Odpowiedzi na pytanie, kto z osób pracujących nad tekstem konstytucji był masonem, nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Sami zainteresowani zawsze podkreślali stanowczo, że nie ujawnią nazwisk braci, którzy sobie tego nie życzą.
Warto jednak odnotować pochodzącą sprzed ok. 20 lat wypowiedź ówczesnego wielkiego mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski, prof. Janusza Maciejewskiego, który stwierdził: – Niektórzy z prawicy tzw. niepodległościowej mogliby się bardzo zdziwić, gdyby się dowiedzieli, że ich członkowie są w naszym bractwie.
„Wolnomularstwo, inaczej masoneria lub sztuka królewska – międzynarodowy ruch społeczny, mający na celu duchowe doskonalenie jednostki i braterstwo ludzi różnych religii, narodowości i poglądów” – taką definicją masonerii rozpoczyna się artykuł na jej temat na Wikipedii. Najczęściej masoneria jest przedstawiana jako zebrania starszych panów, zwykle profesorów z uczelni, wystrojonych w fartuszki, łańcuszki i rękawiczki, i traktowana jako ich nieszkodliwe dziwactwo. Ot, kilku panów znudzonych swoimi naukowymi rozprawami, które tak naprawdę nikogo nie interesują, postanowiło pobawić się w doskonalenie osobowości, a skoro tak, to niech się „bawią”. Masoni lubią przedstawiać się jako organizacja wywodząca się jeszcze ze starożytności, z czasów budowy świątyni Salomona w Jerozolimie, a co najmniej z czasów budowniczych średniowiecznych katedr.
To oczywiście nieprawda. Owszem – w średniowieczu istniały gnostyckie ruchy, ale nie były one masonerią. Masoneria to „produkt” końca XVII w. Pierwsze masońskie loże powstały w Szkocji i Anglii pod koniec XVII w. Pierwsza francuska loża – Amitié et Fraternité (Przyjaźń i Braterstwo) – powstała w 1721 r. Już w 1729 r. powstała loża w Warszawie (a także New Jersey, Florencji oraz azjatyckiej Bengalii). W 1773 r. utworzona została loża Wielki Wschód Francji, skupiając w tym czasie wszystkie loże francuskie, dotąd rozproszone, i powstała masoneria rytu francuskiego (w odróżnieniu od masonerii rytu szkockiego z Wysp Brytyjskich). W 1776 r. sieć organizacyjna wolnomularstwa we Francji obejmowała 193 loże, w tym 34 w Paryżu (z czego 23 wśród wojska), dwa lata później już 218. W roku wybuchu wielkiej rewolucji francuskiej – 1789 – we Francji i jej koloniach działało co najmniej 700 lóż masońskich. W stworzonej przez rewolucję francuską konstytuancie zasiadło według różnych szacunków od 300 do prawie 480 masonów. Wiek XVIII i XIX były dla masonerii czasem intensywnego rozwoju i rozbudowy wpływów. Masoni pojawili się praktycznie wszędzie, na czele ze Stanami Zjednoczonymi, będącymi w ogóle realizacją masońskiego projektu. Oczywiście nasuwa się pytanie, co spowodowało, że ludzie masowo przystępowali do lóż, bo przecież nie ze względu na chęć duchowego doskonalenia, które przez wieki proponowało im chrześcijaństwo.
Odpowiedź kryje się w głównym założeniu masonerii, którym jest zmiana człowieka i społeczeństwa według zasad uznawanych przez masonów za ważne. To totalitaryzm w czystej postaci, ale jak każdy totalitaryzm oznacza władzę, i to władzę większą, niż mieli królowie w czasach, gdy masoneria się kształtowała. Ten cel obnaża też całą prawdę o masonerii – to żadne duchowe doskonalenie, tylko niepohamowana żądza nieograniczonej władzy nad światem, władzy nieuznającej nad sobą niczego i nikogo (w przeciwieństwie do monarchów, którzy uznawali nad sobą prymat Boga). Stąd też drugim głównym celem masonerii było (i jest) zlikwidowanie chrześcijaństwa z jego zasadami. Współczesna masoneria za swój cel stawia „szczęście bez Marksa i Jezusa”, co jest pewnym niedomówieniem, bo o ile Jezusa masoni sobie nie życzą, o tyle ideologia utworzona przez niemieckiego żyda Karola Marksa jest im bardzo bliska. Masoneria opiera się też na czymś tak koślawym, jak „moralność bez ograniczeń”, stąd też w ramach „duchowego doskonalenia” proponuje prawo do aborcji czy całkowitą swobodę seksualną. Warto w tym miejscu zauważyć, że także sataniści dążą do samowywyższenia oraz odrzucenia wszelkich norm moralnych i społecznych stanowiących ograniczenie w owym wywyższeniu. Zbieżność światopoglądu jest więc niemała. Potwierdził ją zresztą były mason Léo Taxil, autor książki, w której stwierdził, że wolnomularze czczą potajemnie szatana.
