Lotniskowe kolejki do odprawy i kontroli bezpieczeństwa, a potem oczekiwanie na lot na twardych, metalowych lub plastikowych ławkach – te podróżnicze bolączki nie dotyczą wybrańców narodu. A przynajmniej nie wszystkich. Od początku 2017 r. w Senacie wydano już ponad 200 tys. na lotniskowe saloniki VIP.
Na każdym lotnisku jest takie miejsce, gdzie wymagający i bogaci klienci mogą zrelaksować się przed lotem i skorzystać z wielu wygód. Na przykład stołeczne Okęcie oferuje VIP-om „dyskretną odprawę biletową, bagażową, celną i kontrolę bezpieczeństwa przy zachowaniu pełnej dyskrecji”. Do tego goście mogą liczyć na wybór przekąsek i drinków, czy indywidualną asystę stewardessy. By skorzystać z takich wygód, trzeba mieć gruby portfel. Ale nie dotyczy to polityków, za których wygody płacimy my.
Na saloniki VIP-owskie Senat wydał w ubiegłym roku 146 tys. zł, w tym – już 68 tysięcy. Ponad 17 tys. wydano na wygodę senatorów i urzędników (m.in. szefa Kancelarii Senatu Jakuba Kowalskiego) lecących do Szwecji na obchody Dnia Polonii. Z saloników korzystano też w innych krajach, np. podczas delegacji w Indonezji czy RPA. Koszty opiewały odpowiednio na 18 tys. zł i 26 tys. zł. Tego lata marszałek Stanisław Karczewski (63 l.) potrzebował saloniku, gdy wybierał się do ośrodków kolonijnych na spotkania z dziećmi.
A co z izbą niższą? Jak twierdzi Centrum Informacyjne Sejmu, „nie posiada rejestru zawierającego koszty z wyszczególnieniem imion i nazwisk osób, które skorzystały z tego rozwiązania”, jednak urzędnicy zarzekają się, iż w przypadku marszałka Marka Kuchcińskiego (63 l.), nie ponoszono wydatków z tego tytułu. Łącznie od początku 2017 roku, w Sejmie na saloniki VIP wydano 106 tys. zł.