Ukraiński prezydent uderzył w magnata przemysłowego, który straszył władze państwa prywatną armią ochroniarzy.
Polityczne trzęsienie ziemi na wschodzie Ukrainy, w bezpośrednim sąsiedztwie okupowanego przez Rosjan Donbasu. Prezydent Petro Poroszenko zdymisjonował gubernatora Dniepropetrowska Ihora Kołomojskiego – oligarchę, który finansował i organizował bataliony, zarazem jednak traktował obwód dniepropetrowski jak swoje udzielne księstwo.
O dramatyzmie wydarzeń świadczy termin opublikowania wiadomości. Ok. godz. 2 nad ranem w środę na oficjalnej stronie Petra Poroszenki pojawił się komunikat: „Prezydent na prośbę Ihora Kołomojskiego przyjął jego rezygnację z funkcji szefa administracji obwodu dniepropetrowskiego”.
– Musimy zapewnić pokój, stabilizację i spokój. Dniepropetrowsk powinien pozostać bastionem Ukrainy na Wschodzie, gwarantować mieszkańcom pokój i stabilność – powiedział Poroszenko w czasie podpisywania dymisji. – Dziękuję za pańską pracę. Mam nadzieję, że pozostanie pan patriotą Ukrainy i Dniepropetrowska – dodał.
Kołomojski, który siedział naprzeciw prezydenta, był zdenerwowany, lecz odpowiedział kurtuazyjnie: – Ja panu również dziękuję, Piotrze Aleksiejewiczu.
Wraz z Kołomojskim odeszli jego zastępcy: Giennadij Korban i Światosław Olijnyk. Następcą Kołomojskiego został Wałentyn Rezniczenko, który w lutym objął tekę gubernatora w sąsiednim Zaporożu – teraz został stamtąd odwołany i przeniesiony do Dniepropetrowska.
Katalizatorem dymisji Kołomojskiego stała się śmierć kpt. Wiktora Mandzyka ze Służby Bezpieczeństwa Ukrainy, który w sobotę 21 marca w Wołnowasze k. Doniecka nadzorował ruch w punkcie kontrolnym rozgraniczającym obszary kontrolowane przez armię ukraińską. Kontrola trzech ciężarówek wykazała, że nielegalnie przewoziły alkohol do Dniepropetrowska.
Spłoszeni kierowcy uciekli, lecz wkrótce do porzuconych pojazdów podjechało kilku mężczyzn w ukraińskich mundurach. Jeden z nich strzelił do kpt. Mandzyka, ciężko go raniąc. Po kilku godzinach oficer zmarł. Śledztwo wszczęte przez SBU po dwóch dniach wykazało, że zabójcą był asystent deputowanego Andrija Denysenki z partii prezydenta i bliski współpracownik Kołomojskiego. Przed wyborami parlamentarnymi w październiku ub.r. Poroszenko zgromadził na listach swojego stronnictwa ludzi z różnych grup, które wsparły obronę państwa, reformy i kierunek europejski w polityce zagranicznej.
Kolejny incydent wydarzył się w niedzielę: grupa uzbrojonych ludzi na rozkaz Kołomojskiego weszła na teren Ukrnafty – firmy, w której państwo posiada ponad 50 proc. akcji, zaś Kołomojski – 43 proc. Konflikt o Ukrnaftę rozpoczął się dwa tygodnie wcześniej, gdy parlament znowelizował ustawę o spółkach akcyjnych, skreślając zapis stanowiący, że do podejmowania decyzji na walnych zgromadzeniach potrzeba co najmniej 60 proc. głosów. Nowa ustawa wprowadziła większość 50 proc. plus jeden, jak to jest w UE. W ten sposób Kołomojski stracił możliwość blokowania w spółce decyzji skarbu państwa, co wcześniej wykorzystywał, np. nie zgadzając się na wypłacanie państwu dywidendy.
Uzbrojeni ludzie weszli do firmy dwa dni po podjęciu w piątek przez walne zgromadzenie akcjonariuszy decyzji o odwołaniu prezesa Ukrnafty – współpracownika Kołomojskiego. W sobotę i w niedzielę pod siedzibą spółki pojawił się sam oligarcha, by bronić swojego człowieka i by uzasadniać obecność uzbrojonych ludzi. Pojawiły się plotki, że to żołnierze batalionu „Dnipro-1”, który rok temu powstał w Dniepropetrowsku właśnie z inicjatywy i dzięki wsparciu gubernatora Kołomojskiego. MSW szybko jednak podało, że batalion pełni służbę na linii frontu.
Obawy, że Kołomojski mógłby użyć do walki z rządem i do szantażowania prezydenta stworzonych przez siebie batalionów ochotniczych „Dnipro-1”, „Dnipro-2” i „Donbas”, musiały być dość poważne, skoro w tej sprawie z oligarchą pilnie rozmawiał nawet ambasador amerykański w Kijowie Geoffrey Pyatt: – Powtórzenie metod prowadzenia biznesu z lat 90. będzie dla Ukrainy tragedią – ostrzegł.
Poroszenko nakazał MSW i SBU, by natychmiast usunęły firmę ochroniarską z Ukrnafty, a w poniedziałek zorganizował odprawę dowódców armii do szczebla batalionu włącznie. – Żaden gubernator nie będzie posiadał własnych sił zbrojnych, a bataliony obrony terytorialnej są podporządkowane dowództwu armii – stwierdził.
W poniedziałek przed południem dwaj zastępcy Kołomojskiego i czterej deputowani z jego obozu, w tym Andrij Denysenko, wystąpili na konferencji prasowej w Dniepropetrowsku i poinformowali, że w środę odbędzie się wiec poparcia dla „drużyny patriotów z Dniepropetrowska”. Ostro zaatakowali prezydenta Poroszenkę. Zapachniało rokoszem, a jeden z rebelianckich liderów z Donbasu wezwał Kołomojskiego, by stworzył „Dnieprowską Republikę Ludową”.
