Kilkanaście godzin leżał bez pomocy na żurawiu: BULWERSUJĄCA śmierć na krakowskiej budowie

Ryszarda Kawę, operatora żurawia, którego ciało znaleziono 17 listopada na placu budowy, być może udałoby się uratować, gdyby zadziałały procedury bezpieczeństwa. Jednak nie zadziałały, a mężczyzna – wiele na to wskazuje – przeleżał kilkanaście godzin bez żadnej pomocy.

Operator Ryszard Kawa pracował na budowie osiedla Avia przy ul. Orlińskiego. Po zmianie nie zszedł jednak na ziemię. Nikt tego nie zauważył. Jego syn wieczorem przyjechał na budowę. Prosił, by mógł sprawdzić żurawia, ale nie został wpuszczony.

Ciało mężczyzny, z licznymi obrażeniami, znaleziono dopiero następnego dnia.

Piętnaście godzin

Osiedle Avia to inwestycja Budimexu. W czwartek Kawa skończył pracę o 15.45. Jego syn Dariusz na placu budowy pojawił się już kilka minut przed 18. Niepokoił się, bo tego dnia umówił się z ojcem.

– Wieczorem przyjechałem do domu rodzinnego, miałem spotkać się z tatą. Nie było go, zacząłem się martwić, pojechałem na budowę. Tam był już tylko ochroniarz, nie chciał mnie wpuścić. Zgodził się po półgodzinie, ale pozwolił mi podejść tylko 25 metrów od żurawia. Gdyby pozwolił mi wejść… – nie kończy zdania.

Syn Kawy przyjechał na budowę kolejnego dnia o 7 rano – 15 godzin po tym, jak operator skończył pracę.

Tym razem ochroniarz pozwolił mu wejść. Było już jasno, na podeście około 4 metrów pod kabiną (ok. 25 metrów nad ziemią) żurawia dostrzegł ciało. – Krzyknąłem tylko do ochroniarza, żeby dzwonił na pogotowie, i pobiegłem na żuraw. Na wieży znalazłem tatę. Już nie żył – opowiada wstrząśnięty syn.

Mógł przeżyć upadek

Śledztwo w sprawie śmierci operatora prowadzi Prokuratura Rejonowa w Nowej Hucie. – Za wcześnie, by mówić o przyczynach, musimy poczekać na wyniki sekcji zwłok. Zakresem śledztwa objęte jest nie tylko nieumyślne spowodowanie śmierci, ale także niedopełnienie obowiązków wynikających z bezpieczeństwa i higieny pracy – mówi prokurator Janusz Hnatko, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Krakowie. I dodaje, że zawiadomienie skierowano także do Państwowej Inspekcji Pracy.

Prokuratura bada również, dlaczego ochroniarz nie wezwał kierownika budowy, gdy syn Kawy zawiadomił go o zaginięciu operatora.

Swoje przypuszczenia, jak mogło dojść do śmierci operatora, ma kolega Kawy ze związku zawodowego. Stefan Kuśnierz jest przewodniczącym Komisji Międzyzakładowej Operatorów Żurawi Wieżowych „Małopolska”: – Ryśka znaleźli na ostatnim podeście, spadł trzy, może cztery metry. Miał sporo obrażeń, otwarte złamanie nogi, ale raczej nie to było bezpośrednią przyczyną zgonu. Schodząc, mógł zasłabnąć, mówi się też o zawale serca. Mógł przeżyć upadek i umrzeć z wychłodzenia po wielu godzinach. Nikt się tym nie zainteresował.

Budimex: ciało nie było widoczne

Dlaczego nikt nie zauważył braku pracownika? Jak to się stało, że ciało operatora znaleziono dopiero po 15 godzinach, a plac budowy zamknięto bez sprawdzenia, czy nikt na nim nie został? Zapytaliśmy o to rzecznika Budimexu.

– Pracownicy tej budowy mogą opuszczać plac budowy bez korzystania z kart dostępu. Działający tu system (karty i kołowrotki) ma tylko pilnować, by nie wchodziły na plac osoby nieupoważnione. To nie jest ewidencja czasu pracy – odpowiada Krzysztof Kozioł, rzecznik firmy Budimex. I dodaje: – Niestety, ciało zmarłego było niewidoczne z poziomu ziemi, gdyż leżało na ostatnim, najwyższym podeście, który znajduje się tuż pod kabiną operatora. Dodatkowo było ciemno, a widoczność ograniczały reflektory żurawia oświetlające plac.

Jak twierdzi, operator nie melduje się każdego dnia po zakończeniu pracy w biurze budowy, po prostu opuszcza plac, a ewidencja czasu pracy jest załącznikiem do faktury od firmy wynajmującej żurawie.

Według Stefana Kuśnierza to powszechna praktyka w tej branży. Normą jest także przekraczanie 8-godzinnego dnia pracy i naruszanie przepisów BHP.

Na żurawiach

Ryszard Kawa był operatorem żurawia od ponad 30 lat. Do zawodu wciągnął także syna, Darka. Obaj już dwa lata temu w reportażu w „Wyborczej” zwracali uwagę na fatalne warunki pracy w ich branży.

„Inspektor przechadza się, sprawdza, czy są tabliczki ostrzegawcze, przegląda księgi. Ale co ja mam na górze w kabinie, to już go średnio interesuje” – mówił Ryszard Kawa.

Jego syn w tym samym reportażu komentował: „U nas na żurawiach tak jest. Dopóki ktoś nie straci życia, to się pracuje”. Mówił też: „Jak masz buca kierownika, to w przerwie załatwi rozładunek. Kończysz gryźć kanapkę, a w radiu słyszysz: 'dejże w lewo’. Najczęściej pytają, czy w ogóle musisz robić przerwy”.

Wnioski z tragedii chce wyciągnąć deweloper. Rzecznik firmy Budimex obiecuje dokładne zbadanie sprawy. – Jesteśmy wstrząśnięci, tym bardziej że mocno pracujemy nad poprawą bezpieczeństwa pracy na naszych budowach i w ostatnim roku zmniejszyliśmy liczbę wypadków o 25 procent – mówi Kozioł.

Związkowcy: skrajne zaniedbania

W zapewnienia Budimexu nie wierzą związkowcy. We wtorek o 10.30 przy placu budowy osiedla Avia odbędzie się konferencja Ogólnopolskiego Związku Zawodowego „Inicjatywa Pracownicza”. W oświadczeniu czytamy: „Uważamy, że śmierć Ryszarda Kawy, naszego związkowego kolegi, jest spowodowana skrajnymi zaniedbaniami firmy Budimex. Nikt z pracowników nie wiedział, że na wieży umiera człowiek, bo kierownictwo budowy nie stosowało wymaganego nadzoru”.

W czwartek odbędą się w Warszawie konsultacje nowego rozporządzenia regulującego przepisy BHP. Związkowcy będą walczyć o wprowadzenie ścisłej ewidencji czasu pracy operatorów żurawi.

– Podobny system obowiązuje już kierowców ciężarówek, w naszej branży też widzimy taką potrzebę. Pracujemy często po 12 godzin dziennie. Brak przestrzegania podstawowych zasad BHP powoduje, że na polskich budowach co roku ginie co najmniej jeden operator – mówi Kuśnierz.

KRZYSZTOF STORY, WYBORCZA.PL

Więcej postów