„Nie wiedziałem, że akurat w tym momencie to powie” – mówi minister finansów Mateusz Szczurek pytany w Kontrwywiadzie RMF FM o wypowiedź prezydenta Bronisława Komorowskiego, który podczas wizyty Obamy zapowiedział zwiększenie wydatków na wojsko.
„Wydatki na wojsko, promowanie rodziny, innowacji, to ważne, ale potrzebna jest ta druga strona. Jeżeli coś można było zarzucić prezydentowi Komorowskiemu, to ten brak drugiej strony” – mówi o propozycjach z orędzia prezydenta. „Wciąż jesteśmy w procedurze nadmiernego deficytu, a nawet kiedy już nie będziemy, to logika nowej ustawy o finansach publicznych dyktuje, iż jeżeli zobowiązujemy się do większych wydatków, musimy znaleźć tę drugą stronę” – tłumaczy i dodaje, że teraz obiecane przez prezydenta 800 milionów na armię „trzeba znaleźć w innym miejscu po stronie wydatków, ale znaleźć tę kwotę w formie podatków”. Podatek na wojsko? „Jest to pewna opcja. Nie można wprowadzać wydatków bez nowego finansowania lub przesunięcia pieniędzy skądinąd” – tłumaczy gość RMF FM.
Konrad Piasecki: Poczuł się pan dźgnięty przez prezydenta?
Mateusz Szczurek: Nic podobnego.
Kiedy prezydent mówi: „Musimy odważnie zmierzyć się z wyzwaniem przyjęcia euro” – mówi chyba do pana i dźga pana.
Przecież my się mierzymy z przyjęciem euro odważnie od dłuższego czasu.
Prezydent chyba nie ma takiego wrażenia.
Prezydent mówi dokładnie to samo, co ja mówię w sprawie przyjęcia euro. Przypomnę, że rządowa strategia przyjęcia euro opiera się na czterech filarach. Po pierwsze, trwałe spełnienie kryteriów nominalnych, czyli tego, co musimy zrobić tak czy owak. Po drugie, przygotowanie gospodarki, aby mogła funkcjonować dobrze w ramach strefy euro – i o tym też mówił pan prezydent. Elastyczność, stabilizacja, wzmocnienie samej strefy euro – i tutaj jesteśmy trochę widzami, trochę uczestnikami. I ostatnia sprawa: perfekcyjne przygotowanie techniczne.
To były czynniki ekonomiczno-polityczne, a ja pana zapytam jako człowieka: czy ma pan poczucie, że za pańskiej kadencji w Ministerstwie Finansów Polska rozpocznie drogę do euro, w sensie: wejdzie w korytarz – że o przyjęciu samego euro nie wspomnę?
To się stało jeszcze przed moją kadencją. Przecież wypełniamy kryteria z tych czterech filarów, wszystkie z nich są wypełniane w tej chwili…
Ale ja pytam o formalne wejście w ten korytarz walutowy.
Tu musiałby pan zakładać coś na temat wyborów – na pewno następnych, a być może jeszcze kolejnych.
“Moja intuicja jest taka, że nie bez powodu rząd nie podaje terminu wejścia do strefy euro”
Dlatego zapytałem o pańską intuicję, a nie o pańską wiedzę.
Moja intuicja jest taka, że nie bez powodu rząd nie podaje terminu wejścia do strefy euro i nie zamierzam wyłamywać się z tej praktyki. Raz to zostało zrobione, w 2008 roku, i lepiej nie mówić nic, niż wprowadzać w błąd, podając daty oraz różne szacunki.
Czyli premier wtedy popełnił błąd, wyznaczają datę wejścia do strefy euro.
Przypomnę, że to był 2008 rok i wtedy świat był troszeczkę inny i też strefa euro była inna. W 2004 roku na przykład, kiedy wszyscy na hurra chcieli wchodzić do strefy euro, to była prosta droga do awansu społecznego, cywilizacyjnego, z kraju rozwijającego się do rozwiniętego. Dziś po pierwsze już jesteśmy awansowani, a po drugie z innymi kosztami wiąże się wejście do strefy euro.
Podsumowując wątek euro: rozumiem, że raczej jest to melodia odległej przeszłości.
