Jeszcze w piątek łudzili się, że ich ukochana córeczka żyje. Dziś już wiedzą, że nigdy do nich nie wróci. – Zabili ją, zabili naszą Kasię, łajdaki – rozpaczają państwo Sawiccy ze Stanów Dużych na Mazowszu. Zwłoki 18-latki, która tydzień temu wyszła z domu na spacer i przepadła bez śladu, znalazł w pobliskim lesie sąsiad. Dziewczyna miała rozłupaną głowę.
Od tygodnia Kasi szukali zarówno policjanci, jak i mieszkańcy wsi. Wiele razy przeczesywali najbliższą okolicę. Nadaremno. Nawet pies tropiący doprowadził swego przewodnika tylko do głównej drogi, ale tam ślad dziewczyny się urwał. Czyżby Kasia wsiadła z kimś do samochodu?
– Jeżeli już, to tylko z kimś znajomym. Z obcym nawet by nie rozmawiała – domyślał się Wiesław Sawicki (54 l.), jej tata.
Dzisiaj ta wersja wydarzeń nabiera nowego znaczenia. Bo jeśli Kasia rzeczywiście wsiadła do czyjegoś auta, to daleko nie zajechała. Na ciało nastolatki natknął się w pobliskim lesie sąsiad, który razem z rodziną i okolicznymi mieszkańcami kolejny raz przeczesywał teren w poszukiwaniu dziewczyny. Zwłoki leżały na ściółce, przykryte gałęziami, w odległości ok. 300 metrów od drogi. Kasia miała rozpłataną w kilku miejscach głowę. Lekarz patomorfolog nie miał wątpliwości, że została brutalnie zamordowana.
Kto to mógł zrobić? Kto rozłupał czaszkę młodej, ładnej licealistce, która nazajutrz wybierała się do Warszawy na kurs makijażu? Zbrodnia na tle seksualnym? Na żadne z tych pytań śledczy nie mają jeszcze odpowiedzi, chociaż w siedleckiej prokuraturze non stop odbywają się przesłuchania osób, które mogą mieć związek z tą sprawą.
– Przesłuchujemy świadków, typujemy podejrzanych – usłyszeliśmy od Krystyny Gołąbek, rzeczniczki Prokuratury Okręgowej w Siedlcach. – Dla dobra śledztwa więcej powiedzieć nie mogę – dodała.
Ojciec Kasi nie potrafi milczeć. – Ktokolwiek to zrobił, zapłaci za to. Nie daruję mordercom mojej córeczki – mówi przez łzy.
SE.PL