SZ: Niemcy nie mogą milczeć, gdy atakowana jest demokracja w Polsce

Niemcy unikają zajęcia jednoznacznego stanowiska wobec ataków na demokrację w Polsce i na Węgrzech. Ograniczanie się do „wzruszania ramionami” jest groźne – pisze „Sueddeutsche Zeitung”.

„Sueddeutsche Zeitung” (SZ) publikuje opinię Nilsa Meyer-Ohlendorfa, prawnika będącego współzałożycielem organizacji Democracy Reporting International. Autor pisze, że w minionych miesiącach, w krajach należących do Unii Europejskiej do doszło do ataków na demokrację. Wśród przykładów wymienia reformę sądownictwa w Polsce i ograniczenia w funkcjonowaniu społeczeństwa obywatelskiego na Węgrzech. Zdaniem Meyer-Ohlendorfa niemiecka opinia publiczna reaguje na te wydarzenia zbyt powściągliwie – „letnio”. 

„Niemcy wprawdzie uważają, że to wszystko nie jest OK, ale powstaje wrażenie, że to nie jest nasz problem. Typową reakcją jest wzruszenie ramionami i wskazanie na «kulturę polityczną w Europie Wschodniej». Komisja Europejska dostaje (od Niemiec) poparcie w sprawach ogólnych, jednak brak jest konkretów” – pisze autor. Meyer-Ohlendorf zwraca uwagę, że część niemieckiej opinii publicznej wręcz „brata się” z rządami Węgier i Polski, a bawarska CSU „nadskakuje” premierowi Węgier Viktorowi Orbanowi.

Praworządność nie jest wewnętrzną sprawą krajów UE

Brak jasnego stanowiska i woli przeciwdziałania jest zjawiskiem groźnym – ocenia autor. „Problemy z demokracją w innych krajach UE nie są ich wewnętrzną sprawą. Są z trzech powodów fundamentalnym problemem nie tylko dla krajów, których bezpośrednio dotyczą, lecz także dla Niemiec i wszystkich pozostałych krajów UE” – podkreśla niemiecki prawnik.   

Na pierwszym miejscu Meyer-Ohlendorf wymienia demokratyczną legitymację decyzji UE. „Demokratyczna legitymacja decyzji UE opiera się w pierwszej linii na wybranym demokratycznie Parlamencie Europejskim i na Radzie (Europejskiej), która składa się z demokratycznie wybranych rządów. Decyzje UE byłyby nielegalne, gdyby częścią procesu legislacyjnego były niedemokratyczne rządy” – tłumaczy.

Kolejnym powodem jest zdaniem autora unijny rynek wewnętrzny. „Gdy w danym państwie sądy zostają zglajchszaltowane, szerzy się korupcja, a media nie są wolne, to ma to wpływ na inwestycje w tym kraju” – pisze Meyer-Ohlendorf. Rynek wewnętrzny opiera się na wspólnych zasadach, które powinny być uchwalane przez demokratyczne rządy. Wątpliwości co do legitymacji i atrakcyjności rynku wewnętrznego UE i jego reguł zagrażają dobrobytowi Niemiec – czytamy w „SZ”.

Trzeci argument dotyczy ochrony prawnej. „Kraje członkowskie UE są zobowiązane do zapewnienia skutecznej ochrony prawnej we wszystkich dziedzinach, w których obowiązuje prawo unijne. To oznacza: sądy narodowe gwarantują, że prawa obywateli UE nie są naruszane. Ta gwarancja przestaje obowiązywać, gdy narodowe sądy są zależne od władzy wykonawczej i nie mogą zagwarantować uczciwego procesu” – pisze autor.

Apel o wsparcie dla protestujących

Meyer-Ohlendorf apeluje do niemieckich organizacji gospodarczych i związków zawodowych oraz szerokiej opinii publicznej o wywarcie presji na niemiecki rząd w celu skłonienia go do bardziej konkretnych działań w postępowaniu UE przeciwko Polsce i Węgrom.

Jednym z instrumentów mogłoby być jego zdaniem ożywienie dyskusji o uzależnieniu unijnych środków od przestrzegania praworządności. Meyer-Ohlendorf wzywa do większej solidarności z ludźmi, którzy „wychodzą na ulice, by protestować przeciwko ograniczaniu demokracji”. „Wzruszanie ramionami to za mało” – pisze na zakończenie prawnik.

 DW.COM

 

Więcej postów