Od 2017 roku liczba spółek wycofanych z Giełdy Papierów Wartościowych (GPW) co roku przewyższa liczbę debiutów. Dlaczego tak się dzieje?
- Spółki decydują się na delisting z różnych powodów. Łączy je potrzeba większej swobody w dynamicznym zarządzaniu w niepewnym i niestabilnym otoczeniu.
- Relatywnie niskie wyceny na polskiej giełdzie motywują do skupowania akcji przez podmioty kontrolujące, nie zachęcając jednocześnie do debiutowania na giełdzie.
- Wiesław Rozłucki, współzałożyciel i pierwszy prezes GPW wskazał, że na polskim rynku kapitałowym zaniknął fundament budowania wartości dla wszystkich akcjonariuszy, a brak nowych emitentów to efekt tego, że rynek „nie pozwala zarabiać”.
- Zapytaliśmy także dwie duże spółki – Ciech i TIM – które zamierzają w najbliższym czasie opuścić stołeczny parkiet, o powody takiej decyzji.
Ograniczona możliwość szybkiego reagowania na zawirowania rynkowe, cena z bardzo atrakcyjną premią, upadłość, obowiązek drobiazgowego raportowania czy wreszcie brak chęci uzgadniania profilu działalności z mniejszościowym akcjonariatem – rozmaite są powody, dla których spółki publiczne decydują się na wycofanie z giełdy.
Trwa ucieczka od giełdowych standardów i obowiązków. Smutne statystyki mówią wszystko
W tej kwestii statystyka jest dla warszawskiego parkietu bezlitosna. Od 2016 roku liczba delistingów rokrocznie przewyższa liczbę debiutów. Tylko w okresie 2021-2022 aż 41 spółek opuściło GPW. Pamiętać należy, że znaczna część debiutów z ostatnich lat to przeniesienie notowań z rynku NewConnect na główny parkiet, któremu nie zawsze towarzyszy emisja nowych akcji. W ostatnich trzech latach ta relacja wyglądała następująco:
- rok 2020: 7 debiutów, 24 wycofania;
- rok 2021: 16 debiutów, 20 wycofań;
- rok 2022: 6 debiutów, 21 wycofań.
Powyższe zestawienie oddaje dość ponurą rzeczywistość warszawskiej giełdy. W opinii firmy doradczej KPMG oprócz powodów indywidualnych, które omawiamy w dalszej części tekstu, to m.in. niesprzyjające otoczenie makroekonomiczne, połączone z niskimi wycenami, skutkują kolejnymi delistingami. Wyceny aktywów na Giełdzie Papierów Wartościowych w Warszawie – poza nielicznymi wyjątkami – są wciąż rekordowo niskie, co wykorzystują przejmujący.
Jedną z najczęstszych przyczyn wycofania z obrotu jest także ogłoszenie upadłości. Poniżej przedstawiamy przykłady dwóch dużych spółek, którym upadłość co prawda nie grozi, ale plany wycofania z giełdy są nieodwracalne.
Giełda przestała budować wartość dla wszystkich akcjonariuszy; polityka nie pomaga
Wiesław Rozłucki, współzałożyciel Giełdy Papierów Wartościowych i jej pierwszy prezes w latach 1991-2006, wskazał w rozmowie z WNP.PL na dosyć rozległe przyczyny słabości polskiego rynku, skutkujące m.in. brakiem debiutów.
– Kondycja naszego rynku kapitałowego – mówiąc oględnie – nie zachwyca. Przyczyny są rozległe, przede wszystkim wyceny spółek nie są zbyt wysokie, w przeciwieństwie do wymagań regulacyjnych. Przy niskich wycenach opłacalność pozyskania kapitału poprzez ofertę publiczną jest dyskusyjna. Tym bardziej, że na przestrzeni ostatnich kilkunastu lat pojawiły się inne źródła finansowania niż giełda: fundusze private equity czy też pożyczki na rynku prywatnym. Niestety, giełda przestała być pierwszym wyborem dla spółek potrzebujących kapitału na rozwój. Dynamika indeksu WIG20 za ostatnie kilkanaście lat pokazuje skalę problemu – powiedział WNP.PL Rozłucki.
Dodał, że w Polsce zaniknął rynkowy fundament w postaci budowy wartości dla wszystkich akcjonariuszy.
– Po stronie politycznej widać mniejsze zainteresowanie giełdą, pojawiają się coraz to nowe podatki, opłaty. Priorytetem są wpływy do budżetu, a nie to, co powinno fundamentem każdego zdrowego rynku kapitałowego: budowanie wartości dla wszystkich akcjonariuszy – wskazał były prezes GPW.
W jego opinii sama infrastruktura i organizacja naszego rynku działa bardzo dobrze, ale rynek nie daje zarobić inwestorom, co powoduje brak zainteresowania ze strony potencjalnych nowych emitentów.
– Być może koniec wyścigu wyborczego na populistyczne obietnice w połączeniu z dopływem środków unijnych, zakończenie wojny na Ukrainie i – co bardzo istotne – aktywny udział Polski w jej odbudowie okażą się bodźcami do rozwoju zarówno gospodarki jak i całego rynku. Te czynniki pozwolą spółkom na osiąganie lepszych wyników i – co za tym idzie – wyższych wycen. Zyski napędzą notowania, a notowania zachęcą do nowych ofert – ocenił Wiesław Rozłucki.
