Kilka miesięcy temu zmarł jeden z synów Lecha Wałęsy – Przemysław. Śmierć syna była dla Wałęsy ogromnym ciosem. W najnowszym wywiadzie były prezydent opowiedział o tym, co wtedy czuł i jak przeżył tragiczne doświadczenie.
W najnowszej rozmowie z gazeta.pl Lech Wałęsa przyznał, że nie ma na świecie nic gorszego, niż doświadczenie śmierci własnego dziecka: – Bóg każe płacić rachunki po to, żeby ludzie wyciągali wnioski z tego, co zrobili. Jeśli tak pan popatrzy, to inaczej będzie pan widział śmierć. Wszyscy pójdziemy tam, dokąd już poszedł mój syn. Tam zresztą jest dużo lepiej niż tu. Gdyby było gorzej, to ktoś by uciekł, ale przecież ludzie stamtąd nie wracają – powiedział. Wałęsa nigdy nie ukrywał, że jest wierzący, bardzo to podkreślał. Dlatego w wywiadzie na pytani o to, co czuł, gdy chował własnego syna, Przemysława, odpowiedział : – Cały czas myślę religijnie. Wiem, że każdy z nas dostał od Boga w dzierżawę życie na czas tak do 100 lat. Wiem, że mogło być inaczej. Zastanawiam się, co Pan Bóg chciał mi powiedzieć przez śmierć dziecka. Jednak nie zatracam rozumu i nie rwę włosów z głowy, bo to przecież nic nie da i niczego już nie zmieni. Takie jest przesłanie życia i śmierci: dziś tu jesteśmy, a jutro nas nie ma – przyznał gorzko.
Sam już nie jeden raz mówił, że jest przygotowany do śmierci. Teraz to powtórzy: – Jestem człowiekiem zawierzenia wszystkiego Bogu. Jestem grzesznym, ale jestem człowiekiem wiary. Nie rwę włosów z głowy, bo mój syn zmarł. Boże, ja też za chwilę pewnie umrę. Ja już czekam na śmierć. Już jestem spakowany – wyznał były prezydent.
SE.PL