Nie Polska czy Węgry, ale Czechy są najbliżej wyjścia z Unii

Niewiele ponad jedna czwarta Czechów opowiada się za członkostwem w Unii. Coraz więcej partii żąda referendum, inicjatywę wspiera prezydent.

Czy można wyjść z Unii przez przypadek? Może nie przez przypadek, ale w sposób niezamierzony przez szefa rządu i elity polityczne kraju – już tak. Pokazuje to przykład Wielkiej Brytanii, gdzie konserwatywny premier David Cameron nie chciał brexitu, a referendum miało mu pozwolić wygrać wybory i wzmocnić pozycję w partii i wśród wyborców. Wybory wprawdzie wygrał, ale wszyscy wiemy, jak się to skończyło.

Teraz niebezpieczną grę wokół referendum w sprawie wyjścia z Unii zaczynają prowadzić czescy politycy. Efekt może, niestety, być podobny. Nad Wełtawą nasila się debata o „czexicie”.

Czeski eurosceptycyzm

Gdy mówimy o eurosceptycyzmie w naszym regionie, to do głowy przychodzą nam przede wszystkim Węgry i Polska. To prawicowe rządy tych krajów toczyły lub toczą spory z unijnymi instytucjami o praworządność. Eurosceptyczna lub czasem otwarcie antyunijna propaganda jest w Warszawie czy Budapeszcie elementem polityki obozu władzy.

Jednocześnie w obu tych krajach utrzymuje się bardzo wysokie poparcie dla członkostwa w Unii. W Polsce sięga ono powyżej 80 proc. i jest najwyższe we Wspólnocie, niewiele niższe jest na Węgrzech. Najniższe, i to nie tylko w naszym regionie, ale w całej Europie, to poparcie jest za to w Czechach – zaledwie 29 proc. badanych uważa, ze członkostwo w Unii jest dobrą rzeczą. To paradoks, bo jednocześnie w Czechach od lat utrzymywały się relatywnie proeuropejskie rządy.

Skąd ten czeski eurosceptycyzm? Zdaniem szefa działu zagranicznego dziennika „Hospodarskie Noviny” Martina Ehla Czesi uważają, że w naturalny sposób są częścią Europy Zachodniej, więc wszelkie zakazy i nakazy przychodzące z Brukseli traktują jako niepotrzebne zawracanie głowy. Dużą rolę odegrał też wieloletni prezydent Vaclav Klaus, który karierę polityczną oparł na zimnym, technokratycznym eurosceptycyzmie.

Wyjście z Unii, jak w wielu innych krajach, popierają przede wszystkim osoby gorzej wykształcone, mniej zarabiające, dla których korzyści z członkostwa są najmniej dostrzegalne. Jednak, jak zwracają uwagę ekonomiści, to osoby z tych grup najsilniej odczułyby czexit w kieszeniach, jeśliby do niego doszło.

Gry z referendum

Niskie poparcie dla członkostwa w Unii to jedno, ale do tego coraz silniejsze są siły polityczne, które chcą na tym zbić polityczny kapitał. Zwłaszcza że sytuacja w kraju po zeszłorocznych wyborach pozostaje bardzo niestabilna.

Głosowanie w październiku 2017 roku wygrała centrowa, dość populistyczna partia ANO milionera Andreja Babiša. Zdobyła jednak tylko 78 mandatów w dwustuosobowym parlamencie. Próbowała powołać rząd mniejszościowy, ale w styczniu gabinet Babiša przegrał głosowanie o wotum zaufania i teraz szuka partnerów do koalicji.

A to nie jest łatwe, bo w parlamencie słabe są partie głównego nurtu (rządząca do niedawna socjaldemokracja zdobyła tylko 7 proc., a tradycyjna centroprawicowa ODS – 11). Silni są za to populiści i radykałowie różnej maści: powyżej 10 proc. zdobyli Piraci oraz nacjonalistyczna Wolność i Demokracja Bezpośrednia (SPD) pół-Japończyka Tomio Okamury. Ponad 7-proc. poparcie uzyskali także komuniści, którzy nad Wełtawą nigdy się nie zreformowali. Premier rozmawiał z radykałami o poparciu rządu, na razie bez efektu.

Wszystkie te partie mniej lub bardziej otwarcie dążą do głosowania w sprawie wyjścia Czech z Unii. Sam Babiš, choć jego stosunek do Unii nie jest jednoznaczny, sprzeciwia się zwołaniu referendum. Do tego stopnia, że w parlamencie przepycha ustawę, która ma utrudnić tego rodzaju inicjatywy.

Sytuację, jeśli chodzi o referendum w sprawie czexitu, skomplikowało jeszcze styczniowe zwycięstwo w wyborach dotychczasowego prezydenta Miloša Zemana. Pokonał on minimalnie popieranego przez opozycję, proeuropejskiego Jiříego Drahoša. Zeman także zaczął ostatnio popierać pomysł referendum.

Gospodarcza katastrofa

Na razie czeska gospodarka rozwija się świetnie, wzrost sięga 4,5 proc., a poziom bezrobocia jest najniższy w Europie. Ewentualne wyjście Czech z Unii oznaczałoby dla tego kraju poważne problemy ekonomiczne. Tamtejsza gospodarka jest w pełni wkomponowana w europejską, obroty z krajami Unii stanowią aż 84 proc. wartości całego eksportu. Wyjście z Unii uderzyłoby w tę wymianę, czyli de facto w całą czeską gospodarkę. Zdaniem ekonomistów doprowadziłoby to do załamania ekonomicznego i skokowego wzrostu bezrobocia.

Zwolennicy wyjścia Czech z Unii przywołują te same argumenty, jakie formułowali stronnicy opuszczenia wspólnoty przez Wielką Brytanię: że ich kraj powinien wzmocnić wymianę handlową i inwestycyjną z krajami pozaeuropejskimi. Problem w tym, że jeśli Czechy wyjdą z Unii, to uderzy to przede wszystkim w inwestycje zagraniczne spoza Unii.

Firmy z Japonii, Chin czy Korei traktują ten kraj jako bramę do UE. Wyjście z unii celnej i rynku wewnętrznego sprawiłoby, że inwestycje w tym kraju, który sam z siebie ma stosunkowo mały rynek, stałyby się nieopłacalne. Eksport z czeskich fabryk zostałby bowiem obciążony cłami, pojawiłyby się też inne bariery handlowe. A z punktu widzenia dużego biznesu spoza Europy najważniejsze jest, że Unia liczy sobie 500 mln konsumentów, Czechy – 10 mln.

Przedsiębiorcy poważnie podchodzą do groźby czexitu. Jak podawał niedawno dziennik „Handelsblatt”, 78 proc. firm zrzeszonych w Czesko-Niemieckiej Izbie Przemysłu i Handlu obawia się wyjścia Czech z Unii. Jeśliby do tego doszło, 28 proc. rozważyłoby zmianę lokalizacji swojego biznesu.

ŁUKASZ LIPIŃSKI

Więcej postów