To się nie mieści w głowie. Niewiele brakowało, a Jerzy Stuhr pożegnałby się z tym światem. Aktor, który od czterech lat walczy z rakiem przełyku, po raz pierwszy zdradza, że w pewnym momencie lekarze skazali go na śmierć.
– Uznali, że jestem przypadkiem paliatywnym (nienadającym się do wyleczenia – red.) i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć – wyznaje Jerzy Stuhr.
Cztery lata temu wielki aktor zachorował na raka przełyku. Przeżył wtedy chwile grozy. Nie dość, że lekarze źle postawili diagnozę, to jeszcze nie dawali mu szans na przeżycie. – Popełnili przy moim leczeniu parę poważnych błędów. Na przykład uznali w pewnym momencie, że jestem przypadkiem paliatywnym i można mi co najwyżej pomóc godnie umrzeć. Wszczepili mi stenty do przełyku. Potem trafiłem na leczenie onkologiczne do Gliwic. A tam pytają: „Jak mamy panu zrobić radioterapię, jeśli pan ma rury w środku?” – wspomina Stuhr w rozmowie z magazynem „Medycyna Praktyczna” i dodaje: – Zmartwiłem się, bo odpadała połowa możliwości leczenia. Sprawę uratował docent Marcin Zieliński, torakochirurg z Zakopanego.
Tamten czas dał aktorowi mocno w kość. Nie tylko jeśli chodzi o kwestie fizyczne, lecz także psychiczne. – W chorobie trzeba ogromnej cierpliwości. I tolerancji. Ona daje siłę do pokonania poczucia upokorzenia. Bo zależność od lekarzy, pielęgniarek, rodziny niesłychanie upokarza. Muszę prosić, żeby mnie podnieść, wytrzeć, podmyć… Choroba uczy pokory – opowiada aktor.
– Pokora jest ogromnie ważna dla artysty, który żyje na świeczniku, otoczony tłumami ludzi zaspokajających jego narcyzm. Jednego dnia podpisujesz przez półtorej godziny książki, a drugiego leżysz w podartej piżamce, bo zabrakło czystych koszul: wszystkie zarzygane albo zakrwawione. Na nowo stajesz się równy wszystkim ludziom – dodaje.
Teraz pan Jerzy bierze udział w kampanii promującej metody uśmierzania bólu chorujących. – Kiedy boli, wszystko staje się zakłócone, nieostre, nieprecyzyjne. Drętwieję i czekam, aż przejdzie, żeby w ogóle zacząć myśleć. Kampania „Rak wolny od bólu”, w którą się zaangażowałem, ma na celu skłonienie lekarzy, by podawali leki minimalizujące ból, bo to pozwoli pacjentowi zebrać siły do walki – kończy aktor.
SE.PL