Fatima – tama dla masonerii
Przyjęło się, że krajami najbardziej opanowanymi przez masonerię od początku jej istnienia były Francja, Wielka Brytania oraz Stany Zjednoczone, które zostały założone przez masonów i miały wprowadzać w życie właśnie masoński projekt wielonarodowej społeczności tworzącej „coś z niczego”. Mało kto jednak wie, że krajem, gdzie na początku XX w. masoni działali szczególnie aktywnie, była Portugalia. W 1910 r. został w tym kraju obalony król. Manuel II musiał uciekać, a władzę przejęły ugrupowania republikańskie. Nie trzeba dodawać, że projekt republiki portugalskiej został w całości przygotowany w tamtejszych lożach masońskich ani że jego podstawowym punktem było całkowite wyrzucenie z Portugali religii katolickiej. Masonami byli prezydenci republiki portugalskiej, ministrowie i większość parlamentarzystów. Postacią wręcz symboliczną dla tego okresu stał się Alfonso Costa – profesor prawa na uniwersytecie w Coimbrze, minister sprawiedliwości, potem premier Portugalii, a przede wszystkim – brat lożowy. To właśnie on ogłosił, że w ciągu dwóch pokoleń katolicyzm zostanie w Portugali całkowicie „wypleniony”. I nie rzucał słów na wiatr. Prześladowania Kościoła w Portugalii przybrały nieprawdopodobne wręcz rozmiary, porównywalne chyba tylko z tym, co z jeszcze większym zacietrzewieniem robili w Rosji bolszewicy. Costa zresztą zyskał przydomek „zabójca zakonników”. Zorganizował specjalne bojówki, zwane „białymi mrówkami”, kierowane i ochraniane przez masońskie loże. Jedynym celem i zadaniem „białych mrówek” było atakowanie uczestników nabożeństw, czego dopuścili się np. w czasie świąt wielkanocnych w 1914 r. W latach 1915–1917 życie za wiarę oddało ok. 4 tys. Portugalczyków (więcej niż na froncie I wojny światowej!), a sprawujący władzę masoni spalili 100 kościołów. Co ciekawe – w tym czasie liczba masonów w Portugalii także wynosiła ok. 4 tys. Tak więc na jednego masona przypadała jedna ofiara śmiertelna.
Taka sytuacja trwała do roku 1917, jak mówi dr Stanisław Krajski – znawca tematyki masonerii – roku szczególnie ważnego dla masonów z racji występowania w nim liczby „17” uznawanej przez nich za symbol szatana. Do tego właśnie roku z masońskiego punktu widzenia wszystko szło dobrze – w Europie trwała wojna, na obu jej krańcach (w Rosji i Portugalii) – rewolucje mające w założeniu wyplenienie chrześcijaństwa, a w poszczególnych krajach Europy masoni mieli coraz większe wpływy. Nic dziwnego, że masoni liczyli, że właśnie rok 1917 przyniesie im ostateczne zwycięstwo. Nic z tego…
13 maja 1917 r. w dolinie Cova da Iria, dwa i pół kilometra od wioski Fatima w północnej Portugalii, trójce dzieci – Łucji dos Santos oraz Franciszkowi i Hiacyncie Marto – ukazała się Maryja. Wieść o tym, że dzieci zobaczyły „bardzo piękną Panią”, która prosiła, aby odmawiały różaniec i obiecywała przychodzić do nich 13. dnia każdego miesiąca przez pół roku, rozeszła się po całej Portugalii, przyciągając do Covy tysiące ludzi.
Trwające pół roku objawienia z każdym miesiącem wywoływały coraz większą wściekłość masońskich władz. Ówczesny burmistrz Fatimy – Arturo de Oliveira Santos, z zawodu kowal (to znamienne, że rewolucje zawsze wynosiły do władzy ludzi o niskim wykształceniu, którymi w zamian za awans społeczny łatwo było kierować), był oczywiście masonem. Wydarzenia w Fatimie potraktował jako osobistą obrazę i postanowił je zwalczyć. To on w sierpniu 1917 r. aresztował trójkę pastuszków i próbował wymusić na nich przyznanie się do kłamstwa. Bez skutku. Apogeum ataków na Fatimę masoneria przypuściła po cudzie słońca 13 października 1917 r. Portugalska Federacja Wolnomyślicieli, będąca organizacją masońską, opublikowała manifest „do wszystkich liberalnie nastawionych Portugalczyków”, zawierający protest przeciw „żałosnej komedii z Fatimy”, która jest „kościelnym spiskiem mającym na celu obalenie prawa o rozdziale Kościoła od państwa oraz doprowadzenie do nawiązania stosunków dyplomatycznych z Watykanem”. Objawienia w Fatimie portugalscy masoni nazywali „żałosną i wsteczną próbą pogrążenia Portugalczyków raz jeszcze w ciemności czasów przeszłych”, a podsumowując manifest, wzywali: „Wyzwólmy się więc sami i oczyśćmy nasze umysły – nie tylko z głupawej wiary w takie ordynarne i śmiechu warte sztuczki jak Fatima, ale zwłaszcza z jakiejkolwiek wiary w to, co ponadnaturalne, i w rzekomego Boga wszechmogącego, wszechwiedzącego – i w ogóle »wszech«. Jest to narzędzie łajdaków o wyrafinowanej wyobraźni, którzy dla własnych celów pragną zdobyć łatwowierność ludu”.
