Zakupy sprzętu powinny być dostosowane do planów obrony wynikających z dokumentów strategicznych, a aktualnych brakuje. Trzeba też pamiętać o szkoleniach i logistyce. Prowadzony w MON audyt ma być podstawą dostosowania systemu obronnego państwa do zagrożeń – powiedział Defence24 pl doradca ministra obrony, były szef Sztabu Generalnego WP gen. w. st. spocz. Mieczysław Gocuł.
Poprzedniemu kierownictwu MON zarzucił sprowadzenie modernizacji technicznej do „listy zakupów”, nieracjonalne, dokonane bez pytania wojskowych o zdanie, zakupy sprzętu, które służyły bardziej zaspokojeniu ambicji politycznych niż bezpieczeństwu państwa. „Dokumenty strategiczne precyzyjnie opisują rolę Sił Zbrojnych i systemu obronnego państwa w zapewnieniu bezpieczeństwa narodowego. Polityczno-strategiczna dyrektywa obronna określa środowisko bezpieczeństwa, wpływ tego środowiska na bezpieczeństwo państwa, określa jakie sytuacje, scenariusze planistyczne mamy przyjąć: czy będzie to obrona sojusznicza, samodzielna czy koalicyjna, z jakim przeciwnikiem (wiemy, że jest nim Federacja Rosyjska)” – powiedział Gocuł, dodając, że wiadome są także kierunki potencjalnego ataku.
Przypomniał, że na podstawie dyrektywy przygotowuje się „plan reagowania całej potęgi obronnej państwa”. „Tymczasem tego dokumentu nie ma. Nie zdefiniowaliśmy zagrożenia, tego, do czego mamy się przygotować; nie określiliśmy, jak mamy prowadzić te przygotowania, ale je realizujemy. Kopiemy dziurę pod fundamenty bezpieczeństwa państwa. Tyle tylko, że po pierwsze to nie to pole, po drugie – dół ma być nie okrągły, tylko kwadratowy, po trzecie – narzędzia do kopania są nieodpowiednie” – porównał generał.
”Sprowadziliśmy transformację Sił Zbrojnych do modernizacji technicznej, a modernizację do listy zakupów” – powiedział. „Transformacja – zaznaczył – to coś więcej, to umacnianie osiągniętych zdolności i tworzenie nowych, które sprostają potrzebom obronnym. Chodzi nie tylko o sprzęt, ale także o struktury wojskowe, personel i jego wyszkolenie oraz przygotowanie, system logistyczny, interoperacyjność, przywództwo, infrastrukturę. Przykładem jest kontrakt na FA-50 – kupiono 12 samolotów, a zapomniano o trenażerach i symulatorach oraz o całej reszcie” – powiedział Gocuł, który kieruje zespołem analizującym działania resortu w latach 2015-23.
Skomentował także umowy, przy których wybór danego typ sprzętu uzasadniane bliskimi terminami dostaw. „Sprzęt kupiono w trybie pilnej potrzeby operacyjnej. Tymczasem do sprzętu trzeba stworzyć system szkolenia, system logistyczny, wsparcia eksploatacji, remontów, ewakuacji; trzeba kupić środki bojowe i materiały, zakontraktować usługi remontowe, przekazać ten sprzęt żołnierzom, żeby się przeszkolili” – wyliczył.
Musimy też rozpocząć długoletni proces przygotowania wyszkolonych rezerw. Bez tego czołg za grube miliony staje się sprzętem jednorazowego użytku. Żołnierzom zdarzają się choroby, wypadki, kontuzje; potrzebujemy wyszkolonych rezerw, by ich zastąpić również w sytuacji strat osobowych, aby zapewnić zastępowalność załóg. Budowa systemu gotowości bojowej to kwestia 5-6 lat
„Gdzie więc racjonalność zastosowania procedury pilnej potrzeby operacyjnej, nie wspominając przy tym aspektów pomijania i naruszania porządku prawnego w tej kwestii?” – spytał były szef SGWP. Według niego „można było poświęcić nie więcej niż pół roku, by przeprowadzić racjonalne planowanie, zintegrować elementy składowe zdolności operacyjnych – zakupy sprzętu, materiałów eksploatacyjnych, zapewnienie systemu logistycznego itd. Tymczasem, wydaje się, że ten czas poświęcono na zaspokojenie własnych ambicji politycznych kosztem bezpieczeństwa państwa”.