Jest to odległa przeszłość. O tyle odległa, że na pewno ten termin po wyborach, dyskusja polityczna po wyborach, jest jak najbardziej zasadna.
A czy rozumie pan, po co dzisiaj prezydent podnosi ten temat?
Warto go podnosić. Zresztą my się na co dzień z nim zmierzamy, również w tej warstwie technicznej.
No tak. A na jak długie ministrowanie jest pan umówiony z premierem?
Nie mam…
Bo zakreśliliście sobie jakąś ramę… Czy do końca kadencji, czy powiedział: „panie Mateuszu, jak się uda, to po wyborach zostaje pan w ministerstwie”?
Oczywiście, te sześć lat to jest jak najbardziej… Taki plan jest o tyle sensowny, że wiele zmian w gospodarce i w polityce, wprowadza się lepiej, zaraz po wyborach, niż tuż przed nimi.
Czyli pan, jakby się udało, zostawałby na następną kadencję?
Tak, tak.
Czemu nie?
Czemu nie. No oczywiście to wszystko zależy od premiera, czy tego czy następnego.
No to jeszcze raz zapytam: w takim razie myśli pan, że w tym 6-leciu wejście do euro jest możliwe czy nie? W tym 6-leciu pana w ministerstwie?
Przecież powiedziałem, że nie zamierzam podawać terminów, taka jest polityka rządu, więc… po co tutaj… Na pewno nie jest to możliwe w najbliższych 3 latach, bo to jest technicznie niewykonalne. A co do dalszych perspektyw, zobaczymy, jak szybko będziemy postępowali w naszej strategii.
Znajdzie pan dodatkowych 800 mln na wojsko?
Cieszę się bardzo, że pan zadaje to pytanie w ten właśnie sposób, dlatego że jeżeli coś można było zarzucić panu prezydentowi podczas jego orędzia, to właśnie braku tej drugiej strony. Wydatki na wojsko, promowanie rodziny, innowacji itd. To są wszystko bardzo ważne rzeczy, ale jest też ta druga strona…
Tylko pytanie, skąd je wziąć?
“Jeżeli coś można było zarzucić panu prezydentowi podczas jego orędzia, to właśnie brak tej drugiej strony…”
Otóż to. I jesteśmy ciągle w procedurze nadmiernego deficytu, a nawet jak nie będziemy, to logika nowej ustawy o finansach publicznych dyktuje, że jeżeli zobowiązujemy się do jakiś większych wydatków, to musimy znaleźć tę drugą stronę.
Czyli pan mówi: Panie prezydencie, nie mam tych 800 mln i co mi pan zrobi?
Tak to nie jest. Przecież zarówno przy konstruowaniu budżetu jak i przy dyskusjach na temat wprowadzania takiej ustawy, która działa przecież na stałe, tych opcji jest…
Bo przypomnijmy, prezydent mówi, żeby podwyższyć wydatki na armię z 1,95 do 2 proc., stąd te 800 mln, no więc…
No to ja dopowiadam, że to będzie oznaczało, iż 800 mln będzie trzeba znaleźć w innym miejscu po stronie wydatków albo też znaleźć w formie podatków taką właśnie kwotę, która sfinansuje nam zwiększone wydatki na obronę.
No to co z tym dictum prezydenckim zrobić? Bo prezydent Obama usłyszał zobowiązanie i rozumiem, że pan je będzie musiał wypełnić.
To zobowiązanie – i tutaj mogę odkryć trochę rąbka tajemnicy, o zwiększeniu wydatków na obronność z premierem rozmawialiśmy jeszcze na początku marca, o ile pamiętam – więc to nie jest żadna nowość.
Ale tak szczerze mówiąc: wiedział pan, że prezydent to powie przy Obamie?
“Nie, tego nie wiedziałem, że akurat w tym momencie to powie.”
Nie, tego nie wiedziałem, że akurat w tym momencie to powie. Ale tak jak mówię, nie jest to żadna nowość, bo od czasu wybuchu kryzysu ukraińskiego w ramach rządu rozmawiamy o tym coraz częściej.
No to powtórzę pytanie. 800 mln znajdzie pan w przyszłym roku? Czy to nie jest kwestia przyszłego roku. Bo tu pan może już podawać daty.
