Zaprzysiężenie prezydenta Dudy, co pokazywały media nawet niechętne PiS-owi, było w historii Polski wyjątkowe.
Obecnie jednak, atakowany ciągle przez stronę rządową i coraz bardziej przez media prezydent podejmuje decyzje, które mogą spowodować, że jak Lech Kaczyński skończy jedynie jako obiekt westchnień co najbardziej fanatycznych zwolenników PiS.
Owacyjne przyjęcie
Żaden z dotychczasowych prezydentów, szczególnie w III RP, nie był przyjmowany tak owacyjnie jak Andrzej Duda. Tysiące ludzi nie witały tak entuzjastycznie ani Lecha Wałęsy, który w 1990 r. był niekwestionowanym symbolem upadku komunizmu, ani Aleksandra Kwaśniewskiego, jedynego prezydenta III RP wybranego dwukrotnie, cieszącego się przez cały okres urzędowania niesłabnącym poparciem, nie mówiąc już o Bronisławie Komorowskim, którego pozytywne oceny w sondażach przekraczały momentami 80%.
Duża w tym zasługa kampanii Dudy, prowadzącego ją w stylu amerykańskim, gdzie mówi się, że wygrywa ten, kto uściśnie więcej rąk. Bezpośrednie spotkania prezydent kontynuuje już podczas kadencji, swoją aktywnością przyćmiewając zdecydowanie nie tylko Bronisława Komorowskiego, ale i wcześniejszych poprzedników. Choć nieraz jest to wyśmiewane i przedstawiane jako kampania PiS, niewątpliwie służy samemu Dudzie i jego środowisku. Prezydent niewątpliwie ma lepszy kontakt z tłumem od sztywnej, mówiącej szorstkim, monotonnym głosem Beaty Szydło. Przez okres jej urlopu de facto na wyjazdach Dudy oparta była kampania PiS, choć prezydent jak na razie unikał bezpośredniego popierania swojego politycznego środowiska.
Obietnice bez pokrycia
Jego wypowiedzi bez kartki, nieraz improwizowane, w zdecydowanej większości dobrze przyjmowane, niosą ze sobą zagrożenie. Duda, apelujący od początku o zgodę i przedstawiający się jako prezydent wszystkich Polaków, jak dość udanie czynili to Aleksander Kwaśniewski i przez większą część kadencji Bronisław Komorowski, w TVP oświadczył:„jestem prezydentem od niedawna, z ugrupowania, które konkuruje dziś z partią rządzącą”, potwierdzając zarzuty o bycie prezydentem jednej partii. Zarzuty te nieraz czynione są na siłę, jak w kwestii październikowego referendum. Prezydent odszedł tu od koncepcji pytania o wiek emerytalny, pod którą zbierano podpisy i którą promowało PiS. Decyzja Dudy jest niezrozumiała, gdyż referendum i tak ma małe szanse na przeprowadzenie, a pytanie to przejęcie ostatniego postulatu Bronisława Komorowskiego, z którego zaraz po porażce wyborczej się wycofał. Ponadto nie ma mowy o tym, o ile wiek emerytalny ma być obniżony. Teoretycznie więc, w wyniku referendum można obniżyć wiek emerytalny o miesiąc i powiązać go np. z 50 letnim stażem pracy.
Sława Ukrainie
Kwestia, gdzie Andrzej Duda się zaczyna pogrążać, to polityka zagraniczna. Nie ma tu mowy o gafach typu swojego poprzednika. Duda w kampanii zapowiadał jednak, że będzie walczyć twardo o polskie interesy. W inauguracyjnym wystąpieniu przed sejmem zapowiadał korektę polskiej polityki zagranicznej. Tymczasem obecnie, jak stwierdził poseł Witold Waszczykowski, zajmujący się w PiS-ię polityką zagraniczną i doradzający w tej materii Dudzie, w kwestii ukraińskiej
„prezydent nie wystąpił z żadną nową inicjatywą. (…) Nie dokonał nawet korekty zapowiadanej w innych sferach polskiej dyplomacji. Prezydent właśnie kontynuował linię przyjętą przez polską dyplomację na jesieni ub. Roku”.
Duda wygrał dzięki temu, że umiał w porę wybrnąć ze ślepego zaułka, w który się zapędził, mówiąc na początku kampanii o potrzebie rozważenia wysłania polskich żołnierzy na Ukrainę. Później temat ucichł, kandydat PiS mówił co najwyżej o potrzebie pokojowego rozwiązania konfliktu. Dziś ośmieszył się, proponując włączenie Polski w rozmowy pokojowe, którego nie chcą nawet sami Ukraińcy. Mimo to brnie dalej i mówi o potrzebie popierania Ukrainy. Tymczasem według ubiegłorocznych badań prawie połowa Polaków nie chciała nawet politycznego wspierania Ukrainy. Inna sprawa, że Polacy są ostatnio najbardziej niechętnym wobec Rosji narodem, zarazem bojąc się naszego wschodniego sąsiada.
Zarówno rząd, jak i prezydent w najmniejszym stopniu nie zareagowali na regularnie polowanie na Polaków w Kijowie przed meczem Legii Warszawa z Zorią Ługańsk, gdzie pobito nawet naszych dyplomatów. Duda, w inauguracyjnym przemówieniu nie wspominający o Ukrainie, niemający Kijowa w planach pierwszych wizyt, a nawet jako prezydent-elekt nie znajdujący czasu na spotkanie z ukraińskim przywódcą, obecnie idzie wyznaczoną przez zarówno PO i PiS drogą bezinteresownego popierania Ukrainy. Ukrainy, blokującej eksport polskiego mięsa, importującej węgiel z Rosji i czczącej katów Polaków. Głowa Państwa nie ma najmniejszych planów, jak odblokować eksport polskich towarów do Rosji czy jak Wiktor Orban uzyskać obniżkę cen gazu.
