Daniel G. (29 l.) z Chotomowa (Mazowieckie) to bestia w ludzkiej skórze. Regularnie wyżywał się na swoim zaledwie dwumiesięcznym synku Kamilku. I pewnie katowałby maluszka jeszcze długo, gdyby nie pracownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Podczas wizyty zauważył siniaki na ciele Kamilka. Chwilę później niemowlak trafił do szpitala, a jego ojciec z kratki.
Daniel G. ze swoją partnerką Dagmarą N. (19 l.) poznali się w ośrodku dla uzależnionych. On był wcześniej karany, ona spędziła kilka lat w domu dziecka. Kiedy na świat miał przyjść Kamilek, wynajęli pokój w domu jednorodzinnym w Chotomowie pod Warszawą. Daniel G. nie chciał tego dziecka. Nie dał mu swojego nazwiska. Mały dostał więc nazwisko mamy Dagmary i imię po babci Kamili. Na zewnątrz sprawiali wrażenie normalnej rodziny.
– Nie było słychać, żadnych odgłosów bójek czy krzyków z ich domu. Nikt nawet nie pomyślał, że może tam się dziać taka tragedia – mówią wstrząśnięci mieszkańcy stojących po sąsiedzku domków. W ubiegły piątek rodziców Kamilka odwiedził pracownik Gminnego Ośrodka Pomocy Społecznej. Od razu zauważył, że maluszek jest cały posiniaczony. Bez chwili zawahania zadzwonił po służby.
– Pracownicy pogotowia i lekarz nie mieli wątpliwości, że wobec niemowlęcia była stosowana przemoc fizyczna – mówi Marcin Saduś z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga. Kamilek natychmiast trafił do szpitala. – Po badaniach w szpitalu okazało się, że niemowlę ma połamane żebra, kość łonową, kości czaszki i wiele siniaków na całym ciele. Biegły sądowy orzekł, że tak rozległe obrażenia nie mogły powstać przypadkiem – mówi prokurator.
Kiedy lekarze starali się ulżyć w cierpieniu skatowanemu Kamilkowi, jego ojcem zajął się prokurator. Daniel G. częściowo przyznał się do winy. Jak nieoficjalnie udało się nam ustalić tłumaczył, ze synek wypadł mu z rąk przy przewijaniu. Zbigniew Ziobro dowiedział się o tych wydarzeniach wieczorem 12 września i natychmiast – korzystając ze swoich uprawnień jako Prokuratora Generalnego – wydał prokuratorom polecenie, żeby zaostrzyli zarzuty wobec oprawcy – na usiłowanie zabójstwa. A za to już grozi dożywocie.
– Dzieciom należy się miłość, a nie okrucieństwo. Rolą rodziców jest chronić je przed złem, a nie bestialsko bić i łamać kości. To potworne, że ten maleńki chłopiec doświadczył tyle bólu i cierpienia, najprawdopodobniej ze strony własnego ojca. Takie okrucieństwo zasługuje na surową karę – powiedział Faktowi minister Zbigniew Ziobro.
Dagmarze N. nie postawiono na razie żadnych zarzutów. Skierowaliśmy jednak sprawę do sądu rodzinnego. I to sąd zdecyduje czy rodzice zostaną całkowicie pozbawieni praw rodzicielskich, czy zostaną im je ograniczone – dodaje Marcin Saduś z Prokuratury Okręgowej Warszawa-Praga.
BARTŁOMIEJ FIGAJ