Czy Polskę czeka Majdan? Finanse na to się znajdą

Zbliżamy się do końca roku. Jest to czas wielkich podsumowań, ale również i moment, kiedy możemy choć przez chwilę zastanowić się nad perspektywami. A te dla Polski mogą być bardzo niebezpieczne.

 Chyba nie mają Państwo co do tego wątpliwości, że najważniejszym wydarzeniem mijającego roku była wygrana PiS-u na wszystkich frontach. Ludzie związani z obecną partią rządzącą oraz jej sympatycy nie mogli się tego doczekać. Po ośmiu latach znów są u władzy. Sceptycy patrzyli na to trochę z innej strony, przeczuwając jakiś cel w pokazywaniu sondaży z PiS-em na prowadzeniu, a później jego wygraną. Wreszcie niektórzy stwierdzili, że nic się nie zmieni, tylko szyldy partyjne się zamienią miejscami. O tym jeszcze wspomnę.

Szlak przetarł oczywiście Andrzej Duda. W trakcie jego kampanii PiS, z którego ramienia startował, dokonał czegoś niebywałego. Sam na początku nie wierzyłem, że taki manewr się uda. Amerykański styl oraz kompleksowe włączenie do promocji kandydata nowych technologii sprawiły, że postrzegany przez opinię publiczną skostniały PiS otworzył się na młodych ludzi, którzy w tej kampanii grali wiodącą rolę.

A i kandydatura Andrzeja Dudy była bardzo trafiona, chociaż początkowo zaskakująca. W porównaniu z Bronisławem Komorowskim, który był kandydatem z ramienia PO, Duda swoją tytaniczną pracą podczas kampanii wykazał, że zasługuje na wygraną.

Co można powiedzieć o Komorowskim? Chciał dorównać swojemu głównemu rywalowi, jednak na pierwszym wirażu złapał zadyszkę i wypadł z peletonu. Doskonale pamiętamy te „spotkania” urzędującego jeszcze prezydenta z wyborcami, na które były wynajmowane autokary, bo nawet pies z kulawą nogą nie chciał przyjść. Jeśli chodzi o kampanię internetową, wystarczy przypomnieć sobie tweety jego sztabu, które wzbudzały salwy śmiechu, oraz ustawiane wywiady w kawalerkach. Jednak symbolem kampanii Komorowskiego został mebel, który zapewne znajduje się w każdym domu. Krzesło stało się symbolem upadku Komorowskiego, a co za tym idzie – pewnej grupy interesu stojącej za jego plecami.

Przegrana Komorowskiego nie była jednak taka pewna, ponieważ media dwoiły się i troiły, aby pokazać gajowego w korzystnym dla niego świetle. Jednak nawet 100 redaktorów Lisów nie poradzi sobie z wypowiedziami Komorowskiego, których nijak nie da się przerobić, szczególnie gdy wywiad jest prowadzony na żywo.

Kolejnym wydarzeniem, którym żyła opinia publiczna w tym roku, były wybory parlamentarne, po wyborach prezydenckich. I tu szopka się powtórzyła, jednak w nieco zmienionej formie. Doszli aktorzy, którzy jeszcze w kampanii prezydenckiej nie byli widoczni. Myślę o dwóch formacjach partyjnych, Nowoczesnej i Razem, ale to ta pierwsza jest od miesiąca kreatorem zamieszania w polskiej sferze politycznej. Co do partii Razem można na razie tylko tyle powiedzieć, że bardzo pocieszające jest jej powstanie, ponieważ poniekąd dzięki niej te wszystkie komuchy z SLD i postępowcy wszelkiej maści od Palikota nie znalazły się w nowym Sejmie. Ale to Ryszard Petru jest dziś głównym uosobieniem niebezpieczeństwa dla Polski.

Wrócę jeszcze do maja mijającego roku. Wtedy to Platforma, zdając sobie sprawę, że „jej Bronek” przegra wybory, musiała coś wymyślić, aby tak łatwo nie oddać władzy PiS-owi. Musiała więc wykreować nowego lidera. Człowieka z charyzmą podobną do wpływu Donalda Tuska. Wygadanego, w miarę młodego, dobrze wyglądającego, który porwie tłumy. Niestety w Platformie nie było nikogo takiego, bo Ewka Kopacz na każdym kroku się kompromitowała i wstyd było się z nią pokazywać, a cały szyld Platformy został wyśmiany przez obywateli. Dlatego trzeba było wykreować kogoś ze swojego obozu, kto jeszcze nie był tak bardzo na świeczniku, aby dać opinii publicznej złudzenie świeżości. I tak na polską scenę polityczną wkroczył Ryszard Petru ze swoją partią. Można było się o niej dowiedzieć z sondażu, który na wstępie dawał jej 11 proc. poparcia.

