Chiny zainstalowały platformę wiertniczą na spornych wyspach na Morzu Południowochińskim. – To ewidentnie pokaz siły Chin i sposób na wykorzystanie sytuacji wokół Ukrainy – mówił w Radiu TOK FM dr Jarosław Jura, sinolog. W Wietnamie, który rości sobie prawa do tego terytorium, płoną chińskie fabryki.
W komunistycznym Wietnamie trwają masowe robotnicze protesty w proteście przeciw zainstalowaniu przez Chiny platformy wiertniczej w rejonie spornych Wysp Paracelskich. Pracownicy chińskich fabryk przerwali pracę, podpalili kilkanaście zakładów, a kolejnych kilkaset splądrowali. Ofiarą padły nie tylko chińskie, ale też koreańskie czy japońskie przedsiębiorstwa. Robotnicy ich nie rozróżniali.
Spór o Wyspy Paracelskie otoczone złożami ropy naftowej i gazu toczy się od dziesięcioleci. Hanoi uważa wyspy za swoje, choć kontroluje je Pekin, czemu dał wyraz, instalując platformę. W konflikt zaangażował się już Waszyngton, który krytykuje chińskie działania. Czy sytuacja może się jeszcze zaognić?
To nie zakończy się konfliktem zbrojnym na szeroką skalę – uspokajał w Radiu TOK FM dr Jarosław Jura, socjolog i sinolog z Instytutu Społeczno-Ekonomicznych Ekspertyz. Przypominał, że terytorium de facto już wcześniej było kontrolowane przez Chiny, a w regionie jest sporo konfliktów terytorialnych, w które zaangażowane są także Japonia, Filipiny czy Rosja.
– Wydaje się, że Chińczycy celowo wykorzystali sytuację, kiedy uwaga świata jest zwrócona w kierunku Ukrainy i Rosji – mówił dr Jura. – To ewidentnie pokaz siły Chin i sposób na wykorzystanie sytuacji wokół Ukrainy. Chińczycy, jeśli chodzi o dyplomację, są bardzo zaawansowani – zaznaczył.