Widać tu rolę doradców ze środowiska PiS, jak też nacisków medialnych i obozu rządowego, od początku zarzucającego prezydentowi zbyt małe poparcie dla Ukrainy. Premier chce nawet Rady Bezpieczeństwa Narodowego, mającej debatować jak to jeszcze naszym „przyjaciołom” pomóc.. Tymczasem Duda buja w obłokach, nawołując do oddania przez Rosję Krymu Ukrainie i członkostwa Ukrainy w NATO.
Flaga UE powraca
Prezydent nie jest tak stanowczy wobec Niemiec, jak zapowiadał to w kampanii. O naszych zachodnich sąsiadach niezwykle pozytywnie wypowiadał się przed wizytą w Berlinie, przemilczając kwestie problematyczne we wzajemnych relacjach.
„Niemcy są naszym największym i najważniejszym sąsiadem, gospodarczo i politycznie. Nasz związek jest bardzo dobry, i chciałbym, by taki pozostał”
– mówił Duda dla niemieckiego tabloidu „Bild”. W kontekście problemu uchodźców, Duda nie mówi już o potrzebie sprowadzenia do Polski repatriantów ze Wschodu, ale o tym jak to Polska rozumie problem uchodźców. Uchodźców, którzy ponad 2 tys. miesięcznie uważają nieraz za głodowanie i próbują uciec do Niemiec. Tymczasem Niemcy i Francuzi szykują się do rozlokowania po krajach UE kolejnej fali nielegalnych imigrantów. Symptomatyczne jest, że Andrzej Duda – kandydat na prezydenta i prezydent-elekt występował na tle jedynie polskich flag, a obecnie towarzyszą już im zawsze flagi unijne.
Gdzie ta zgoda?
Prezydent, tyle mówiący o zgodzie kluczy w relacjach z rządem odmówił zwołania Rady Gabinetowej i wyszedł z kuriozalnym żądaniem, by to opozycyjny wobec niego rząd zrealizował jego najbardziej kosztowną obietnicę 500 zł na każde dziecko. Z drugiej strony chwali się owocną współpracą z szefem MSZ i MON. W zamian Grzegorz Schetyna krytykuje propozycje prezydenta w sprawie Ukrainy, które sam wcześniej składał. Prezydent pozytywnie ocenia też współpracę z wicepremierem Siemoniakiem, choć w aferze taśmowej pojawiają się oskarżenia o skorumpowanie szefa MON. Ustawienie przetargu na śmigłowce ministerstwu zarzucali też oferenci i tygodnik „Wprost”. Duda tymczasem mówi, że Siemoniak dużo mu wyjaśnił, choć wcześniej przetarg w czambuł krytykował. W obecności ministra obrony prezydent uczestniczył we wszystkich uroczystościach z udziałem wojska, z nim też odbył długie spotkanie, na jakie nie mogła liczyć sama premier.
Ciężko nie zauważyć, że to ze strony dołującego w sondażach obozu rządowego wychodzi większość zaczepek pod adresem Pałacu Prezydenckiego. Środowisko prezydenta, jak i on sam nie pozostają jednak dłużne, co nie współgra kompletnie z wielokrotnymi deklaracjami o potrzebie współpracy.
Pierwsze tygodnie prezydentury krakowskiego polityka to także afera z jego kilometrówkami poselskimi, gdzie na prywatne przeloty miał wyłudzić ok. 11 tys. zł. Wszystko wskazuje na to, że jak w przypadku innych polityków, w tym byłego marszałka sejmu Radosława Sikorskiego zostanie zamieniona pod dywan. Podobnie, jak to było z kwestią zatrudniania przez obecnego prezydenta, jako jeszcze europosła, fikcyjnych asystentów w biurze poselskim. Wszystko to jednak w odpowiednim momencie może zostać Głowie państwa wyciągnięte. Duda nie unika też takich sprzeczności, jak mówienie w kampanii o potrzebie odbudowy Polski, porównując to do odbudowy powojennej, śpiewanie „ojczyznę wolna racz nam zwrócić Panie”, a jako prezydent ogłaszanie, że „Polska jest piękna”.
Ciężko znaleźć racjonalne oceny początków prezydentury. Dla mediów bezkrytycznie popierających partię Jarosława Kaczyńskiego to mąż opatrznościowy, zagrożony przez złowrogą rosyjską agenturę. Dla mediów prorządowych to katotalib i marionetka prezesa.
W rzeczywistości Andrzej Duda dysponuje ogromnym potencjałem, by stać się, przy będącym w cieniu Jarosławie Kaczyńskim i niemedialnej Beacie Szydło liderem swojego obozu. Może także, korzystając ze swoich umiejętności interpersonalnych, przyciągać nowych zwolenników. Zależy to od tego, czy w większym stopniu będziemy obserwować, nawet wyśmiewanego przez przeciwników prezydenta na Święcie Kaszy, czy chyłkiem wycofującego się ze swoich obietnic, wojującego o każdą kwestię z konkurentami, zakładnika swojego środowiska i bezmyślnych dogmatów polskiej polityki po 1989 r.
Damian Zakrzewski
Wasz dziennik odbieram jako do?? mocno zale?ny.
Czemu nie piszecie jak Prezydent odmówi? Niemcom przyj?cia uchod?ców i ogra? ich politycznie jak dzieci?
http://pikio.pl/prezydent-duda-odmawia-niemcom-przyjecia-imigrantow/