufladzie – mówi jeden z pilotów, który służył z mjr. pil. Robertem „Bluto” Gałązką.

Major alarmował dowództwo, że dziura generacyjna w szkoleniu pilotów jeszcze się powiększy, jeśli Polska nie stworzy systemu szkolenia w oparciu o własnych instruktorów. Dziś piloci F-16 szkolą się w Stanach Zjednoczonych. Ale w amerykańskiej armii też zaczyna brakować instruktorów.

Z tą opinią zgadza się gen. Tomasz Drewniak, były Inspektor Sił Powietrznych: – Trzeba pamiętać, że nadal szkolimy pilotów na samolotach F-16 w USA. A już teraz zaczyna się tam robić ciasno, walczymy o każde miejsce na kursie. Natomiast możliwości szkolenia w Polsce są niewielkie. Do tego dołóżmy fakt, że u szczytu swojej kariery odchodzą doświadczeni piloci – instruktorzy i sytuacja zaczyna robić się dramatyczna – uważa generał i dodaje. – W przypadku szkolenia pilotów ważny jest też czas. Od momentu, gdy młody podporucznik opuści szkołę w Dęblinie, do czasu, gdy nabędzie podstawowe uprawnienia, mija od 10 do 12 lat.

Piloci F-16 wpadli w polityczne turbulencje

Żaden z pierwszej grupy pilotów wyszkolonych w USA nie służy już w lotniczych jednostkach liniowych. Jeśli pozostali w armii, trafili do dowództw i sztabów. Na przykład gen. Cezary Wiśniewski był pierwszym polskim pilotem, który spędził w powietrzu tysiąc godzin na samolotach F-16. – Świetnym pilotem i instruktorem – zgodnie twierdzą lotnicy. Problem w tym, że gen. Wiśniewski wpadł w polityczne turbulencje. W listopadzie 2016 roku Antoni Macierewicz wyznaczył go na stanowisko Inspektora Sił Powietrznych w Dowództwie Generalnym Rodzajów Sił Zbrojnych RP, a już w kwietniu następnego roku wysłał do Stanów Zjednoczonych jako attaché wojskowego.

Nieco odmienne, ale też polityczne zawirowania sprawiły, że awansował inny doskonały pilot i instruktor na samolotach F-16 – gen. Jacek Pszczoła. Kilka tygodni temu został on p.o. Inspektora Sił Powietrznych, po generale Mirosławie Jemielniaku, którego minister obrony Mariusz Błaszczak odwołał w niejasnych okolicznościach.

– Gdyby prawdą okazały się informacje o skali odejść pilotów F-16, to byłaby to nieprawdopodobna sytuacja. Kilka lat temu był już taki okres, gdy odchodzili piloci samolotów F-16. Potem ten proces udało się zahamować. Jeśli znowu piloci odchodzą, to jest to bardzo niepokojąca sytuacja i rekomendowałbym, aby sprawą natychmiast zajęła się sejmowa Komisja Obrony – podkreśla europoseł SLD Janusz Zemke, były wiceminister obrony.

EDYTA ŻEMŁA, ONET.PL

Więcej postów

10 Komentarze

  1. Masowo? Po prostu odchodzą na emeryturę jak co roku tylko od kilkunastu lat MON oszczędza i nie szkoli kolejnych pilotów aby mogli zastąpić tych odchodzacych

  2. Najlepsze, że na części zamienne czeka się 2 lata – ciekawe ile maszyn ogólnie ma zdolność bojową, a ile stoi popsutych i jest dawcami /

  3. Polski pilot jak będzie trzeba to poleci i na drzwiach od stodoły a na to wyszkolenia nie trzeba 😀 😀 😀 nie dziwi mnie więc ze MON udaje ze niewidzi 😛

  4. Tak samo jest z lekarzami w MON. Zrobią szkole za darmo potem specjalizacje w godzinach służbowych i po niej zwalniają się do cywila robić za „ciut” inna kasę

Komentowanie jest wyłączone.