Jak mówił, „dziś przychodzą zamówione czołgi i nie mamy ich gdzie postawić”. „Brakuje elementu zdolności operacyjnej, o której minister Błaszczak niestety zapomniał. Nie chciał wysłuchać wojskowych. Miałem wrażenie, że sprzęt został kupiony na defiladę, a po defiladzie miał być zamknięty w garażach, które nie istnieją, albo przekazany do jednostek, których nie ma. Szkolić się miało na nim wojsko, którego nie mamy w szyku, strzelać amunicją której nie zakupiono, zapewnić eksploatację przez nie stworzony system logistyczny” – ocenił.
Zdaniem Gocuła „działanie ministra Mariusza Błaszczaka nie było działaniem systemowym, tylko ad hoc”. „Nieracjonalność podejmowanych decyzji nie wynika z błędów jednostkowych, tylko z braku systemu. Nie chodzi o to, by straszyć obywateli, jak jest tragicznie. Tragiczne – w moim przekonaniu – było zarządzanie ministerstwem, zasobami obronnymi państwa” – powiedział.
Dzisiaj to my mamy obowiązek myślenia systemowego. Racjonalność rozwiązania, które proponuje wicepremier Władysław Kosiniak-Kamysz, polega na tym, że oczekuje od nas elementarnej wiedzy, pracy u podstaw, stosowania właściwych standardów, mechanizmów, sprawdzonych wzorców i dobrych praktyk. Zanim naprawimy pojedynczy element, musimy wiedzieć, jak docelowo ma wyglądać system. Założeniem audytu jest systemowe podejście. To nie wiedza tajemna, to elementarna wiedza, tylko trzeba ją umieć i chcieć wykorzystać.
„Ludzie, którzy przygotowują materiały do audytu, mówią: wiemy, co było zrobione źle, problem nie polegał na tym, że nie wiedzieliśmy, lecz na tym, że minister nie chciał nas słuchać” – powiedział Gocuł. „Odprawa, która powinna polegać na debacie i rozstrzyganiu kwestii w detalach, sprowadzała się do dyktowania rozwiązań przez ministra. Minister był »pięciogwiazdkowym generałem«; wszedł w buty eksperta w sprawach wojskowych, o których – z całym szacunkiem dla byłego ministra, a obecnie posła – nie ma pojęcia. Każdy ma swoje kompetencje. Niestety nie wszyscy stanęli na wysokości zadania. Pomimo ustawowych kompetencji w tych obszarach nie zabierali głosu, pomijając milczeniem forsowane przez polityków nieracjonalne działania” – powiedział.
Jak dodał, rekomendacje przygotowywane dla szefa MON mają pomóc w perspektywie krótkoterminowej – pół roku – osiągnąć pożądany efekt. Chodzi o to, by mieć zdolności, które zabezpieczą kraj na wypadek sytuacji, które zgodnie z przewidywaniami mogą nastąpić. „Przygotowujemy też rekomendacje na kolejne lata, by dostosować system obronny państwa do skali zagrożeń, z jakimi będziemy mieli do czynienia w przyszłości, a nie do tych z przeszłości” – dodał.
„Nikt nie koloryzuje ani nie przerysowuje, rekomendacje mają być trzeźwe, obiektywne, wykonalne i w perspektywie wpisywać się w systemowe rozwiązania. Decyzje należą do wicepremiera. To, co teraz robimy, to praca zespołowa, która powinna była zostać wykonana przed przyjęciem tzw. Pakietu wzmocnienia przez Radę Ministrów, gdzie zespołowi opracowującemu pakiet przez pewien czas osobiście przewodniczył minister obrony” – zauważył. „Ale nie od krytyki jesteśmy, lecz od tego, żeby pociąg, który się wykoleił, postawić z powrotem na właściwym torze” – zapewnił.
Źródło: defence24.pl