W ciągu następnych lat kolejne masońskie rządy robiły wszystko, by zatrzymać kult maryjny, jaki rozwijał się w Fatimie. Tyle tylko, że rozmaite szykany sprawiały, że kult ten zamiast zanikać, szerzył się coraz bardziej. Doszło do kolejnej rewolucji i obalenia masońskich rządów. W końcu, w 1935 r., nowe władze Portugalii na czele których stanął Antonio Salazar, zakazały całkowicie działalności lóż masońskich. Nie znaczy to, że masoni zrezygnowali ze swoich dążeń. Do dziś zresztą uważają, że w Fatimie doszło do gigantycznej manipulacji i oszustwa ze strony Kościoła katolickiego, który w inny sposób nie mógł sobie poradzić z wyzwalaniem się ludu spod jego wpływów. Do dziś „cud słońca” uważają za rodzaj psychozy czy zbiorowej histerii, która dopadła tłum, a fakt, że ludzie uwierzyli w objawienia, przypisują ówczesnemu analfabetyzmowi Portugalczyków (ponad połowa nie potrafiła czytać ani pisać). Rzecz jasna, portugalska klęska nie zniweczyła masońskich planów budowy nowego wspaniałego świata, tyle że pojawił się pewien sfrustrowany malarz, który postanowił przeprowadzić tę budowę po swojemu i zajął nią świat na parę lat (a skutki czujemy do dziś). Oczywiście zaraz po zakończeniu II wojny światowej, wykorzystując sytuację geopolityczną, masoni przystąpili do intensywnych działań, których efektem jest Unia Europejska. O tym jednak innym razem. Na razie wróćmy na „nasze podwórko”.
A w Polsce
Polska od momentu powstania pierwszych masońskich lóż stanowiła dla masonów poważny problem. Była krajem wielonarodowym, ale katolickim, i do tego dumnym z tego faktu – jako przedmurze chrześcijaństwa wielokrotnie broniła Europy przed islamem. Była monarchią, ale panowała w niej demokracja szlachecka, co oznaczało wybór króla i możliwość odwołania go, jeśli łamałby zasady, ustalone i wypracowane przez wieki. Dlatego Polska musiała być zlikwidowana, aby w ogóle myśleć o wcieleniu w życie masońskiego planu zbudowania świata na nowo. Stało się to oczywiste po odsieczy wiedeńskiej 1689 r. I chociaż w tym czasie masoni łakomym okiem spoglądali na brytyjskie kolonie w Ameryce Północnej, nie zarzucili myśli o załatwieniu sprawy Polski. Uznali, że Polaków trzeba unieszkodliwić.
Zrobili to, wprowadzając do Polski „kreta”. Pierwszym masonem na tronie Polski był August II Mocny, osadzony na nim głównie za pieniądze domów bankowych Issachara Berenda Lehmanna i Samsona Wertheimera. Obejmując polski tron, August II Mocny stał w Saksonii na czele loży masońskiej o nazwie Okrągły Stół i naturalnie przywlókł ją do Polski. Według dr. Stanisława Krajskiego jednym z celów tejże loży było zlikwidowanie Polski jako suwerennego państwa, i przyznać trzeba, że August II Mocny wiele uczynił, aby tak właśnie się stało, a Polska z jego rządów wyszła jako państwo upadające. Zresztą August II Mocny, pomimo przyjęcia katolicyzmu, zwalczał jak mógł kult maryjny w Polsce. Jak mówi dr Krajski – kolejne loże masońskie działające w Polsce kontynuowały ten plan.
Masonem był także Stanisław August Poniatowski – ostatni król Polski, który odznaczył się chyba największą żądzą władzy ze wszystkich władców, jakich miała Rzeczpospolita. Był też jednym z władców najgorszych, bowiem nigdy nie ukrywał sympatii do poczynań swej kochanicy Katarzyny II i nie miał żadnych oporów przed podpisaniem aktu abdykacji po III rozbiorze Polski. Co prawda, najczęściej mówi się, że uczynił to nie z powodu przynależności do masonerii, tylko w zamian za obietnicę spłaty jego wielomilionowych długów i obietnicę (dotrzymaną) wypłacania mu przez mocarstwa zaborcze gigantycznej „pensji”, ale nie wiemy, jaki wpływ na jego decyzje miały polecenia loży, do której należał, i polecenia lóż, z którymi loża ta była związana.
