Tygodnik Europejski. Pakt Unii Europejskiej z Turcją ułomny, ale lepszego nie ma

Porozumienie między UE i Ankarą, które ma radykalnie zmniejszyć falę migrantów (w tym uchodźców) płynących z Turcji do Unii, wywołuje głośną krytykę ze strony i obrońców praw człowieka, i zwolenników ostrej linii w kryzysie uchodźczym.

 Umowa zasadza się na zobowiązaniu Turcji do przyjmowania wszystkich migrantów, którzy z jej brzegu przeprawią się do Grecji. Unia za każdego Syryjczyka wyrzuconego w ten sposób do Turcji miałaby w bliskiej przyszłości przyjąć – na zasadzie “jeden za jeden” – Syryjczyka z obozów dla uchodźców w Turcji. Eksperci ostrzegają, że to może łamać prawo międzynarodowe i być trudne do wykonania (ile łodzi dziennie muszą podstawić Turcy?). Ale na stole nie ma teraz innego projektu, na który zgodziłyby się wszystkie kraje Unii.

Nazajutrz po poniedziałkowym szczycie UE-Turcja z krytyką wobec paktu wystąpiła bawarska chadecja (CSU). Choć jest siostrzaną partią ugrupowania kanclerz Angeli Merkel, to od dawna atakuje ją za “politykę gościnności” wobec uchodźców. A teraz Bawarczykom nie podoba się złożona na szczycie w ramach przekupywania Ankary obietnica zniesienia wiz dla Turków już w czerwcu. W efekcie falę Syryjczyków – ostrzegają Bawarczycy – zastąpi bądź powiększy fala turecka. Z Monachium dochodzą – wypowiadane także w innych krajach Unii – głosy niezadowolenia, że “jeden za jeden” to zgoda na przesiedlenia wielkiej liczby dodatkowych Syryjczyków.

Syryjczycy, którzy wsiedli do przemytniczych łodzi (i potem zostali odesłani do Turcji), mieliby tracić szanse na późniejsze przesiedlenie do UE, co w wyniku odstraszania powinno radykalnie zmniejszyć ruch przemytniczych łodzi na Morzu Egejskim. Ale zdaniem zwolenników twardej linii to nie zadziała. Natomiast zdaniem obrońców praw człowieka to zakamuflowany pomysł Unii na zupełne uchylenie się od pomocy potrzebującym. W Amnesty International nazwano to “śmiertelnym ciosem” w prawa uchodźcze, a ONZ powątpiewa w legalność takiego rozwiązania. Do kolejnego szczytu UE za tydzień, kiedy ugoda z Turcją ma być sfinalizowana, Bruksela będzie ciężko pracować nad twórczą reinterpretacją unijnego prawa. Do niedawna uważano, że wyrzucanie do Turcji imigrantów z Grecji bez uprzedniego rozpatrzenia ich wniosków azylowych jest niedopuszczalne.

Spory wywołuje także “zakorkowanie” Grecji, czyli zamknięcie bałkańskiego szlaku uchodźczego kontrolami granicznymi między Grecją i Macedonią, a potem między kolejnymi krajami na trasie do Niemiec. Na szczycie przyjęto oświadczenie, że “nieuregulowany przepływ migrantów na szlaku bałkańskim dobiegł końca”. Dla kanclerz Merkel i Komisji Europejskiej to “opis sytuacji” (i to niezadowalającej), a nie postulat. Dla Donalda Tuska – wręcz przeciwnie. Gdy w środę swe granice domknęły Chorwacja i Słowenia, Tusk ogłosił, że to wdrażanie wspólnej unijnej strategii… W odpowiedzi grecki premier Aleksis Tsipras wezwał Tuska, by nie wspierał tych krajów, które lekceważą wspólne decyzje UE.

A w tle tych debat rośnie strach Włochów, że wskutek zamknięcia szlaku bałkańskiego migranci wybiorą drogę z Grecji przez Albanię i Adriatyk do Apulii albo wrócą na szlak przez Afrykę Północną, Morze Śródziemne na Sycylię i Lampedusę. Rzym bije na alarm, że do Apulii może wkrótce przybyć nawet 140 tys. imigrantów. Ale przemytnicy ludzi zdaniem niektórych dyplomatów studiują też opłacalność szlaku z północnej Turcji przez Morze Czarne na Ukrainę i potem m.in. do Polski.

TOMASZ BIELECKI

Więcej postów