Choć wojna w Ukrainie trwa już blisko dwa lata, jej końca na razie nie widać. Wbrew oczekiwaniom Zachodu gospodarka Kremla nie załamała się i nadal jest w stanie wspierać machinę wojenną Władimira Putina. Jak długo? Eksperci z Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych stwierdzili, że Rosja będzie w stanie prowadzić wojnę jeszcze przez co najmniej dwa lata. Ich zdaniem to ostatni moment, by Zachód zdecydował się na zwiększenie poparcia dla Ukrainy — póki nie jest za późno.
Z najnowszego raportu autorstwa Międzynarodowego Instytutu Badań Strategicznych (IISS) pt. „The Military Balance 2024” wynika, że Rosja wydaje około jednej trzeciej swojego budżetu na obronę, ale w niekontrolowanym tempie zużywa broń, amunicję i żołnierzy.
Bastian Giegerich, dyrektor generalny londyńskiego think tanku, na podstawie analizy danych umieszczonych w raporcie stwierdza, że Kreml będzie w stanie kontynuować działania wojenne w Ukrainie jeszcze przez „dwa do trzech lat”. — Ale robiąc to, będzie musiał poświęcić jakość na rzecz ilości — twierdzi ekspert.
Raport przygotowany przez IISS pokazuje, że inwazja Rosji na Ukrainę przyczyniła się do gwałtownego wzrostu globalnych wydatków na obronność.
W 2023 r. wzrosły one o 9 proc. i przekroczyły 2,2 bln dol. (ponad 8 bln zł). Za ponad połowę tej kwoty odpowiadają kraje NATO na czele z USA.
Europejskie państwa zwiększyły również wydatki na pomoc Ukrainie, której krajowy przemysł obronny został poważnie nadwerężony przez walkę z rosyjską inwazją.
Coś za coś
To jednak tylko jedna strona medalu. Jak zauważa Bastian Giegerich, trwająca wojna nie tylko „obnażyła wyzwania związane ze zwiększeniem produkcji, aby sprostać wymaganiom konfliktu”, ale też pokazała, że Europa nie jest gotowa na potencjalną wojnę.
Zachód ma też problem ze zwiększeniem własnych zdolności produkcyjnych. Międzynarodowy Instytut Badań Strategicznych zauważa w raporcie, że UE nie zrealizuje swojego celu dostarczenia Ukrainie 1 mln sztuk 155-milimetrowych pocisków artyleryjskich do marca, jak wcześniej deklarowała.
Wojna Rosji przeciwko Ukrainie skłoniła jednak większą liczbę europejskich krajów do osiągnięcia celu wyznaczonego przez NATO. Zakłada on przeznaczenie co najmniej 2 proc. PKB na obronność. Z raportu wynika, że w ubiegłym roku cel ten osiągnęło 10 europejskich członków Sojuszu Północnoatlantyckiego — w 2014 r. było ich zaledwie dwóch.
Kijów znajduje się w rozpaczliwej sytuacji, ale — jak na razie — otrzymuje kluczową pomoc od sojuszników.
Jak zauważa Bastian Giegerich, Ukraina poniosła w wyniku wojny poważne straty, ale w dużej mierze udało jej się odbudować uszczuplone zapasy amunicji i broni, głównie dzięki wsparciu Zachodu.
Zachód robi za mało, Rosja korzysta
Zdaniem Giegericha ciągłe rosyjskie ataki rakietowe i dronowe „zbierają żniwo w Ukrainie”. W związku z tym Zachód musi zdecydować, by wyposażyć Kijów w odpowiednią ilość broni — by był w stanie zadać Rosji decydujący cios.
Analitycy z londyńskiego think tanku zauważają, że choć Rosja nieustannie wysyła sprzęt i ludzi na front w Ukrainie, ponosi przy tym ogromne koszty.
Henry Boyd, starszy specjalista ds. obrony i analiz wojskowych w IISS, twierdzi, że Rosja jest „zależna od sowieckich zapasów w zaspokajaniu popytu na nowe opancerzone pojazdy bojowe i artylerię” i robi wszystko, by zrównoważyć straty żołnierzy na polu bitwy. W efekcie często wysyła na front rekrutów bez odpowiedniego przeszkolenia.
Jednocześnie nie zmniejsza tempa działań na linii frontu. Szczególnie trudna jest sytuacja w Awdijiwce, mieście położonym w obwodzie donieckim.
Większość analityków twierdzi, że w 2024 r. inwazja na Ukrainę przekształci się w konflikt na wyniszczenie. Oznacza to, że na froncie prawdopodobnie dojdzie do znaczących przesunięć. Aby Kijów był w stanie przeprowadzić kolejną ofensywę, Zachód musi zapewnić mu długotrwałe wsparcie.