Rząd w podróży. Jedno wyjazdowe posiedzenie rządu może kosztować nawet 300 tys. zł

Ponad 300 tys. zł może kosztować jedno wyjazdowe posiedzenie rządu. Rząd na razie nie ujawnia oficjalnych wydatków, ponieważ oblicza, ile osób towarzyszy Ewie Kopacz w podróżach po kraju.

 

W PO wyjazdowych posiedzeń rządu nikt nie nazwie kampanią wyborczą, tylko otwartością na obywateli. Po posiedzeniu w Katowicach i Łodzi wydawało się, że ten pomysł się sprawdza. W mediach pojawiły się obrazki z podróży: premier jadła jajecznicę, piła czekoladę, rozmawiała ze współpasażerami. Notowania Ewy Kopacz poszły lekko w górę. Polacy znów uznali, że to ona, a nie Beata Szydło z PiS lepiej nadaje się na szefową rządu.

Wszystko zmieniło się tydzień temu we Wrocławiu. Padły pytania o koszta imprezy. Lokalne radio wykryło, że rząd wozi za sobą meble, które wyładowywane są pod osłoną nocy. Opozycja zaczęła kpić, że przed przyjazdem rządu maluje się trawę na zielono, by lepiej wypadła na zdjęciach. Mało kto interesował się tym, co rząd miał do zaproponowania mieszkańcom Dolnego Śląska.

Przedsięwzięcie logistyczne

We Wrocławiu, gdzie ciągle żywe są wspomnienia wielkiej powodzi z 1997 r., rząd przyjął program przeciwpowodziowy wart 4 mld zł. Zamiast na jego merytorycznej ocenie uwaga mediów skupiła się na skandalu z krzesłami. Jedni ministrowie udawali, że o niczym nie wiedzą, inni starali się uzasadniać wożenie stołów i krzeseł oraz bagatelizowali koszty.

Organizacja wyjazdowego posiedzenia rządu to wielka operacja logistyczna. Związanych z nią wydatków w żaden sposób nie da się zmieścić w normalnych kosztach funkcjonowania Kancelarii Prezesa Rady Ministrów. Chociażby z tego powodu, że rządowi towarzyszy ogromny sztab ludzi. Według nieoficjalnych informacji zaangażowanych w wyjazdowe posiedzenie rządu może być nawet kilkaset osób. Delegacja każdego ministerstwa może liczyć cztery osoby. A że resortów jest 17, to już daje 68 osób. Do tego dochodzi pani premier z doradcami, sztab urzędników z KPRM, kierowcy, ochrona, oficerowie ABW odpowiedzialni za bezpieczeństwo, pracownicy logistyki. Wszyscy muszą być zakwaterowani i – jak to w delegacji – dostać diety.

Niebagatelne też muszą być koszta przejazdu. Większość tych ludzi dociera na miejsce wynajętymi busami. Wożą ze sobą dokumenty, kserokopiarki, bramki do wykrywania metalu, no i te nieszczęsne meble na wyposażenie zaimprowizowanych sal obrad…

Wprost.pl

Więcej postów