Po południu administracja obwodu poinformowała jednak, że wiec odbędzie się nie w środę, lecz w sobotę. I że będzie to „demonstracja na rzecz jedności państwa”.
W środę SBU obchodziła swoje święto. Prezydent wręczył medal wdowie po kpt. Mandzyku i potwierdził słowa wypowiedziane w wywiadzie telewizyjnym przez szefa SBU Wałentyna Naływajczenkę: oficer zginął z rąk zorganizowanej bandy zajmującej się przemytem na wielką skalę. „Jej szefowie siedzą w Doniecku we władzach tzw. republiki oraz w Dniepropetrowsku. Codziennie na ich rachunki trafiały tysiące hrywien haraczu” – oświadczył Naływajczenko.
– Mogę was zapewnić – powiedział Poroszenko do funkcjonariuszy SBU – że winowajców od kary nie uchronią ani mandat deputowanego, ani ochrona urzędnika, ani tzw. armie kieszonkowe, którymi próbowano nas straszyć.
W środę media ukraińskie obiegła scena aresztowania podczas posiedzenia rządu szefów resortu do spraw sytuacji nadzwyczajnych – Serhija Boczkowskiego i Wasyla Stojeckiego. Prokurator odczytał im zarzut wręczenia łapówki jednemu z urzędników ministerstwa sprawiedliwości i nakazał wyprowadzić ich w kajdankach.
Witalij Kułyk, dyrektor think tanku Centrum Badań Problemów Społeczeństwa Obywatelskiego
Nie sądzę, by wszyscy ludzie Ihora Kołomojskiego w Radzie Najwyższej wyszli w tej chwili z koalicji, choć kilku jego deputowanych może opuścić Blok Petra Poroszenki. Najostrzej mogą zareagować deputowani Frontu Ludowego Arsenija Jaceniuka, którzy aktywnie popierają Kołomojskiego.
Prezydent natomiast będzie teraz musiał podjąć walkę z pozostałymi oligarchami – Achmetowem, Pinczukiem i innymi – by uniknąć zarzutu, że skupia się tylko na jednym Kołomojskim. Jeśli tego nie zrobi, to Kołomojski go po prostu zje.
Poroszenko powinien przeprowadzić dezoligarchizację, ale czy wystarczy mu do tego odwagi i woli politycznej? Zwłaszcza że ta dezoligarchizacja powinna też objąć jego samego. Będzie musiał w końcu zrobić coś ze swoimi firmami. Mam na myśli nie tylko koncern Roshen. Poroszenko jest również właścicielem dużej grupy finansowej o nazwie Inwestycyjny Kapitał Ukraina, która zamierza skupować aktywa z banków będących na skraju bankructwa. Innymi słowy: grupa inwestycyjna prezydenta szykuje się do skupu aktywów po okazyjnie niskich cenach. Jeżeli Poroszenko nie pozbędzie się tej grupy, to będzie można sformułować zarzut, że nie tylko pozostaje oligarchą, ale jeszcze skupuje aktywa innych, których doprowadza do bankructwa.
Nikita Poturaiew,politolog z Dniepropetrowska
Jestem przekonany, że obecna sytuacja nie niesie poważnego ryzyka ani dla Dniepropetrowska, ani dla całej Ukrainy. Kołomojski i jego otocznie kierują się pragmatycznym patriotyzmem, tj. rozumieją, że ich biznes może prosperować tylko w niepodległej Ukrainie. To sprawia, że dalej mają motywację, by bronić państwa ukraińskiego.
Oczywiście jest pewne ryzyko związane z poziomem profesjonalizmu w administrowaniu. Kołomojski oparł się na swoich menedżerach i doradcach, co pozwoliło mu zarówno zarządzać obwodem, jak i organizować jego obronę, tworzyć bataliony ochotnicze oraz wspierać ukraińską armię. To wymagało również zaangażowania dużych finansów, w tym prywatnych, i to nie tylko bezpośrednio Kołomojskiego, lecz także ludzi z jego otoczenia.
Trudność polega na tym, że cały ten złożony system państwowo-wojennego zarządzania trzeba sprawnie przejąć i nauczyć się nim kierować, koordynując działanie różnych struktur oficjalnych i inicjatyw obywatelskich. Na szczęście przedstawiciele grupy Kołomojskiego już oświadczyli publicznie, że w okresie przekazywania urzędu są gotowi współpracować z nowo mianowanym gubernatorem, by wszystko w regionie dalej funkcjonowało normalnie.
Nie boję się o los Dniepropetrowska. Moim zdaniem poziom patriotyzmu jest tu wyższy niż np. w Charkowie czy Odessie. Na wschodzie Ukrainy Dniepropetrowsk jest bastionem ukraińskości. Przez nasze miasto przechodzą tysiące żołnierzy idących na front, tutaj przywożeni są ranni i zabici. Wszystko to silnie wpłynęło na nastroje społeczne, i to nie w takim kierunku, na jaki liczył Kreml. Ludzie w większości się nie boją. Przyfrontowe położenie raczej ich mobilizuje.
A już mówienie o jakimś dniepropetrowskim separatyzmie jest całkowitym absurdem. Dowodzi tylko braku zrozumienia dla tego, co tu się odbywa i jakie są nastroje wśród ludzi. Dla tutejszych mieszkańców jest po prostu obraźliwe. Dniepropetrowsk nadal będzie bronić Ukrainy.
Mirosław Czech
no, no na Ukrainie ju? oligarchowie” targaj? si? po szcz?kach”