Pamiętać też trzeba, że Stanisław August Poniatowski nie był jedynym masonem w oświeconej Polsce. Masonami byli także współautorzy Konstytucji 3 maja (oprócz Hugona Kołłątaja) i 74 posłów Sejmu Wielkiego (czyli ponad 20 proc.). Co trzeci z posłów wspierających uchwalenie Konstytucji 3 maja (oddającej tron polski na wieczność niemieckiej dynastii Wettynów) był masonem. Masonami byli: książę Józef Poniatowski, Julian Ursyn Niemcewicz, nawet prymas Polski – Gabriel Jan Podolski (wbrew zakazu papieskiego członek loży Cnotliwy Sarmata), gen. Jan Henryk Dąbrowski czy Józef Wybicki – autor słów do „Mazurka Dąbrowskiego” (nawiasem mówiąc, na cześć tej pieśni powstała w Poznaniu loża masońska pod nazwą Loża Hymnu Jedności, a sam mazurek był swego czasu niemal równie popularny jak dziś „Oda do radości” – hymn Unii Europejskiej i do dziś zachwyca masonów swą „laickością”). Masonem był także Jan Kozietulski (co to pod Somosierrą „w czwórki jazdę zwinął”), a według niektórych źródeł także Tadeusz Kościuszko.
Masoni upierają się dziś, że w okresie rozbiorów masoneria nie istniała. Oficjalnie na pewno nie, bo istnieć nie mogła. Ale działała poza Polską, w ramach Wielkiej Emigracji, kiedy to opuszczający kraj Polacy wstępowali do lóż już istniejących. Do najsłynniejszych masonów tego czasu należeli np. masoński czeladnik Adam Mickiewicz, Aleksander Fredro czy Walerian Łukasiński.
Od niepodległości do „niepodległości”
Także po odzyskaniu niepodległości masoni nie zrezygnowali z wpływów w Polsce. Co więcej – można powiedzieć, że byli świetnie przygotowani do przejęcia władzy. Masonem był np. pierwszy prezydent Polski Gabriel Narutowicz, miał być nim także Ignacy Jan Paderewski. Masonami było wiele innych wpływowych wówczas osobistości. W tych kręgach obracała się także pisarka Maria Dąbrowska. Masonami byli np.: Oskar Lange, Jerzy Szapiro, Mieczysław Niedziałkowski, Władysław Kunicki, premier Kazimierz Bartel.
Jak podkreśla przywołany już tutaj dr Krajski, zastąpienie herbu Polski – orła z koroną zamkniętą zwieńczoną krzyżem, wpisanego w tarczę – obecnym godłem – orłem z heraldycznymi błędami i otwartą koroną wpisanego w koło, to realizacja projektu masońskiego. Tak samo jak wskazanie jako hymnu „Mazurka Dąbrowskiego”, który – przypomnijmy – masoni uważają za „nowatorską” pieśń patriotyczną.
Powszechnie wiadomo, że masonem był rodzony brat Józefa Piłsudskiego – Jan Piłsudski, a sam Marszałek utrzymywał ścisłe kontakty z masonami. Masonami było też wielu jego najbliższych współpracowników i wpływowych polityków sanacji. Do masonerii (podobno tylko czasowo) należeli: Walery Sławek, Felicjan Sławoj-Składkowski, marszałek Edward Rydz-Śmigły, gen. Michał Tokarzewski-Karaszewicz oraz Bolesław Wieniawa-Długoszowski.
Co prawda, część historyków podnosi, że Marszałek wprowadzał swoich ludzi do masońskich lóż, by je w ten sposób spenetrować, ale fakt pozostaje faktem – masońskie organizacje zdelegalizował dopiero prezydent Ignacy Mościcki w 1938 r. Dla Polski było już jednak za późno.
Okres okupacji był czasem tak mrocznym i tak okrutnym, że nikogo nie obchodziło, co działo się z masonami. Ginęły miliony, więc nikt nie zawracał sobie głowy, czy wśród tych milionów są masoni. Tymczasem, przynajmniej pod okupacją niemiecką, jak przyznali sami zainteresowani „skromne wolnomularskie życie toczyło się […] w sposób podobny jak przed wybuchem wojny” (tak zapisał to w jednej ze swych prac Ludwik Hass – wybitny historyk, a zarazem mason). Oczywiście nie było mowy o leganie działającej loży, ale masonom przyzwyczajonym do konspiracji nie robiło to większej różnicy. Zresztą w ich przypadku nawet gestapo nie było zbyt dociekliwe i nie zamierzało się szczególnie mocno interesować. Najwyraźniej niemiecka policja polityczna uznała, że masoni nie stanowią zagrożenia dla niemieckiego panowania w Polsce i nie będą zarzewiem buntu Polaków. Co ciekawe, całkiem sporo przedwojennych masonów znalazło się w okupacyjnych władzach Warszawy, dla przykładu urzędnik Wielkiej Loży Narodowej Polski Emil Kipa został wicedyrektorem Biura Prezydialnego Zarządu Miejskiego. Inny mason Julian Kulski został komisarycznym burmistrzem miasta (Kipa był jego łącznikiem z niemieckimi władzami miasta). Dwaj inni masoni – Zbigniew Skokowski i Marian Ponikiewski – zostali zatrudnieni w Zakładzie Ubezpieczeń Społecznych w Warszawie. I mówimy o ludziach, których przynależność do masonerii była powszechnie znana.
