Zachód się zmienia. Ameryka pokazała swoje pragmatyczne oblicze, obecny Prezydent USA, obraził się na świat, pozostawiając go sam na sam ze skutkami wojen, które wywołał jeden z jego poprzedników, a drugi – dodajmy – noblista, niezwykle je efektownie prowadził, w tym z użyciem autonomicznych maszyn bojowych umożliwiających zdalne zabijanie.
Najbardziej istotne jest to, że Amerykanie właśnie doprowadzają do ruiny system, który sami zbudowali, dzięki zwycięstwu w II Wojnie Światowej. Pan Prezydent Trump prowadzi politykę, w rozumieniu XVIII wiecznych merkantylistów, którzy zakazywali wywozu złota, poza granice swoich państw. Więcej złota – to lepiej, to zawsze działa, również dzisiaj. Pół świata pracuje na amerykańską jakość życia i dobrobyt, import wszystkiego z całego świata w zamian za bezwartościowe zielone papierki doprowadza do sytuacji, w której to Ameryka stała się niewolnikiem swoich strukturalno-systemowych uzależnień. Jeżeli nastąpi przerwanie, ograniczenie, zdławienie – w dowolny sposób będzie to próbowanie odwrócenia dotychczasowych trendów.
Dla Niemiec oznacza to mniej więcej tyle, że muszą inaczej zorganizować swoje najważniejsze sprawy, związane z dominacją eksportu w gospodarce oraz oszczędzaniem na bezpieczeństwie. Niemcy z powodów politycznych, bardzo wygodnie podchodziły do ograniczania wydatków na obronność, miało to istotne uzasadnienie wewnętrzne w ich polityce krajowej, gdzie prawie wszystkie partie są bardzo silnie pacyfistyczne. Obecnie jak będą zmieniali strategię, ponieważ czują szansę na wyzwolenie się z euro-atlantyckich kajdan, w które zostali wpisani po 1945 roku – zupełnie przewartościują swoją sytuację. W konsekwencji będzie to także wpływało na otoczenie Niemiec, w tym w szczególności i na nas.
Nie chodzi o proste straszenie niemieckim militaryzmem, on dzisiaj jest bardzo trudną kwestią, ponieważ mówimy o społeczeństwie, które jest wyjątkowo nastawione pacyfistycznie. Chodzi bardziej o możliwości oddziaływania Niemiec, wynikające z samego potencjału jaki mają. To, co z ich perspektywy będzie wyglądać, po prostu jako zajęcie stanowiska i np. podanie „ceny” partycypacji, przez ich otoczenie może być uznane jako agresja poprzez dominacje.
Przy czym musimy mieć świadomość, że właśnie taka może być rzeczywistość i w zasadzie jesteśmy na nią skazani. Jak na razie Niemcy dobrowolnie ograniczały swoją dominację w Europie, Unia Europejska była do tego znakomitym narzędzie, niesłychanie pomocnym i w zasadzie zapewniającym doskonałe możliwości rozwadniania decyzji, odpowiedzialności i kompetencji. Dzięki czemu, Niemcy mogą osiągać swoje cele, w imię „wspólnych interesów”, oczywiście wspierając procesy unijne i przestrzegając unijnego prawa. Powoduje to, że są pozycjonowane zupełnie inaczej, niż w przypadku relacji bilateralnych.
Niestety projekt europejski ma jeden problem – raczej nikt, nie zaakceptuje Niemiec jako przywódcy Europy, ani nawet jako adwokata. Chociaż, niewielu protestowało jak Niemcy podporządkowały sobie gospodarczo cały system europejski! Chodzi o to, że już jesteśmy w sytuacji totalnego uzależnienia. Czerpiemy z tego mniejsze i większe korzyści, wszystko zależy od branży, od państwa i od fluktuacji w polityce, jednak generalnie, niemieckie porządki są dla wszystkich korzystne (w ramach porządku jaki ustanowiły Niemcy). Co oczywiście nie oznacza, że jakby była równowaga relacji, to sytuacja mogłaby wyglądać inaczej. Jeżeli jednak, stan obecny to jest wszystko, co możemy stworzyć w relacjach zarówno bilateralnych jak i multilateralnych w ramach Unii Europejskiej, to trzeba być fantastą, żeby twierdzić że bez Unii osiągnęlibyśmy więcej. W naszych realiach, zawsze istnieje zagrożenie powrotu Niemiec do polityki Mitteleuropy, której Niemcy w istocie nigdy nie zarzuciły, jednak obecnie realizują ją pod płaszczem Unii Europejskiej. To wielki amortyzator, albowiem pozwala nam przynajmniej na nadążanie za Niemcami z zachowaniem względnie pełnej wewnętrznej suwerenności. Można narzekać na taką pozycję, bo jest ona w istocie serwilistyczna, jednak to jest stan naturalny w tej części Europy. Z punktu widzenia naszego kraju, w ogóle popełniliśmy wielki błąd, że w 1945 roku, nie wybudowaliśmy wielkiego muru na granicy z Niemcami i nie odgrodziliśmy się polityką izolacji. Ponieważ po tym, co Niemcy nam zrobili, jakakolwiek relacja innego typu, niż rewanż – konfrontacja jest z naszej strony samo upodleniem się i sprowadzeniem do relacji podległej. Wpisujemy się w realizację celów niemieckiej polityki wobec Polski – ograniczenie, podległość, wyzysk. Zawsze tak było i NAPRAWDĘ NIC SIĘ NIE ZMIENIŁO. Metody są inne, jednak tak jak zawsze w historii chodzi im o naszą ziemię, do tego się wszystko w ich relacji do Polski sprowadza i będzie się sprowadzać. Proszę nie mieć żadnych złudzeń. Jeżeli historia miała nas czegoś nauczyć, to właśnie tego, że na Niemcy zawsze trzeba patrzeć z wytężoną uwagą.
Sytuacja będzie się zmieniać, Niemcy dokładnie i z premedytacją wykorzystają szansę, jaką daje im wycofanie się USA z Europy. Dla nich jedyną opcją jest dominacją. Obecnie będą to robić w oparciu o relacje z Francją i innymi krajami, które są na tyle kompatybilne pod względem ogólnej wydolności swoich systemów, żeby z nimi kooperować. W naszym interesie jest, żebyśmy byli kimś więcej, niż tylko zasobem, ewentualnie dodatkiem do jakiegoś trójkąta smutku.
Odpowiedź na tytułowe pytanie musi być niestety zasadnicza. Nie tylko, musimy być przygotowani na niemiecką hegemonię, ale musimy ją wpisać na stałe do naszych koncepcji funkcjonowania – tutaj, w tym rejonie świata. Niestety sąsiedztwo z tym państwem i narodem, jest dla nas zarówno wielką sumą korzyści, jak i niestety przekleństwem.
OBSERWATORPOLITYCZNY.PL