Coraz poważniejszy kryzys ekonomiczny, w jaki pogrąża się Ukraina pod rządami pomajdanowego reżimu stawia na porządku dziennym kwestię następstwa po ekipie Poroszenki-Jaceniuka.
Jest oczywiste, że zasadnicze zmiany, ratujące kraj przed totalnym załamaniem gospodarczym i rozpadem, może przynieść nie jakieś przetasowanie w obozie kijowskiej junty, lecz dojście do władzy całkiem nowej ekipy, zorientowanej geopolitycznie na Rosję. Próbą wyłonienia takiego ośrodka jest powołany 3 sierpnia w Moskwie Komitet Ocalenia Ukrainy, namiastka emigracyjnego rządu. Na czele Komitetu stanął były premier Ukrainy Nikołaj Azarow (na zdjęciu). W jego skład weszli także byli deputowani do Werchownej Rady Władimir Oliejnik i Igor Markow oraz opozycyjny dziennikarz Jurij Kot. Grono to stanowi ciekawą „mieszankę polityczną”, obrazującą format polityczny sił, które sprzeciwiają się postmajdanowym rządom.
Dawni wrogowie zjednoczeni
Nikołaj Azarow to były lider Partii Regionów, premier za prezydentury Wiktora Janukowycza (w latach 2010-2014), reprezentujący jednak ten odłam dawnych „regionałów”, którzy nie poszli na kolaborację z USA i kijowską juntą (jak oligarchowie skupieni w tzw. Bloku Opozycyjnym). Władimir Oliejnik to również były „regionał”, ale – w przeciwieństwie do pochodzącego z Rosji Azarowa – etniczny Ukrainiec, rodem z obwodu czerkaskiego na Centralnej Ukrainie. Prawnik z wykształcenia, wieloletni mer miasta Czerkasy. Ten trzykrotny deputowany zaczynał karierę polityczną w 2006 roku w prozachodnim Bloku Julii Tymoszenko. Dopiero w następnych wyborach wystartował z listy Partii Regionów. Igor Markow to z kolei działacz opozycji… antyjanukowyczowskiej. Tyle, że nie prozachodniej, lecz prorosyjskiej orientacji. Był więziony od października 2013 roku pod pretekstem chuligańskiej napaści na pikietę ukraińskich nacjonalistów w Odessie we wrześniu… 2007 roku.
Dopiero na fali wydarzeń Euromajdanu został uwolniony 25 lutego 2014 roku – w wyniku szturmu działaczy odeskiego Antymajdanu na więzienie, w którym przebywał. Uwięzienie Markowa, lidera prorosyjskiej partii „Rodina”, było elementem zwalczania przez prezydenta Janukowycza orientujących się na Moskwę ugrupowań, które „mieszały” mu na drodze do stowarzyszenia z Unią Europejską, a równocześnie były zagrożeniem w walce o elektorat Południowego-Wschodu Ukrainy.
Skład Komitetu reprezentuje dość szerokie spektrum polityczne, łącząc byłych ludzi Wiktora Janukowycza z antyjanukowyczowską, prorosyjską opozycją. Symboliczny wymiar ma fakt, że spotkali się w jego składzie więzień polityczny „Januka” Igor Markow i ten, który go więził, wykonawca prounijnej linii politycznej ówczesnego prezydenta Ukrainy Nikołaj Azarow. Z drugiej strony brakuje w tym układzie jakiegoś przedstawiciela ukraińskiej lewicy, co osłabia reprezentatywność Komitetu. Jest to tym bardziej dziwne, że to ugrupowania lewicowe stanowią na Ukrainie trzon opozycji – zarówno tej legalnej (jak skupiająca komunistów z KPU i postępowych socjalistów Lewicowa Opozycja), jak i podziemnej (głównie komunistyczne Zjednoczenie „Borot’ba”).
Kluczowa postać Azarowa
Komitet Ocalenia Ukrainy ogłosił, że wysunie na urząd prezydenta Ukrainy kandydaturę Władimira Oliejnika, ale główną postacią w tym gronie jest niewątpliwie Nikołaj Azarow. Do powrotu na scenę polityczną były premier szykował się co najmniej od kilku miesięcy. Już w lutym opublikował w Moskwie wspomnienia „Ukraina na rozdrożu. Zapiski premiera”, w których bronił swojej linii politycznej w okresie sprawowania władzy, w tym sposobu negocjacji z Unią Europejską i reakcji na Euromajdan.
