Konflikt na linii Komorowski-Tusk jest naturalną oczywistością ewolucji naszej sceny politycznej. Minione trzy tygodnie to prawdziwa ofensywa „triumfów” pana prezydenta Bronisława Komorowskiego.
Z punktu widzenia Donalda Tuska – nasz obecny prezydent, jest prezydentem idealnym – coś tam było powiedziane o pilnowaniu żyrandola nawet… Jednakże pan Komorowski ma jedną wadę, o której pan Tusk w swoich rachubach zapomniał – w momencie obejmowania –pierwszej kadencji był jeszcze na tyle młody, że było wiadomym, że w sposób sprawny będzie mógł ubiegać się o drugą.
Nie wiadomo, na co liczył pan Tusk obsadzając „strażnika żyrandola”? Jednakże po ostatnim wystąpieniu pana prezydenta w Sejmie widać było po jego mimice, że się przeliczył i że jest zaskoczony. Prezydent jest prezydentem pozbawionym wizji, zupełnie nieprzystającym do wyzwań, a brak znajomości, co najmniej jednego języka obcego – jednak powinien dyskwalifikować – takie mamy czasy, ale dla wielu jest bardzo wygodnym prezydentem. Można nawet powiedzieć, że jest zbyt wygodnym prezydentem – gwarantującym wygodne posadki całej rzeszy „wygodnickich” miłośników klimatyzowanych gabinetów w zabytkowych budynkach w centrum Warszawy. Jakoś tak się ciekawie złożyło, że nawet, jeżeli nie pierwszy garnitur, to już drugi na pewno w znacznej części składa się z „odrzuconych” z jedynie słusznej partii rządzącego establishmentu. Pan prezydent Komorowski okazał się bardzo, ale to naprawdę wręcz wybitnym kolekcjonerem ludzi, którzy przecież mają rodziny na utrzymaniu (i nie tylko), a pan prezydent jak wiadomo rodzinę ceni i wie, co to jest rodzina. Zestawienie ceny lojalności w kontraście do realiów rynku pracy w stolicy wypada z druzgocącą przewagą na rzecz tej pierwszej. Nie ma takiej ceny, której nie warto zapłacić w zamian za fajną pracę bez wymagań za kilkanaście tysięcy miesięcznie. Jak można nie lubić i nie chronić takiego pracodawcy?
Tym łatwiejsze jest to chronienie im więcej plików się skopiowało, im więcej kserokopii się zrobiło, ile razy włączył się dyktafon w komórce na spotkaniu – oczywiście przypadkowo. Wspaniała sprawa mieć prywatne archiwum złożone z fiszek, zestawień a przede wszystkim bezcenna jest pamięć i możliwość zadzwonienia „do kolegów”. Tej sile nie jest w stanie przeciwstawić się nawet pan premier ze swoim aparatem potęgi państwa. W Polsce „nie da rady na układy”. Zwłaszcza, jeżeli chodzi o działania negatywne – nastawione na przysłowiowe szkodzenie. Te są z zasady bardzo skuteczne, zaszkodzić jest w Polsce bardzo łatwo, wręcz banalnie i można to zrobić od ręki i bez większego wysiłku.
Przedstawione przez prezydenta projekty inicjatyw ustawodawczych są mniej więcej tym, czego Polska potrzebowała na początku pierwszej kadencji rządów pana Donalda Tuska. Można się dziwić, dlaczego dopiero teraz rządzący wyciągają przedstawione tam oczywistości na światło dzienne, jednakże lepiej późno niż wcale. W naszym interesie jest wzmocnienie państwa za wszelką cenę, nawet jeżeli miałoby to kosztować Donalda Tuska – Trybunał Stanu w wyniku przejęcia władzy przez opozycję, to warto jest tą cenę ponieść, ponieważ drugiej szansy może nie być. To znaczy może nie być okoliczności zmuszających rządzących do wyrzeczeń, w wyniku, których ich malejące poparcie zacznie pikować w dół z prędkością ponaddźwiękową. Oderwanie się od przyglądania się sondażom i uzależniania decyzji lub ich braku od estymowania krzywej poparcia – to chyba największa zbrodnia, jaką mamy w dzisiejszej polityce. Prezydent w swoim przydługim i nudnawym „orędziu” zapowiedział jednak kilka spraw w taki sposób, że nie będzie się dało od nich odwrócić – miejmy przynajmniej taką nadzieję.
Jest kwestią oczywistą, że prezydent może albo poszukać sposobu na założenie własnego obozu politycznego, albo próbować przejąć partię dominującą w obozie rządzącym. O wiele bardziej opłacalnym mechanizmem będzie stworzenie nowego bytu – najlepiej z jak najmniejszym udziałem zgranych kart. W ten sposób będzie mógł się odciąć od złego dziedzictwa obozu rządzącego – przejmując „pochodnię” jedynie słusznej partii postępu, sprawiedliwości, wolności i jak wiadomo jedynego gwaranta reform.
Wszystko przed nami, konflikt pomiędzy czołowymi politykami jest nie do uniknięcia – jednakże obserwujmy go wyjątkowo dokładnie, bo to może być konflikt pozorny!