Wedle powszechnej opinii po II wojnie światowej masoneria w Polsce nie istniała. To oczywiście nieprawda. Masoni doskonale odnaleźli się w nowej rzeczywistości, niezwykle bliskiej ich sercom. Według znawców tematu spośród masonów, którzy po wojnie nie wyemigrowali, aż 40,5 proc. zajęło wysokie stanowiska w administracji państwowej. W komunistycznej Polsce masoni byli dyrektorami departamentów, posłami czy ministrami. Aż 32 proc. spośród pozostających w kraju masonów zostało wykładowcami wyższych uczelni, 9,5 proc. objęło wysokie stanowiska w spółdzielczości.
Wręcz typowym przykładem masońskiej kariery w komunistycznych strukturach jest Henryk Kołodziejski. Kołodziejski był masonem, potem jednym ze współtwórców Tymczasowego Rządu Jedności Narodowej, później członkiem Krajowej Rady Narodowej i posłem na Sejm, w latach 1947–1949 prezesem Najwyższej Izby Kontroli, a do śmierci – członkiem Rady Państwa. I nie ma co się łudzić. Takich „Kołodziejskich” było bardzo wielu. Co ciekawe, sam zainteresowany głosił, że „wolnomularze w kraju zasłużyli sobie na tolerancję reżymu nie tylko za swoją lojalną postawę, lecz i za usługi, jakimi mu służyli na terenie międzynarodowym”.
Opinia ta warta jest szczególnego podkreślenia, bowiem świadczy, że masoni poprzez swoje kontakty z „braćmi” z innych lóż (a nie łudźmy się – masoneria na świecie miała się znacznie lepiej niż w Polsce) okazali się bardzo pomocni dla komunistycznych władz. Zresztą sami komuniści, pomimo zachowanej jeszcze z czasów bolszewickich oficjalnej niechęci ideologicznej do masonerii, mieli z wolnomularzami szerokie kontakty albo wprost wywodzili się z lóż masońskich. Warto pamiętać, że dziwnym zbiegiem okoliczności wielu wpływowych komunistów polskich młode lata spędziło nie w ZSRR, tylko na Zachodzie (i niekoniecznie w komunistycznych bojówkach w czasie wojny domowej w Hiszpanii). Mało kto wie, że Bolesław Bierut, przy wsparciu swego najbliższego otocznia, bardzo wyraźnie sugerował odbudowanie lóż masońskich w Polsce. Być może dlatego, że w 1922 r. oficjalnie przez sześć miesięcy sam był członkiem loży masońskiej. Po wojnie podejrzewano więc nawet, że działał jako „uśpiony brat”. Z sugerowanej przez Bieruta reaktywacji masonerii nic nie wyszło, bo najwyżsi rangą przedwojenni masoni obecni wówczas w kraju, tj. Stanisław Stempowski i Marian Ponikiewski, podeszli do tej propozycji z rezerwą. Później pomysłom legalnej działalności masonerii sprzeciwił się wszechwładny Jakub Berman i oficjalnie nic się nie działo. Działalność masonerii była jednak tajemnicą poliszynela.
W kraju i poza nim
Masoneria miała swoich ludzi nie tylko w komunistycznych parlamentach czy urzędach, ale także w Informacji Wojskowej, a później WSW, poprzedniczce WSI. W latach 50. i 60. mistrzowie Wielkiego Wschodu Francji proponowali polskim komunistom reaktywowanie masońskich lóż w Polsce. W 1962 r. wielki mistrz Wielkiego Wschodu Francji Jacques Mitterand przyjechał do Warszawy i miał spotkać się z samym Władysławem Gomułką, ale ten, będąc komunistą do szpiku kości, nie chciał o tym słyszeć. Masonom pozostała więc konspiracja.
Zupełnie inaczej wyglądała sytuacja na Zachodzie, gdzie masoni mogli działać bez większych przeszkód. Właśnie masonowi zawdzięczamy istnienie najsłynniejszej i zarazem najbardziej tajemniczej organizacji na naszym globie – Klubu Bilderberg, oficjalnie występującego jako „nieformalna organizacja” zrzeszająca najbardziej wpływowe osoby na świecie. Chodzi o to, że klub ten założył w 1954 r. polski mason Józef Retinger (1888–1960). Klub ten do dziś pozostaje najbardziej tajemniczą organizacją na Ziemi, a poza tym, że w ramach jego działalności odbywają się spotkania najbardziej wpływowych ludzi na świecie… nic o nim nie wiadomo. Dlatego też często jest wymieniany jako zalążek „rządu światowego”, czyli „ucieleśnienia” pragnień masonów. Warto wiedzieć, że z Polski w spotkaniach tego klubu uczestniczyli Andrzej Olechowski (w internecie jest mu stawiany zarzut przynależności do masonerii), Hanna Suchocka, Aleksander Kwaśniewski, Jacek Rostowski czy Sławomir Sikora (w 2004 r. prezes City Banku).