„Jestem przekonany, że każdy kto uważnie przeczyta tę książkę zrozumie, że Ukrainą nie rządziła w tamtym czasie „banda przestępców” zajmująca się jedynie „rozkradaniem majątku narodowego” – jak głosiły hasła Majdanu – a ekipa wykwalifikowanych i profesjonalnych osób, nastawionych na przekształcenie Ukrainy w nowoczesne państwo europejskie. Bo jak inaczej sensownie i przekonująco wytłumaczyć, że udało się w ciągu trzech lat 1,6 raza zwiększyć realne dochody ludności, przeprowadzić wielkie inwestycje w zakresie modernizacji infrastruktury, zrealizować głębokie zmiany systemowe we wszystkich dziedzinach życia kraju? (…) Jeśli w przewidywalnej przyszłości komuś uda się osiągnąć więcej, tylko wtedy będzie miał prawo krytykować mnie i rząd, którym kierowałem” – przekonywał. Ostro oceniał także swoich pomajdanowych następców: „Żałośnie i niedorzecznie wyglądają ci klauni z europejskimi flagami i hasłami o drodze do Europy. Nie do Europy zmierza Ukraina pod tym kierownictwem, a do zacofanych bantustanów Afryki. Ale – jeśli sprawy dalej będą iść w tym kierunku – to wkrótce i one nas wyprzedzą”. I trudno nie przyznać mu przenikliwości i trafności oceny, biorąc pod uwagę fakt, że niecały miesiąc po publikacji książki ukraińska agencja prasowa „Unian” poinformowała, że miesięczna płaca minimalna na Ukrainie spadła do poziomu 43 USD i jest niższa o cztery dolary niż w Zambii, Bangladeszu i Ghanie. Daleko już pomajdanowej Ukrainie do takich potentatów jak Lesotho, Gambia czy Czad, gdzie minimalna stawka osiąga niebotyczny dla Ukraińców poziom 51 USD.
„Takiego tempa upadku, tak długotrwałego gospodarka Ukrainy nigdy nie zaznała. A myślę, że podobnych przykładów nie znajdzie się i w światowej ekonomii” – komentował stan rzeczy pod rządami Arsenija Jaceniuka Nikołaj Azarow na swoim fecebookowym profilu, gdzie także od kilku miesięcy się uaktywnił.
Kluczową rolę byłego premiera Ukrainy podkreśla charkowski publicysta opozycyjnego ukraińskiego portalu Naspravdi.info kryjący się pod pseudonimem mikle1. „Bez Azarowa Komitet nikogo by nie zainteresował. Nawet wrogów. Właśnie Azarowa się boją, a nie deputowanych Markowa i Olejnika czy szołmena Kota” – twierdzi. A junta faktycznie najwyraźniej silnie wystraszyła się – jeśli wierzyć opozycyjnemu portalowi Antifashist.com, który doniósł, że Petro Poroszenko w reakcji na powstanie Komitetu Ocalenia Ukrainy „grzmiał i pieklił się”, aby Azarowa i Oliejnika „bezzwłocznie porwać i zlikwidować”. Członek Komitetu Igor Markow potwierdził, że dotarła do niego ta informacja, jednak nie przykłada do tych pogróżek większego znaczenia. – Tak, mówili mi, że Poroszenko dał rozkaz naszej fizycznej likwidacji, ale trzeba rozumieć, że wątpliwe jest, aby jego otoczenie zechciało wykonać ten rozkaz. Dla każdego myślącego człowieka jest już oczywiste, że czas Poroszenki się kończy, że jego i jego ludzi będą sądzić. Więc dlaczego mieliby wykonywać rozkazy niepoczytalnej osoby? – twierdzi.
Czego boi się Poroszenko?
Panika ze strony Poroszenki jest zrozumiała, bowiem po raz pierwszy zaprezentowana została poważna alternatywa dla rządów kijowskiej junty, nie będąca napiętnowana separatystycznym kontekstem, jak ma to miejsce w przypadku republik ludowych Donbasu. A biorąc pod uwagę, że poziom życia Ukraińców wciąż dramatycznie się pogarsza, zaś szef Komitetu Ocalenia kojarzony jest ze „starymi, dobrymi czasami” Janukowycza, jego przedsięwzięcie może liczyć na powodzenie. Tym bardziej, że osoby Azarowa nie łączy się na ogół z kapitulacją Janukowycza przed Euromajdanem, bo został odsunięty od władzy prawie miesiąc wcześniej – 28 stycznia 2014 roku. Może być więc liderem do przyjęcia zarówno dla zawiedzionych zwolenników Euromajdanu, jak i dla dawnych stronników Janukowycza, którzy wciąż nie mogą wybaczyć byłemu prezydentowi haniebnej ucieczki z kraju i pozostawienia ich na pastwę faszyzującego reżimu oligarchów z Majdanu.
