– Ryba psuje się od głowy, więc jeśli system dowodzenia jest kiepski i nie wiadomo, kto za co odpowiada, to na dole również tworzy się marazm i niepewność – powiedział w wywiadzie dla dziennika „Polska The Times” generał Roman Polko.
Zapytany o kondycję polskiego wojska generał powiedział, że Polacy mają spore doświadczenie zdobyte m.in. na misjach w Kosowie, Iraku i Afganistanie, a w wojsku nie ma „problemu z morale żołnierzy”. Największym – jego zdaniem – problemem jest kiepskie zarządzanie, a „każdy żołnierz powinien być dobrze dowodzony, a nie przez trzy głowy”.
– Obecnie w praktyce mamy trzech tzw. „pierwszych żołnierzy”, bo są to szef sztabu generalnego, naczelny dowódca i dowódca generalny, pod którego formalnie podlegają wszystkie jednostki. Wojsko nie lubi takich nieprzejrzystych zasad kierowania, które rozpraszają wysiłek żołnierski i powodują, że trudno wskazać odpowiedzialnego za podejmowanie kluczowych decyzji.
Polko ocenił, że pod koniec PRL polska armia była lepiej zarządzania, bo „był szef sztabu generalnego” i każdy wiedział, że to on jest „pierwszym żołnierzem”, który spajał wszystko w całość.
– Obecnie, jak szef sztabu generalnego jedzie na rozmowy za granicę, to nie może podejmować żadnych decyzji, bo tak naprawdę jest wyłączony z procesu dowodzenia – wyjaśnił generał.
Polko, w rozmowie z Norbertem Kowalskim, skomentował także zmiany wprowadzone przez generała Kozieja:
– (…) rozwalił system dowodzenia pod pretekstem tego, że tak jest niby w Stanach Zjednoczonych, co jest nieprawdą. Mamy różne problemy, lecz kto ma się nimi zajmować, skoro niejasny jest podział kompetencji. Obecnie nawet nie wiadomo kogo i za co rozliczać.
Interia.pl
Ludzie powy?ej 50 roku ?ycia nie powinni bawi? si? w rz?dzenie, mentalnie si? do tego nie nadaj?.