Przedwojenną lożę Kopernik masoni „obudzili” na tajnym zebraniu 12 lutego 1961 r. Ośmiu adeptów, którzy lożę tę reaktywowali, przystąpiło tym samym do masonerii światowej. Już tydzień po obudzeniu Kopernik przyjął nowych adeptów masońskich, wśród nich prezesa Klubu Krzywego Koła – Jana Józefa Lipskiego. Warto się na chwilę nad tym klubem zatrzymać.
Został założony w 1955 r. przez Juliusza Wilczura-Garzteckiego (właściwie Juliusza Garzteckiego ps. „Wilczur”, „Ludwik”, „Maks”, 1920–2017). To bardzo ciekawa postać. Niegdyś oficer Armii Krajowej, a po wojnie – agent oraz współpracownik UB i funkcjonariusz GZI WP. W 1955 r. założył w swoim mieszkaniu właśnie Klub Krzywego Koła (1955–1962), z którego później wywodził się KOR czy Unia Wolności. Członkami Klubu byli np. Władysław Bartoszewski, mąż Heleny Wolińskiej – Włodzimierz Brus, syn Julii Brystygierowej – Michał Brystygier, Jacek Kuroń, Adam Michnik. Do Klubu Krzywego Koła należeli też zadeklarowani masoni, jak właśnie Jan Józef Lipski czy Aleksander Małachowski, swego czasu wicemarszałek Sejmu i członek Unii Pracy. Sam Lipski został później wielkim mistrzem.
Warto pamiętać, że to z Klubu Krzywego Koła wywodzili się założyciele Komitetu Obrony Robotników. Czy wśród nich byli także masoni? Oficjalnie nikt tego nie potwierdził, ale… wiele wskazuje, że KOR powstał także z inspiracji masonów wywodzących się właśnie z Kopernika. Warto odnotować, że Kopernik działający w Polsce miał związki z lożą Kopernik działającą w Paryżu, o czym wiedziało (albo czego się domyślało) ówczesne MSW, więc w 1984 r. powstała w tym resorcie specjalna komórka do zbadania tychże powiązań. Masoni z Kopernika podkreślają (np. Tadeusz Gliwic), że działali w ścisłej konspiracji, było ich niewielu i dlatego bezpieka się nimi nie interesowała. Ta opinia może zastanawiać, bowiem istotnie każdy z nich był inwigilowany, trudno więc zakładać, że bezpieczniaków nie obchodziły ich spotkania. W każdym razie – zakonspirowani masoni działali przez cały okres PRL-u aż do 1989 r., chociaż w ograniczonym zakresie (przyjęli tylko 20 adeptów). Sytuacja zmieniła się w 1989 r., kiedy masoneria nabrała wiatru w żagle.
Okrągły stół, czyli masońskie ustalenia?
Kiedy w początkach 1989 r. powiał wiatr wolności, masoni z Kopernika nie powiadomili o swym działaniu „braci zajmujących ważne stanowiska państwowe” (co wskazuje, że nawet w rządzie Rakowskiego byli masoni), tylko wysłali pismo do paryskiej loży, polecając jej powiadomienie wszystkich obediencji masońskich o istnieniu i działaniu loży w Polsce. Paryscy masoni nie wykonali tego polecenia od razu, ale ostatecznie komunikat rozesłali, w wyniku czego do masonów z Polski odezwał się Wielki Wschód Włoch. Właśnie wielki mistrz Wielkiego Wschodu Włoch Armando Corona, mówiąc o masonach w Polsce, stwierdził: – W Polsce nasi bracia są liczni, bardzo aktywni i odegrali bardzo ważną rolę w przyspieszaniu procesów liberalizacji. – Trudno ocenić, czy faktycznie byli oni wówczas liczni, ale jak stwierdził podczas wygłoszonego w 2004 r. wykładu na temat masonerii Norbert Wojtowicz: – Bez wątpienia poprzez swoje działania „bracia” ci przyczynili się do sukcesu starej opozycji, która bojąc się utraty elektoratu na rzecz grup bardziej radykalnych, przystąpiła do rozmów w Magdalence i tzw. okrągłego stołu.
Masoni zajęli wówczas najważniejsze stanowiska w państwie polskim, chociaż oficjalnie znamy tylko kilka nazwisk. Do przynależności do masonerii przyznawał się nawet Jan Olszewski (nawiasem mówiąc, także członek Klubu Krzywego Koła) – premier usunięty ze stanowiska w czasie słynnej nocnej zmiany.
