Przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk przygotowując posiedzenie Rady Europejskiej, które zaczyna się właśnie dzisiaj i potrwa do jutra, wysłał notę do przywódców 28 państw unijnych, w której stwierdził między innymi, że wprowadzenie imigrantów okazało się nieskuteczne i podzieliło państwa członkowskie.
Dokładnie Tusk napisał w tej nocie, „że kwestia obowiązkowych kwot okazała się wysoce dezintegrująca, a podejście to okazało się nieskuteczne” i stwierdził, że jeżeli w tej sprawie do czerwca 2018 roku nie będzie rozwiązania, to zaproponuje „dalsze działania”.
Na te stwierdzenia natychmiast stanowczo zareagował rzecznik Komisji Europejskiej mówiąc, „że KE stanowczo sprzeciwia się stwierdzeniu, że relokacja jako reakcja na kryzys okazała się nieskuteczna”. I dodał, „ jako instytucja bronimy praw i decyzji podjętych przez Radę UE (radę ministrów spraw wewnętrznych z września 2015 roku). To zdecydowany sprzeciw wobec konstatacji Donalda Tuska przekazanej przywódcom 28 państw członkowskich i w związku z tym na dzisiejszym posiedzeniu Rady należy się spodziewać poważnego sporu pomiędzy szefem Komisji Jean Claude Junckerem i jej szefem.
Wszystko wskazuje na to, że Donald Tusk negocjując z przywódcami 28 państw członkowskich UE, treść agendy posiedzenia Rady Europejskiej z 14-15 grudnia, musiał umieścić takie stwierdzenie, ponieważ większość z nich zwyczajnie sobie tego życzyła.
Przewodniczący Rady Europejskiej wbrew temu, co twierdziły media w Polce w momencie wybrania Donalda Tuska na jej szefa, że to „król Europy”, tak naprawdę jest wyłącznie przedstawicielem i wykonawcą tego, co udało mu się wynegocjować z szefami rządów poszczególnych krajów członkowskich.
Teraz za swoiste wyjście przed szereg, Donald Tusk naraził się na poważną krytykę przedstawicieli instytucji europejskich, choć tak naprawdę potwierdza on tylko oczywiste fakty związane z imigracją.
Ta zmiana stanowiska Tuska w sprawie imigracji jest tym bardziej zastanawiająca, że jeszcze do niedawna straszył on kraje członkowskie, które stwierdziły, że nie będą przyjmować imigrantów, surowymi karami finansowymi ze strony Komisji Europejskiej.
Przypomnijmy tylko, że pod koniec września tego roku na konferencji prasowej w Brukseli komisarz ds. migracji, spraw wewnętrznych i obywatelstwa Dimitris Awramopulos, przyznał, że dwuletni okres stosowania rozwiązań prawnych przyjętych jesienią 2015 dotyczący obligatoryjnej relokacji imigrantów, zakończył się porażką. Ze 160 tysięcy imigrantów znajdujących się w ośrodkach przejściowych na terenie Grecji i Włoch przez 2 lata relokowano do poszczególnych krajów członkowskich niecałe 30 tysięcy imigrantów, czyli mniej niż 20% ogólnej ich liczby.
Żaden z krajów członkowskich nie przyjął pełniej liczby imigrantów wynikającej z ustalonego przez Komisję Europejska algorytmu, a trzy kraje: Węgry, Czechy i Polska nie przyjęły ani jednego imigranta.
Zresztą te trzy kraje zaskarżyły decyzję Komisji o obligatoryjnej relokacji imigrantów do Trybunału Sprawiedliwości w Luksemburgu i zupełnie niedawno rozstrzygnął on, że zaproponowane rozwiązanie jest jednak zgodne z prawem europejskim.
Obligatoryjna relokacja imigrantów w świetle tych faktów, okazała się porażką, natomiast KE szczególnie po rozstrzygnięciu Trybunału uznaje, że jest to obowiązujące prawo i w związku z tym na drodze prawnej będzie próbowała dochodzić zobowiązań od poszczególnych krajów członkowskich.
O tym, że dotychczasowy system obligatoryjnej relokacji imigracji jest porażką, świadczy także nowa propozycja Komisji, o przyjęciu w ciągu 2 lat (do października 2019) do krajów Unii Europejskiej przynajmniej 50 tysięcy uchodźców, przy czym w tym przypadku przyjęcia przez poszczególne kraje, miałyby charakter dobrowolny.
W ten sposób jak twierdzi Komisja, chce zapewnić legalne ścieżki dostępu do krajów UE, ale tylko dla uchodźców, a więc ludzi uciekających ze swoich krajów w związku z wojną albo zagrożeniem życia i zdrowia.
Wygląda, więc na to, że cierpliwe tłumaczenie krajów Grupy Wyszehradzkiej o szkodliwości dla całej UE obligatoryjnego systemu rozdziału imigrantów, wreszcie się przebiło także do urzędników komisarza d/s imigracji.
Teraz okazuje się, że także przewodniczący Rady Europejskiej Donald Tusk dojrzał do podobnego postrzegania problemu imigracji do UE, jak już dwa lata temu przedstawiali mu to przywódczy Grupy Wyszehradzkiej.
W tej sytuacji przy ataku na niego ze strony KE jak i przywódców wiodących państw członkowskich, szefowie rządów krajów Europy Środkowo-Wschodniej staną za nim murem, mimo tego, że gołym okiem widać, iż przewodniczący Rady Europejskiej zapędził się w kozi róg w sprawie imigracji.
ZBIGNIEW KUŹMIUK