Status spółki publicznej ogranicza możliwość reakcji na zawirowania
Niedawno pisaliśmy o tym, że kontrolowana przez Sebastiana Kulczyka spółka KI Chemistry ponownie zaprosiła do składania ofert sprzedaży ponad 11 mln akcji Ciechu, stanowiących około 22,3 proc. kapitału zakładowego spółki. Jeżeli w wyniku rozliczenia transakcji KI Chemistry osiągnie próg przynajmniej 95 proc. ogólnej liczby głosów, wówczas zamierza przeprowadzić przymusowy wykup akcji należących do pozostałych akcjonariuszy, a następnie wycofać akcje spółki z obrotu giełdowego.
W opinii KI Chemistry, którą otrzymaliśmy, utrzymywanie statusu spółki publicznej przez Ciech ogranicza możliwość szybkiego i elastycznego reagowania na dynamicznie zmieniające się uwarunkowania ekonomiczne, regulacyjne oraz geopolityczne, zawirowania na globalnych rynkach finansowych i surowcowych, a także w bezpośrednim otoczeniu spółki.
„Zwiększanie konkurencyjności oraz dalszy rozwój grupy Ciech mogą wymagać znacznych nakładów inwestycyjnych, m.in. na realizację kompleksowej transformacji technologicznej oraz energetycznej, w tym nakładów na ograniczenie emisji CO2 czy dostosowywanie działalności do rosnących obciążeń regulacyjnych obejmujących spółki publiczne” – wskazali przedstawiciele spółki.
I dodali:
„W świetle obserwowanych zjawisk oraz potencjalnych zagrożeń i wyzwań, KI Chemistry ocenia, że formuła budowania wartości w oparciu o giełdę aktualnie wyczerpała się i wycofanie spółki z rynku publicznego pozwoli jej skuteczniej konkurować na rynkach globalnych w oparciu o nowy model właścicielski, a co za tym idzie – mechanizm elastycznego podejmowania kluczowych decyzji w krótkim czasie”.
To naturalna kolei rzeczy, na którą w rozmowie z WNP.PL zwracał niedawno uwagę prezes Giełdy Papierów Wartościowych w Warszawie, Marek Dietl.
– Nie każda spółka musi być notowana na giełdzie, a wolny rynek giełdowy jest ostoją dla tych, którzy chcą z niego skorzystać. Jeśli spółka czuje, że obecność na giełdzie nie przynosi jej korzyści, to decyduje się na jej opuszczenie – mówił prezes GPW.
Inwestor przejmuje i chce mieć całkowitą kontrolę nad spółką
Również na akcje notowanej od 1998 roku na GPW grupy TIM zostało w ostatnich dniach ponowione wezwanie. Zapisy na sprzedaż akcji w cenie 50,69 zł rozpoczną się 28 września 2023 roku i potrwają do 27 października 2023 roku. Całkowitą kontrolę nad TIM chce przejąć niemiecka grupa Würth.
Piotr Tokarczuk, członek zarządu i dyrektor finansowy TIM, powiedział portalowi WNP.PL, że dla takiej grupy jak Würth korzyści z posiadania spółki zależnej notowanej na lokalnej giełdzie byłyby marginalne. Pozostałe argumenty, najczęściej wskazywane jako przemawiające na rzecz IPO czy późniejszej obecności na giełdzie, nie znalazłyby zastosowania.
– Grupa Würth nie potrzebuje bowiem dostępu do finansowania przez rynek kapitałowy w Polsce (dysponuje dużo tańszym własnym finansowaniem). Wiarygodność kredytowa grupy Würth jest na wyższym poziomie niż rating jakiejkolwiek polskiej spółki, więc status spółki publicznej nie doda TIM-owi wiarygodności. Rezygnacja z obecności na giełdzie oznacza także brak akcjonariuszy mniejszościowych, z którymi zawsze wiąże się konieczność uwzględniania ich interesów – przyznał Tokarczuk.
– Dalsza obecność TIM-u na GPW oznaczałaby dla nowego inwestora także trudności w pełnym wdrożeniu zasad swojego ładu korporacyjnego, za to wiązałaby się z dodatkowymi kosztami (opłatami i innymi obowiązkami). Status spółki publicznej oznacza także wymóg publikowania wielu bardzo szczegółowych danych biznesowych, które ułatwiają konkurentom rywalizację o rynek – dodał.
O kwestii drobiazgowego raportowania wypowiadał się niedawno także prezes Giełdy Papierów Wartościowych, Marek Dietl.
– Oczywiście giełdowe obowiązki informacyjne wiążą się z dodatkowym nakładem pracy, jak również kosztami. Spółki są zmuszone ujawniać pewne informacje, które czasami mogą być postrzegane jako wrażliwe, natomiast pamiętajmy, że dalej wymagany jest jedynie pewien poziom ogólności bez konieczności omawiania szczegółów – mówił w wywiadzie na łamach WNP PL Dietl.
Ciech to międzynarodowa chemiczna grupa, natomiast TIM to dystrybutor sprzętu elektrotechnicznego. Kapitalizacja Ciechu przy cenie akcji z wezwania to około 3 mld zł. Giełdowa wycena TIM to przy cenie wezwania około 1,2 mld zł. Obie notowane są w indeksie średnich spółek – mWIG40.
Źródło: wnp.pl