70-letni Gerhard Schroeder, odkąd w 2005 r. przegrał walkę o kanclerski fotel z Angelą Merkel, rzadko zabiera głos w publicznej debacie. Dlatego słowa, które w niedzielne południe padły w jednym z teatrów w Hamburgu na spotkaniu zorganizowanym przez tygodnik „Die Zeit”, odbiły się szerokim echem w całym kraju.
Były socjaldemokratyczny kanclerz podczas spotkania miał promować swoją najnowszą książkę. Imprezę (goście za spotkanie ze znanym człowiekiem płacili po 15 euro) wykorzystał, by bronić swojego przyjaciela Władimira Putina.
– Naturalnie to, co się dzieje na Krymie, jest pogwałceniem prawa międzynarodowego. Ale nie będę nikogo osądzał. Niemcy podczas wojny w Jugosławii wysłali samoloty na Serbię. Razem z NATO bombardowaliśmy suwerenne państwo bez zgody Rady Bezpieczeństwa ONZ – mówił, porównując rosyjską pełzającą inwazję Krymu z interwencją NATO z 1999 r., gdy Sojusz broniąc kosowskich Albańczyków, bombardował Serbię. W operacji brali udział też niemieccy żołnierze. – Byłbym ostrożny z wytykaniem kogokolwiek palcem – mówił były kanclerz.
Jego zdaniem Putin boi się okrążenia przez NATO i UE, dlatego zareagował tak gwałtownie na zwycięstwo Majdanu na Ukrainie.
– Wierchuszka Komisji Europejskiej zupełnie nie pojęła, że Ukraina to kulturowo podzielony kraj i z takim państwem nie można tak postępować – zarzucał Schröder. Jego zdaniem głównym błędem było to, że UE kazała Kijowowi wybierać na zasadzie „albo, albo”. Albo umowa stowarzyszeniowa z Europą, albo Unia Celna z Rosją. – To był pierwszy błąd UE, który doprowadził do konfliktu Kijowa i Moskwy. Byłoby lepiej, gdyby Unia zgodziła się na obydwie opcje – mówił. Jego zdaniem w Komisji Europejskiej nie ma zawodników „europejskiej wagi ciężkiej”.
Schroeder już raz krytykował Brukselę – w lutym, w wywiadzie udzielonym „Spieglowi”. Jego zdaniem UE stała się stroną w konflikcie, przez co nie jest w stanie pomóc w rozwiązaniu konfliktu. Sam, choć ma znakomite wejścia na Kremlu, nie chce jednak się zająć mediacją. – To za dużo jak na jednego człowieka. Potrzeba instytucji, które są w stanie rozmawiać z obydwoma stronami – mówił wówczas.
Za czasów Schroedera stosunki niemiecko-rosyjskie przeżywały rozkwit. Kanclerza z rosyjskim prezydentem łączyła przyjaźń. Jej symbolem stały się publiczne zapewnienia Schroedera, że Putin jest „kryształowym demokratą” i budowa Gazociągu Północnego, który z ominięciem Polski i krajów bałtyckich po dnie morza łączy Niemcy i Rosję. Schroeder po odejściu z polityki został szefem rady nadzorczej spółki obsługującej gazociąg, co wielu jego rodaków odebrało jako formę politycznej korupcji. Kanclerz był gorącym orędownikiem tego projektu.
Schroeder popiera jednak Angelę Merkel, która grożąc sankcjami, nieustannie, choć bezskutecznie stara się doprowadzić do rozmów z Rosją i rozwiązania sporu metodami dyplomatycznymi. – Różnica między nami polega na tym, ze ja się nie boję psów – mówił wczoraj były kanclerz, nawiązując do fobii swojej następczyni, którą niegdyś wykorzystał Putin. W 2007 r. podczas spotkania z Merkel w swojej rezydencji kazał wpuścić swojego czarnego labradora. Merkel była przerażona.