Już 10 lat temu były plany stworzenia na wszelki wypadek wentyla bezpieczeństwa w postaci „nowej” siły politycznej. Mówił o tym śp. Andrzej Lepper podczas jednego z wystąpień w Sejmie. Przewidział, że przyjdzie Balcerowicz z Petru, naobiecują złotych gór i zrobią nam Polskę. Wtedy te słowa brzmiały nieco śmiesznie, jednak teraz nabierają zupełnie innego wyrazu.

Widzimy, co się dzieje w mediach, które od rana do wieczora pokazują Petru i przekazują jego światłe tezy. Już teraz nawet nikt się nie patyczkuje, aby nie kojarzyć Nowoczesnej z PO. Obie te partie razem z SLD, Palikotem oraz PSL idą pod jednym sztucznie stworzonym „obywatelskim” szyldem – Komitetem Obrony Demokracji. Ten twór może dużo namieszać w następnym roku.

Pojawił się tak samo znikąd jak Petru, od razu przyciągając ludzi. Szefem jest Mateusz Kijowski. Od lat siedzi w establishmencie i jest facetem do zadań specjalnych, które mają niszczyć Polaków. Był związany z ruchem pastafarian. Dla tych, co nie wiedzą, była to inicjatywa mająca ośmieszyć religię. Członkowie tej grupy uważali, że wierzą w latającego potwora spaghetti. Kijowski przez cały czas obracał się w kręgu „Gazety Wyborczej”.

Podczas pochodów KOD-u widzimy wspólne działania wielu środowisk: od mediów skupionych wokół „Wyborczej”, przez polityków wcześniej wspominanych partii, po naukowców, jak np. prof. Środę. Co je wszystkie łączy? Strach. Już MON zapowiada ujawnienie części archiwów WSI. Być może światło dzienne ujrzy aneks do raportu o WSI. To może sprawić, że część osób będących przy korycie przez te 25 lat „wolności” trafi pod ten sam adres przy ul. Rakowieckiej.

Nie byłoby w tym nic szczególnego, gdyby nie inne symptomy, które mogą zwiastować czarne chmury nad Polską. Otóż nasi bohaterowie puszczają w świat obraz Polski po wygranej PiS-u jako kraju faszystowskiego. Biją pokłony przed niemieckimi politykami i żalą się, jak im tu jest źle. Oburzenie na to, co się u nas dzieje, wyraził m.in. Martin Shultz, twierdząc, że w Polsce PiS dokonał zamachu stanu.

Może ktoś powiedzieć, że nie ma co się obawiać, że jakiś unijny politruk mówi takie rzeczy. No, niestety może to doprowadzić nawet do ingerencji wojsk niemieckich, ponieważ w traktatach UE jest zapis o bratniej pomocy, kiedy to w danym kraju będzie zagrożona demokracja.

A na jaką nutę gra Petru i „Wyborcza”? Przypomnijmy więc sobie, od czego zaczął się Majdan na Ukrainie. Właśnie od zakwestionowania „fajności” Unii Europejskiej przez Janukowycza. Możliwe, że w 2016 będziemy świadkami Majdanu, który z Kijowa przeniesie się do Polski. Finanse na to się znajdą, ponieważ mamy do czynienia z ludźmi, którzy od ćwierćwiecza nas, Polaków, doili. Słychać też głosy, że główny obrońca demokracji, sponsor Majdanu na Ukrainie George Soros chce przeznaczyć na „walkę o demokrację w Polsce” przeszło 150 mln zł. To nie jest potwierdzona informacja, więc proszę ją traktować z rezerwą.

Jak Państwo widzą w nadchodzącym roku czeka na nas wiele różnych niebezpieczeństw, jednak przede wszystkim będzie to chwalebna 1050. rocznica chrztu Polski. Więc gdy będziemy widzieć tych targowiczan na miarę naszych czasów, pamiętajmy, że nasz naród jest pod nieustającą opieką Matki Bożej, która wielokrotnie pokazywała nam, że czuwa nad nami.

Do zobaczenia w 2016 r.!

MACIEJ SKOTNICKI

Więcej postów

1 Komentarz

Komentowanie jest wyłączone.