Buch bęc gruch wybuchła afera z nagrywaniem osób publicznych przez diabli wiedzą kogo.
Afera sobie trwa, PR robi z niej aferkę i w natłoku oburzenia umyka nam jedna naprawdę radosna wiadomość. Nasi rządzący mają świadomość tego w jakim świecie żyjemy.
Rączka do góry prosze tych, którzy od lat mimo zapewnień kolejnych rządów uważali iż dysproporcja w stosunkach Polska-USA jest rażąca i porażająca. Ilu z nas ze zdumieniem obserwowało kolejne zapewnienia o intencji pogłębiania współpracy politycznej i gospodarczej, które końćzyły sie wysyłaniem naszego wojska w coraz to nowe fragmenty świata w zamian za sprzęt z amerykańskiego demobilu?
Nie można powiedzieć oczywiście że tylko sprzęt z demobilu dostarczali nam „amerykańscy przyjaciele” ale za wszystko co nie stało w kolejce do utylizacji lub co nie było potrzebne do ich bezpieczeństwa na misjach słono płaciliśmy, w tym głównie za transport. Płaciliśmy nie tylko w wymiarze finansowym – jak zakup samolotów wielozadaniowych, ale również w wymiarze politycznym, narażajac się na irytację ze strony naszych europejskich partnerów, oraz wydrenowanie naszych i tak marnych finansów z miliardów złotówek w zamian za dyskusyjny offset.
Tyle razy minister Radosław Sikorski zapewniał o tym jak bliskie stosunki nas wiążą ze Stanami Zjednoczonymi, że (o ile nagrania nie sa montażem) uprawianie seksu oralnego z naszym sojusznikiem nie powinno sie wydawać dziwne, wszak to bardzo intymne zachowanie wydawać by się było zarezerwowane do osób którym co najmniej ufamy. Jednak drugie zdanie o tym, że poczucie bezpieczeństwa jest złudne pokazuje, że zaufanie to jest iluzoryczne.
Brawo wiemy, że nie możemy liczyć na naszego sojusznika. Pytanie dlaczego minister jest szczery wobec kolegi a wobec własnego narodu już nie? Pozostaje otwartym. Oczywiście można przyjąć, że nie takie rzeczy przy kieliszku można opowiadać, ale trudno nie odnieść wrażenia, że tym razem z ust ministra Sikorskiego bije najczystsza prawda, w formie tak nieskazitelnej, że wręcz nie spotykanej z ust polityka a tym bardzie dyplomaty. Żadnych niedomówień, żadnych półprawd i dwuznaczności. Przekaz jest banalnie prosty, w kluczowej sytuacji zagrożenia nie możemy liczyć na sojusz ze Stanami Zjednoczonymi.
Warto również zauważyć, że twardo trwając po stronie amerykańskiej racji stanu dystansujemy się skutecznie od naszych europejskich sojuszników. Gdzie tu sens i logika takiego działania? Można by jeszcze zrozumieć, że Polska w ramach nieokiełznanej miłości do Stanów Zjednoczonych oddaje się aktowi seksu oralnego, ale nie jest tajemnicą, że miłość bywa ślepa i głupa, ot wszystko jasne.
Można również mieć podejście pragmatyczne i czerpać z tego korzyści, ma to swoją nazwę ale niech pozostanie ona niewypowiedziana. Teraz pozostaje zadać sobie pytanie, skoro wiemy, że sojusz i bliska współpraca ze Stanami Zjednoczonymi jest dla Polski w obecnej formie niekorzystna, to czy rząd, który ma tego świadomość „coś” zrobił i „co” zamierza zrobić, aby forma tej współpracy nabrała cech wzajemności? Pomimo różnic w potencjałach można przecież coś sojusznikowi zaproponować, żebyśmy nie byli po prostu „gołym” buforem na rubieżach sojuszu.
Warto w tych rozważaniach zwrócić swoje oczy na Irak, który to kraj „stabilizowali” również nasi żołnieże. Co obecny rząd Iraku może powiedzieć o partnerstwie ze Stanami Zjednoczonymi które odmawiają pomocy w sytuacji najwyższego zagrożenia ze strony bojowników islamskich?
A jeśli taka forma współpracy (czyli bojowa) jest nierealna może warto przenieść akcenty i postawić mocniej na współpracę z naszymi europejskimi partnerami, zarazem nieco inaczej reorientując naszą pokraczną politykę wschodnią.
Przyszłość należy do nas, czas najwyższy wstać z kolan, czasy robienia laski się skończyły…