Kolegów, na których plecach wdrapał się na sam szczyt polskiej polityki, dzisiaj nazywa „przydupasami Kaczyńskiego”. Znane jest jednak powiedzenie, że pycha kroczy przed upadkiem. Marcinkiewicz boleśnie tego doświadczył! Oto upadek przydupasa. Bo co? Czy był jakimś mężem stanu, gdy zostawał premierem z partyjnego rozdania?!
Szybka kariera polityczna, pieniądze i popularność – wszystko to Kazimierz Marcinkiewicz (55 l.) zdobył dzięki partii Jarosława Kaczyńskiego i jej członkom. Teraz drwi z Prawa i Sprawiedliwości, a swoich byłych kolegów nazywa „przydupasami Kaczyńskiego”.
Właśnie takiego sformułowania użył, opisując listy wyborcze PiS do Parlamentu Europejskiego. – Część tych ludzi to są takie przydupasy, którzy zawsze byli przy Kaczyńskim i dlatego zdobyli te miejsca. Wiadomo, że nic nie zrobią w tym europarlamencie – powiedział w Radiu Zet. Były premier zapomniał, że niegdyś sam był owym „przydupasem” i nie odstępował prezesa na krok.
Marcinkiewicz znany jest jednak z łatwego zapominania wybranych okresów życia i ze swojej ogromnej pychy. A ta – jak mówi powiedzenie – kroczy przed upadkiem, o czym były „przydupas” przekonał się do bólu na własnej skórze. Wychodząc z jednej z rozgłośni radiowych, Marcinkiewicz próbował zrobić z siebie gwiazdę i zakrywał twarz płaszczem, aby nikt nie zrobił mu zdjęcia. Niestety zapomniał, że z zasłoniętymi oczami łatwo się o coś potknąć.
Były premier zawadził o betonowe słupki i runął na ziemię. Kiedy w końcu się pozbierał, nie miał już takiej dumnej miny. Miejmy nadzieję, że ten upadek nauczy Marcinkiewicza odrobiny pokory i wdzięczności do kolegów, dzięki którym zrobił karierę i… napełnił kieszenie.