Tu mogę już podawać: jeżeli 800 mln znajdziemy przez przesunięcie innych wydatków, to oczywiście to się stanie.
A jak nie znajdziemy?
Moim obowiązkiem jest trzymanie limitów wydatków, aby łącznie finanse publiczne się spinały. Mamy zarówno zobowiązania wobec Unii Europejskiej jak i zobowiązania wobec zdrowego rozsądku, które wymagają ograniczenia wydatków łącznie nieco 3,5 proc. PKB w ciągu najbliższych 3 lat. No i w ramach tego limitu musimy się mieścić.
Czyli rozumiem, że jak w przyszłym roku tych 800 mln pan nie znajdzie, to może to będzie melodia bardziej odległej przyszłości typu 2016, 2017 – te 2 procent?
Sądzę, że znajdzie się w 2015 roku.
Znajdzie się? A skąd?
Dyskusja nad budżetem czeka nas dopiero w ciągu najbliższych 3 miesięcy, dziś czy jutro Rada Ministrów będzie dyskutować dopiero podstawowe założenia makroekonomiczne. I za wcześnie jeszcze mówić o konkretnych kategoriach.
Może wprowadzi pan jakiś podatek na wojsko?
“Podatek na wojsko? To jest zupełnie normalna rzecz w sytuacji zagrożenia”
Jest to oczywiście jakaś opcja, jeżeli mamy trwale zwiększać wydatki na..
Nie, nie, podpowiedziałem, przepraszam.
Mówię o logice samego procesu. Nie można wprowadzać dodatkowych wydatków bez zapewnienia źródła finansowania albo przesunięcia wydatków z innego miejsca.
A czy serio pan sobie wyobraża podatek na wojsko związany z trudną sytuacją międzynarodową? Jakiś ekstra, np. 1/10 procenta?
To jest zupełnie normalna rzecz w sytuacji zagrożenia. Nie wyobrażam sobie, jak mogłoby być inaczej. Na szczęście ta sytuacja zagrożenia nie jest na tyle zaawansowana.
To miałby być podatek w CIT-ie, w PIT-ie, w VAT-ie?
Miejmy nadzieję, że nie będzie okazji by się przekonać.
Czy wejście do polityki, do rządu – dla człowieka z zewnątrz – to jest zderzenie ze ścianą?
Na pewno nie jest to zderzenie ze ścianą.
A nie jest tak, że człowiek snuje marzenia, myśli sobie: „Jakbym był ministrem, to zrobiłbym to, to, to i to”. A potem wchodzi do ministerstwa i słyszy: „Nie można, nie da się, nie ma uwarunkowań politycznych, panie ministrze – proszę to odłożyć ad acta”.
Chyba za długo uczestniczę czy obserwuję ten cały proces – i w poprzedniej pracy – żeby mieć marzenia bardzo wygórowane…
Wiedział pan, czym to pachnie.
Tak, chociaż nie w całości. Wiadomo, że bardzo wiele dzieje się wewnątrz ministerstwa, wewnątrz Rady Ministrów, o czym publiczność nie ma świadomości. I rzeczywiście trzeba tych piłeczek w locie utrzymywać bardzo dużo naraz.
Nie powie pan: „Polityko, o moje wielkie rozczarowanie”?
“Do Sejmu nie zamierzam kandydować”
Nie, dlatego, że chciałbym o sobie myśleć, że jednak nie jestem częścią polityki polityki. Do Sejmu nie zamierzam kandydować.
Ostatnie pytanie od słuchaczy: kiedy może zacząć się ograniczenie wspólnego rozliczania lepiej zarabiających małżonków?
O ile wiem – nigdy. To znaczy, nie planowałem tego wcale. Ale to jest jeszcze jedna uwaga dotycząca np. propozycji nowych ulg dziecięcych pana prezydenta. One też oznaczają przesunięcie części preferencji podatkowych z jednego miejsca w drugie, albo też inny sposób protokołowania.
Czyli pan prezydent narobił panu sporo kłopotów?
Dlaczego? Na tym polega…
Tu 800 mln., tutaj ulgi rodzinne…
Na tym polega praca ministra finansów, aby godzić potrzeby wydatkowe z koniecznością zbierania podatków.