W Polsce po 1989 r. jednocześnie zaczęły intensywnie działać masoneria rytu szkockiego, ale i skrajnie lewacka – rytu francuskiego. Masoni francuscy, przybywszy do Polski w 1990 r., zamieścili nawet w „Gazecie Wyborczej” ogłoszenie następującej treści: „Francuscy wolnomularze zapraszają wszystkich interesujących się ruchem wolnomularskim na świecie na spotkanie informacyjne w czwartek 9 sierpnia godzina 19.00 Klub Lekarza Aleje Ujazdowskie 24”. Chętnych mieli chyba więcej niż jakiś czas temu scjentolodzy, bo nie tylko rozpoczęli działalność, ale 1 grudnia 1990 r. przyjęli pierwszych braci. Pierwszy warsztat masonerii rytu francuskiego oficjalnie rozpoczął swą działalność 26 kwietnia 1991 r. W tym samym czasie swoje warsztaty zaczęła powoływać loża Kopernik. W końcu po pokonaniu różnych perturbacji natury formalnej, 17 grudnia 1991 r. została „obudzona” Wielka Loża Narodowa Polski. Już 22 lutego 1993 r. została ona oficjalnie zarejestrowana przez warszawski sąd.
Nie próżnowali też bracia związani z masonerią rytu francuskiego. 31 sierpnia 1994 r. rozpoczęła działalność Polska Grupa Narodowa Powszechnej Ligi Wolnomularskiej (Universala Framasona Ligo). Na jej czele stanął Adam Witold Wysocki, a wiceprezydentami zostali Andrzej Rusław Nowicki i Zbigniew Gertych.
Warto w tym miejscu zatrzymać się nad rokiem 1997 r. i uchwaleniem konstytucji. Wszystko wskazuje na to, że na jej kształt znaczący wpływ mieli właśnie masoni (chociaż nie wszystko przebiegło po ich myśli). O ich zaangażowaniu może świadczyć następująca wypowiedź Adama Witolda Wysockiego, podawana przez Norberta Wójtowicza:
Możliwość wpływania na kształt systemu prawnego w Polsce jest dzisiaj dużo większa niż wówczas. Wtedy było za to więcej lóż masońskich, w których zasiadała elita intelektualna i ekonomiczna. Ale zaangażowanie wolnomularzy lub tych, których my nazywamy przyjaciółmi sztuki królewskiej, na rzecz tych samych idei, które wtedy zawierały się w haśle „wiwat wszystkie stany”, jest w obecnej dobie nie mniejsze. W dyskusji, która toczy się w Polsce nad kształtem nowej konstytucji, masoni mają także swój udział. Mogę powiedzieć, że w lożach masońskich ten temat przy różnych okazjach wraca bardzo często.
Co ciekawe – „konstytucja” Wielkiej Loży Narodowej Polski w pkt 7 jasno stwierdza, że „Wolnomularstwo Polskie nie bierze udziału w życiu politycznym Ojczyzny ani też nie dopuszcza do dyskusji politycznych w lożach podległych Jego władzy”. Coś więc tu bardzo się nie zgadza.
Odpowiedzi na pytanie, kto z osób pracujących nad tekstem konstytucji był masonem, nie ma i prawdopodobnie nie będzie. Sami zainteresowani zawsze podkreślali stanowczo, że nie ujawnią nazwisk braci, którzy sobie tego nie życzą. Warto jednak odnotować pochodzącą sprzed ok. 20 lat wypowiedź ówczesnego wielkiego mistrza Wielkiej Loży Narodowej Polski prof. Janusza Maciejewskiego, który stwierdził: – Niektórzy z prawicy tzw. niepodległościowej mogliby się bardzo zdziwić, gdyby się dowiedzieli, że ich członkowie są w naszym bractwie. – W tym samym czasie inny przedstawiciel tej loży miał powiedzieć: – Perwersja dzisiejszych stosunków w naszym kraju polega bowiem i na tym, że na czele prawicowych, katolickich partii stoją wolnomularze, niekiedy byli, a niekiedy nadal aktywni.
Doświadczenia ostatnich 20 lat pokazują, że pod tym względem może być chyba tylko gorzej. Loże masońskie stale się rozwijały i rozbudowywały swoje struktury (chociaż nie wszystkim udało się przetrwać). Warto w tym miejscu wspomnieć, że poza polskimi pojawiła się w Polsce także loża żydowska – B’nai B’rith reaktywowana w 2007 r. i z radością powitana przez śp. prezydenta Lecha Kaczyńskiego (loża ta za jeden z głównych swoich celów postawiła sobie zajęcie się „problemem Radia Maryja”, a jednym z jej współtwórców był Ryszard Schnepf – syn Maksymiliana Schnepfa – jednego z wykonawców zbrodniczej obławy augustowskiej). Na czele tej żydowskiej loży stanął neurolog żydowskiego pochodzenia prof. Andrzej Friedmann. Po nim funkcję tę pełnił Jarosław Józef Szczepański – opozycjonista i publicysta, w latach 2000–2002 wicedyrektor Telewizyjnej Agencji Informacyjnej, w latach 2004–2006 – rzecznik prasowy zarządu TVP, a także doradca medialny Bronisława Komorowskiego, a w latach 2007–2008 – dyrektor Biura Prasowego Kancelarii Sejmu RP. To także były mąż lewackiej dziennikarki Doroty Warakomskiej (chociaż ta do tej loży nie należała). W 2010 r. na czele B’nai B’rith stanął socjolog Sergiusz Kowalski (w pierwszej połowie lat 90. członek zarządu Fundacji Batorego oraz współtwórca lewackiego stowarzyszenia Otwarta Rzeczpospolita). Warto wiedzieć, że w tej loży znalazł się także pochwalający kazirodztwo Jan Hartman.