Przekonujący dla zmęczonego wojną domową i pogłębiającym się kryzysem ekonomicznym społeczeństwa ukraińskiego może być program Komitetu. Zawiera on propozycję pięciu kroków, z których pierwszy głosi „Przede wszystkim pokój!” i zawiera postulat natychmiastowego przerwania działań wojennych w Donbasie. Drugi punkt zakłada zmianę konstytucji w kierunku federalizacji państwa, uznania oficjalnego statusu języka rosyjskiego i neutralności Ukrainy. „Jest oczywiste, że jedynym sposobem zachowania integralności państwa jest federacyjny ustrój, w ramach którego pozostając różnymi, możemy być jednością” – głosi dokument. Podobnie twórcy Komitetu argumentują na rzecz dwujęzyczności państwa: „Stoimy przed wyborem: albo jeden język i dwa państwa, albo dwa języki i jedno państwo. Musimy wybrać to drugie dla zachowania państwa”. W punkcie trzecim mowa jest o przywróceniu prawa i porządku, co jest reakcją na lawinowy wzrost przestępczości na Ukrainie – zarówno pospolitej, jak i politycznej. „Znajdziemy i ukarzemy tych, którzy rozstrzelali Majdan, podpalili Odessę i rozpętali bratobójczą wojnę w Donbasie” – obiecują założyciele Komitetu. W kroku czwartym zapowiadają odsunięcie od władzy obcokrajowców oraz unieważnienie wszelkich decyzji władz niezgodnych z konstytucją, przede wszystkim tych związanych z mobilizacją do wojska i antysocjalnymi posunięciami, prowadzącymi do pauperyzacji Ukraińców. „W ciągu roku trwania reżimu Porosznki-Jaceniuka realna płaca zmniejszyła się trzykrotnie, a ceny na artykuły spożywcze i lekarstwa wzrosły ponad 2-4 razy” – podkreślają inicjatorzy Komitetu Ocalenia Ukrainy. Ostatni krok zakłada uruchomienie antykryzysowego programu gospodarczego. Ogólnym celem jest ustanowienie „sprawiedliwego państwa, w którym seniorzy będą zabezpieczeni, dzieci otrzymają porządne, bezpłatne wykształcenie, rodzice – pracę, a kraj – pokój i pewność jutrzejszego dnia”.
Brak strategii odsunięcia junty
Założyciele Komitetu nie precyzują jednak, jaką drogą zamierzają doprowadzić do odsunięcia od władzy kijowskiej junty. Domagają się ogłoszenia przedterminowych wyborów prezydenckich i parlamentarnych, nie wyjaśniając jak w warunkach politycznego terroru doprowadzić do wygranej opozycji. „Jeśli na ulice kraju pokojowo wyjdą miliony ludzi z żądaniem odsunięcia od władzy, to ten reżim odejdzie, nie przelewając kropli krwi” – czytamy w odezwie Komitetu.
Takie postawienie sprawy krytykowane jest przez wielu opozycyjnie nastawionych działaczy i publicystów jako utopijne. „Po prostu przedszkole! Ludzie sami wyjdą na ulice? Zdzwonią się telefonicznie, skrzykną w sieciach społecznościowych?” – drwił lider Związku Anarchistów Ukrainy Wiaczesław Azarow. „Charkowianie czynem dowiedli, że im nie po drodze z juntą i 1 marca 2014 roku, gdy wygnali banderowców z gmachu rady obwodowej, i później, bez przelewu krwi zajmując gmachy rad obwodowej i miejskiej, wychodząc na liczące 50-100 tysięcy ludzi manifestacje. Choć łamali nam nogi, strzelali do nas, aresztowali. Tak samo działali ludzie w innych miastach i wsiach okupowanej Ukrainy. Jednak ludzi, których zbiegła władza pozostawiła bez pomocy i wsparcia, junta przegnała z ulic, zagnała do cichej defensywy. Nas nie trzeba uczyć co robić, nam trzeba pomóc. Na razie nie zrozumiałem – w jaki sposób chce i może pomóc mieszkańcom resztek Ukrainy Komitet Ocalenia. Wezwanie do wychodzenia na ulice to nie pomoc a propozycja samobójstwa za pomocą serii z automatów” – ubolewał cytowany wyżej charkowianin mikle1.
Jeszcze przed powstaniem Komitetu krążyły pogłoski, że zainstaluje się on nie Moskwie, lecz w Doniecku. Na razie jednak o takich planach nic nie słychać. Byłby to krok o tyle ryzykowny, że znaczna część Ukraińców wciąż widzi w powstańcach Donbasu wrogów, co przekładałoby się na odbiór społeczny Komitetu. Z drugiej strony w takim wariancie „komitetowcy” mogliby liczyć na powrót do Kijowa „na bagnetach” republik ludowych Donbasu. Tym bardziej, że w ramach obu milicji ludowych – donieckiej i ługańskiej – działają bataliony ochotników z takich miast ukraińskich jak Odessa czy Charków, przy brygadzie „Prizrak” skupiły się resztki rozbitej na Ukrainie partyzanckiej Ukraińskiej Armii Czerwonej. Jednostki te mogłyby stanowić trzon Ukraińskiej Armii Wyzwoleńczej, o której od dawna myśli część ukraińskich opozycjonistów. Przybycie Azarowa do Doniecka sugerowałoby też, że republiki ludowe stanowią integralną, choć autonomiczną, część państwa ukraińskiego, co byłoby ważnym dla Ukrainy faktem politycznym.
Ciężko przewidzieć, jakie realne kroki w celu objęcia władzy podejmie ekipa byłego premiera. Można jednak zakładać, że wraz z tempem upadku ukraińskiej gospodarki i pogarszaniem się warunków życia Ukraińców czas będzie działał na korzyść Azarowa i spółki. Sztandar już jest, teraz pozostaje tylko kwestia, jak zatknąć go na Majdanie Niezależności w Kijowie.
Jacek C. Kamiński