Wiadomo, że Polak z zasady „potrafi”, wiadomo że mamy rozbudowany sektor prywatnej inicjatywy, ale żeby kelnerzy bawili się w „007″ i podsłuchiwali rząd? To trochę za dużo, nawet jak na nasze standardy.
Premier i jego urzędnicy zaczynał z gruber rury – wskazując, jako realizatorów nagrań dorozumianie na zewnętrzne służby specjalne „wiadomo kogo”. Tymczasem okazuje się, że nasze rodzime służby prawdopodobnie – podkreślmy – prawdopodobnie, bo nie mamy pewności nadal – przegrały z kelnerem, czy też menadżerem restauracji i więzami rodzinnymi, bo wiadomo, że brat – brata, czy szwagier – szwagra nie zdradzi. Przynajmniej tak długo, do póki nie zajmą się nim specjaliści od „przekonywania”.
Jeżeli wątek „kelnerski” się sprawdzi i okaże się prawdziwy to będzie nie tylko totalna kompromitacja naszego państwa, ale przede wszystkim możemy zadać głośne pytanie, jaki to wszystko ma sens? Jeżeli bowiem zwykli kelnerzy chcąc dorobić kablują swoje miejsce pracy a następnie rzekomo sprzedają „biznesmenom” efekty nagrań, to czego jeszcze można być pewnym?
Wiadomo, że pod hasłem „biznesmen” może kryć się agent lub rezydent służb specjalnych obcego mocarstwa, jednakże szokuje tutaj skala rozstrzału – od wywiadu imperium po kelnerów. Przecież to są kpiny w biały dzień, w które nie chciałoby się uwierzyć, ponieważ wnioski są nawet poza skalą śmieszności i horroru.
Dla każdego, kto przeczytał chociaż jedną powieść szpiegowską jest jasnym, że w sprawach w których zamieszani są najwyżsi dostojnicy państwowi i to, jak można powiedzieć – złapano ich z opuszczonymi spodniami – nic już nie jest pewne i pewne nie będzie. Ustalenie czegoś takiego jak członkowie grupy i zwłaszcza ich mocodawcy – to mniej więcej coś takiego jak ustalanie szczegółów lotu na Marsa za 50 lat. Wszystko jest możliwe, przecież wiadomo, że w tym procesie nie chodzi już o jego wyjaśnienie, ale o takie załatwienie sprawy, żeby ograniczyć polityczne straty. Proszę nie mieć złudzeń, że jest lub że może być inaczej. Taka jest logika procesów ochrony ludzi władzy, przecież mówimy o najpotężniejszych osobach w państwie, przed którymi całe służby i struktury siłowe drżą na samą myśl wzruszenia się brew szefa! Ci ludzie mogą wszystko w tym kraju. Jak się zachowuje ranne zwierzę w klatce można sobie zobaczyć na popularnym serwisie służącym do przechowywania plików wideo.
O nerwowości władzy pokażą nam przypadki spontanicznych samobójstw, albowiem jeżeli bowiem za sprawą – u jej dna rzeczywiście kryją się „płotki” to nie ma skuteczniejszej metody na odstraszenie kolejnych chętnych niż właśnie w wyniku zaprowadzenia atmosfery terroru i strachu, przy czym uwaga – inicjatorami takiej akcji wcale nie muszą być politycy, nie od tego mają ludzi od brudnej roboty, żeby sobie brudzić ręce, a że jakieś auto po jakimś weselu zawinie się wokoło drzewa – w przyszłości – co to kogo dzisiaj interesuje?
Ciekawe są motywy, jakimi kierowali się sprawcy afery, jeżeli to tylko pieniądze to sprawa jest banalna, jednakże jak podano wyżej, w takich sprawach nigdy nie poznamy meritum sprawy, to nie jest po prostu możliwe. Przy czym uwaga pieniądze, na które liczyli sprawcy mogły być przewidziane z szantaży.
Całość stopniowo będzie nam pokazywana publicznie, wraz z komentarzami polityków i publicystów będzie to niesłychanie ciekawe studium przypadków, składające się w pełni na kuchnię naszego życia politycznego. Szkoda tylko, że całość zabawy będzie nas kosztowała zewnętrznie. W zasadzie już nas kosztuje, ponieważ świat się śmieje, głośny rechot nabrzmiewa od zachodu dookoła kuli ziemskiej. Będzie wiele, oj bardzo wiele „śmiesznych memów”, i „polish jokes”. Swoje będziemy musieli przyjąć na klatę i rozsmarować, ciesząc się jak małe dzieci z tego, że znowu obcy mają nas za pół zwierzęta, albo „bezmózgich polaczków”.
Na ostateczne wnioski z afery jest jeszcze za wcześnie, chociaż te najbardziej oczywiste są jednoznaczne. Pan minister spraw zagranicznych powinien zostać bezzwłocznie zdymisjonowany – w ogóle, za swoje dokonania. Jeżeli jednak zostanie udowodnione, że jego wypowiedź miała kontekst rasistowski, to nie może się skończyć na zwykłej dymisji, należy go po prostu za to przykładnie ukarać, albowiem nie może być tolerancji dla rasizmu. No i oczywiście ten pan nie zrobi już żadnej kariery nigdzie, chociaż tak naprawdę zdaje się chociaż raz mamy pewność że prawdopodobnie powiedział prawdę.