Ameryka wraca do gry

USA znów stają się faworytami w walce o kontrakty na modernizację polskiej armii. Taki jest efekt zajęcia przez Rosję Krymu.

 

W poniedziałek do bazy w Łasku przyleci 12 amerykańskich myśliwców F-16 i 300 żołnierzy do ich obsługi. Decyzję o ich wysłaniu podjął Barack Obama w odpowiedzi na agresję Kremla na Ukrainę. Stany Zjednoczone wysłały też myśliwce F-15 na Litwę i zerwały wszelką współpracę wojskową z Rosją.

– Polska i Stany Zjednoczone rozpoczęły konsultacje w sprawie wzmocnienia współpracy wojskowej – zapowiedział premier Donald Tusk.

Kraje Unii Europejskiej na tak stanowczą jak Amerykanie reakcję się nie zdobyły, a Francja podtrzymała nawet kontrakt na dostawę dla Rosji dwóch okrętów desantowych typu Mistral o łącznej wartości 1,2 mld euro, z których jeden nosi wręcz prowokacyjną nazwę Sewastopol.

– Trzeba zbadać, czy zakup broni od kraju, który dostarcza sprzęt agresorowi, jest w ogóle możliwy – oburza się w rozmowie z „Rz” eurodeputowany Polski Razem Paweł Kowal.

Polski rząd zapowiedział kontrakty na modernizację armii o bezprecedensowej wartości ok. 140 mld zł. Część z nich, np. zakup systemów obrony powietrznej, dronów i helikopterów, ma być rozstrzygnięta już w nadchodzących miesiącach. Źródła w rządzie nieoficjalnie przyznają, że ze względu na konflikt na Ukrainie harmonogram może zostać przyspieszony.

Do tej pory faworytem były europejskie konsorcja, w których szczególną rolę odgrywała Francja. Nauczony niedotrzymanymi przez Amerykanów obietnicami w sprawie offsetu po zakupie myśliwców F-16 rząd skłaniał się ku integracji polskiego przemysłu zbrojeniowego z konsorcjum Airbusa. W listopadzie szef MON zapowiedział nawet zakup przez nasz kraj 1–3 proc. akcji unijnego potentata, co mogłoby kosztować od 0,5 do 3 mld euro.

Wiele wskazuje jednak na to, że po uderzeniu na Krym priorytety polskich władz się zmienią.

– Ważny jest teraz czas. Amerykanie mogą dostarczyć nowe systemy obrony rakietowej (Patriot) w ciągu 36 miesięcy a wcześniej, za zgodą rządu USA, mogą użyczyć systemy należace do US Army. O tym zapewniają mnie źródła amerykańśkie. Poza tym ważna jest inter- operacyjność – gdyby nie zakup w przeszłości F-16, Polska nie mogłaby przyjąć w tak krótkim czasie amerykańskiego lotniczego wsparcia – mówi „Rz” Tomasz Szatkowski, prezes Narodowego Centrum Studiów Strategicznych. Jego zdaniem co prawda wybór amerykańskiej opcji oraz nacisk na szybkość dostaw może ograniczyć udział polskiego przemysłu w produkcji systemów obrony rakietowej. Należy jednak wyciągnąć wnioski z okresu międzywojennego.

– Gdy wróg stoi u bram, trzeba myśleć przede wszystkim o bezpieczeństwie, dopiero później o korzyściach przemysłowych. Z dzisiejszej perspektywy, mając wiedzę o terminie wybuchu II wojny światowej, należy uznać, że decyzja o budowie Centralnego Okręgu Przemysłowego nie była do końca racjonalna. Te inwestycje nie zdążyły się zwrócić ani zapewnić wystarczających dostaw sprzętu. Gdyby Polska w większym stopniu postawiła na import broni, nasza armia byłaby znacznie lepiej przygotowana do odparcia niemieckiej agresji – mówi Szatkowski.

Szef MON Tomasz Siemoniak przyznaje „Rz”:

– Polska bardzo docenia działania USA w związku z kryzysem ukraińskim, w szczególności szybką decyzję o ćwiczeniach F-16 w Polsce.

Ale pytany, czy może to mieć wpływ na rozstrzygnięcie przetargów zbrojeniowych, Semoniak mówi ostrożnie: – Jesteśmy skupieni na sprawach bieżących, nie rozważamy tego w tym kontekście.

Do tej pory poważnym argumentem na rzecz wyboru europejskich dostawców była zapowiedź Baracka Obamy stopniowego ograniczenia zaangażowania USA w bezpieczeństwo Europy na rzecz Azji. Ale i to może się zmienić.

– W ostatnich dniach nastąpił przełom w amerykańskiej polityce zagranicznej wobec Rosji. Waszyngton przebudził się z zimowego snu i jest zdecydowany przeciwdziałać agresywnej polityce Kremla w Europie. Wydaje się, że amerykańsko-rosyjski reset jest skończony – mówi „Rz” były szef MON Bogdan Klich. I dodaje: – Czynnik polityczny będzie miał znaczenie przy rozstrzygnięciu kontraktów zbrojeniowych, choć nie będzie on decydujący.

Tak samo sprawy widzi David Kramer, szef Freedom House i były zastępca sekretarza stanu USA.

Więcej postów