Niewielkie nacjonalistyczne grupy na Ukrainie mogą być jedyną nadzieją tego kraju na ucieczkę od apatii, drapieżnej korupcji i, w ostateczności, rozpadu – pisze w tekście opublikowanym na stronie newrepublic.com Anne Applebaum. W obszernym artykule żona Radosława Sikorskiego tłumaczy, dlaczego termin „nacjonalizm” może mieć nie tylko negatywne konotacje.
Zdaniem Applebaum, Ukraińcy potrzebują więcej uwarunkowanych nacjonalistycznie inspiracji. „Potrzebują momentów takich, jak gdy o północy w sylwestra ponad 100 tys. ludzi na Majdanie śpiewało hymn Ukrainy. Potrzebują więcej okazji, przy których będą mogli krzyczeć „Chwała Ukrainie – chwała jej bohaterom”. Tak, to był slogan kontrowersyjnej Ukraińskiej Powstańczej Armii w latach 40. ubiegłego wieku, ale został przystosowany do nowej sytuacji. I oczywiście muszą przełożyć te emocje na prawa, instytucje, system sądowniczy i ośrodki szkolenia policjantów. Jeśli tego nie zrobią, ich państwo może znowu przestać istnieć” – podkreśla żona Sikorskiego.
Applebaum przywołuje także funkcjonujące powszechnie – i uzasadnione historycznie – wyobrażenia na temat nacjonalistów, jako np. osób biorących udział w pogromach Żydów czy masowych mordach na Polakach. Jak zaznacza, w przypadku Ukraińców była także inna grupa, której członkowie „mogliby stać się Garibaldimi i Jeffersonami”, gdyby urodzili się w innym kraju. Dziennikarka zaznacza, że nacjonaliści często byli obiektem czystek czy deportacji i stawia tezę, że Józef Stalin chciał zagłodzić Ukrainę m.in. właśnie ze strachu przed miejscowym nacjonalizmem. Nacjonalizmem pojmowanym jako patriotyzm, a także poczucie, że „za Ukrainę warto walczyć”.