Obecnie liczba członków masonerii w Polsce jest zbliżona do tej z czasów II Rzeczypospolitej (a terytorium mamy znacznie mniejsze). Większość z polskich masonów nie chwali się przynależnością do lóż lub przyciśnięta do muru oznajmia, że „była, ale już nie jest” (jak np. publicysta Bronisław Wildstein). Do lóż należą jednak wpływowi politycy, tzw. ludzie kultury, nie wspominając o tych z list „najbogatszych”. Bliskie związki z masonerią utrzymuje popularna w lewackich kręgach filozof prof. Maria Szyszkowska, przynależność do masonerii była zarzucana także Hannie Suchockiej, a niektóre źródła jako masona wskazywały prof. Zbigniewa Religę czy prof. Andrzeja Zolla.
Masoneria dziś
Dzień po tragedii smoleńskiej, 11 kwietnia 2010 r., w lewackim „Przeglądzie” ukazał się wywiad z ówczesnym wielkim mistrzem Wielkiego Wschodu Polski Waldemarem Gniadkiem, który przyznał wprost, że Parlament Europejski w 20 do 30 proc. składa się z masonów. W tym samym wywiadzie przyznał, że Unia Europejska oparta na wolności, tolerancji i rozdziale państwa od Kościoła jest „bliska wolnomularzom” i jednocześnie ubolewał, że słyszy się głosy, że Unia ma być oparta na wartościach chrześcijańskich. Po siedmiu latach od chwili, gdy słowa te padły, trudno nie zauważyć, że jest coraz gorzej, bowiem dążenia do „integracji” i stworzenia z Europy jednego państwa, odartego z wartości chrześcijańskich, tożsamości narodowych i zwykłej przyzwoitości, tylko się pogłębiły. Polska pod rządami Prawa i Sprawiedliwości broni się stanowczo przed lewacko-masońskimi projektami, a polskie władze głośno deklarują przywiązanie do chrześcijańskich wartości. Dr Stanisław Krajski zwraca jednak uwagę na duże „przywiązanie” Prawa i Sprawiedliwości do USA. Śmiało można zakładać, że obecne władze nie zrobią niczego, co będzie nie po myśli władz Stanów Zjednoczonych. Problem w tym, że dotychczas wpływy masonerii w tym kraju były wprost olbrzymie. Dlatego kluczową kwestią pozostaje ustalenie, na ile będzie im ulegał Donald Trump. Od tego wiele może zależeć. Równie wiele zależeć będzie także od tego, ilu masonów jest w Prawie i Sprawiedliwości czy w „prawicowych” mediach, wspierających każde (nawet najgłupsze działanie ludzi z obecnych władz). To niezwykle istotne, bo przyszłość Europy pod masońskimi rządami rysuje się niewesoło.
NWO – masoński projekt
W 2014 r. w Muzeum Narodowym w Warszawie miała miejsce wystawa pt. „Masoneria pro publico bono”, traktująca o „historii masonerii w Polsce”. Wystawę sponsorowało Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego, Totalizator Sportowy, firma Tiras, a promowała cała masa rozmaitych mediów. Kuratorem tej wystawy był prof. Tadeusz Cegielski… honorowy przewodniczący masońskiej Wielkiej Loży Narodowej Polski, co już odbierało tej ekspozycji obiektywizm i z góry skazywało ją na pokazanie wyłącznie tego, co polscy masoni pokazać chcieli. Jak to przy okazji wystaw bywa, można było zakupić rozmaite materiały traktujące o przedmiocie wystawy. Jeśli wierzyć internetowym recenzjom, wśród nich była książka „Polskie ścieżki masonerii”. Głosi ona:
Dalekosiężne plany masonerii w XVIII czy XIX w. zmierzały do ustanowienia „Nowego Porządku Świata”, dążyły do zbudowania „Rządu Światowego”, jednej światowej religii, centralizacji kapitału i jego przepływu. Do takich samych haseł i celów może być – i często jest – sprowadzany proces globalizacji. Obejmuje wówczas zarówno idee ekonomiczne, jak i wartości oraz religię. Pod koniec 1997 r. północnoamerykańskie Centrum ds. Polski „Studium” ogłosiło raport „Nowy Porządek do 2025 r.”. Współautorami są m.in. czołowi polscy politycy. Scenariusz wydarzeń zakłada realizację unowocześnienia Polski, a przewiduje m.in. konieczność wprowadzenia edukacji i szkoleń w zakresie swobody religijnej i obywatelskiej. Społeczeństwo polskie na razie – jak odnotowano – nie odpowiada wskaźnikom nowoczesności. Nie jest ono bowiem dostatecznie tolerancyjne wobec wyznawanej religii oraz nietypowych postaw osobistych, gdyż brak w nim powszechnej zgody na aborcję, konkubinaty i homoseksualizm.
POLSKANIEPODLEGLA.PL