Kwaśniewski o tym, jak odbić PiS-owi władzę. Wskazuje „najbardziej realistyczny” scenariusz

Niezależny dziennik polityczny

– W Polsce teraz najbardziej realistyczny wydaje się układ trzech list opozycji: centroliberalna PO, centroprawicowy blok PSL+Polski 2050 i lewicowa Lewica. Wtedy każdy wyborca opozycji znajduje swoją reprezentację w Sejmie – mówi Aleksander Kwaśniewski, były prezydent.

Jacek Gądek: – Póki co Lewica nie ma nawet 10 proc. Może odżyć?

Aleksander Kwaśniewski: – Obecne poparcie dla Lewicy to nie jest spełnienie moich marzeń. Pamiętam, jak zdobywała ponad 40 proc. w wyborach parlamentarnych, a ja wygrywałem wybory prezydenckie. Do marzeń zatem jest bardzo daleko.

Lewicy mogło już jednak nie być w ogóle.

Przetrwała największy kryzys po tym, gdy w 2015 r. nawet nie weszła do Sejmu. Szczerze mówiąc brzmiało to jak wyrok, a jednak udało się ją odbudować. Teraz jesteśmy w sytuacji, gdy Lewica ustabilizowała swoje poparcie na poziomie ok. 10 proc. Widać jednak wyraźnie, że jest kłopot z pójściem wyżej. Potencjał jest – zwłaszcza związany z młodymi wyborcami. Z badań wynika, że młodzież w Polsce – tak jest zresztą na całym świecie – jest albo bardzo lewicowa, albo bardzo prawicowa. Zatem dwa ugrupowania, które potencjalnie mają do zagospodarowania duży zasób głosów to Lewica i Konfederacja.

Co Lewica powinna zrobić, by ten potencjał wykorzystać?

Odpowiedź może brzmieć banalnie: trzeba ciężko pracować, spotykać się z ludźmi i rozmawiać. Myślę, że Lewica ma ludzi, którzy są zdolni to wytrwale robić – szczególnie polityczki młodego pokolenia wzbudzają tu mój wielki podziw.

Ale to na liderach zasadza się Lewica. A tu nie ma wyraźnego.

Liderów mamy trzech: Włodzimierz Czarzasty, Robert Biedroń, Adrian Zandberg. Nie są oni nieznani. Są różni – także pokoleniowo przez co stwarzają szansę na dotarcie do różnych elektoratów. Dla mnie wielkim zasobem Lewicy – choć wciąż nie w pełni spożytkowanym – są panie.

Magdalena Biejat jest współprzewodniczącą Partii Razem – formalnie jedną z liderek.

A jest też Marcelina Zawisza czy Agnieszka Dziemianowicz-Bąk. Ich potencjał trzeba wykorzystać.

Patrzę na PO – podupadała aż do momentu, gdy wrócił Donald Tusk. Może Lewicy też brakuje jednego lidera? Może to kolektywne przywództwo się zwyczajnie nie sprawdza?

Ciąża trwa dziewięć miesięcy, a do wyborów mamy mniej czasu. Żadnego nowego lidera Lewica nie urodzi przed wyborami. Trzeba korzystać z tego zasobu ludzkiego, który jest. Nie ma na Lewicy osoby – a o mnie proszę nie myśleć tu ani przez sekundę – która może zebrać lewicę do kupy pod swoim przywództwem i nadać jej nowy impet. Na to jest za mało czasu. To może się zdarzyć, ale dopiero po wyborach. Leadership jest prosty: trzech samców alfa i bardzo silna grupa liderek, która może rosnąć w siłę, ale dopiero po wyborach.

Tylko z jakim przekazem te wszystkie osoby miałyby iść do ludzi?

O sprawach programowych można by długo dyskutować, ale przekaz powinien się składać z kilku zasadniczych kwestii takich jak obrona demokracji, powrót Polski na właściwe miejsce w Unii Europejskiej. Tematem dla Lewicy, który może jej przynieść poparcie społeczne, jest rozumna polityka społeczna i socjalna – nie rozdawnictwo, ale usługi publiczne. Trzeba akcentować stawianie na dobre szkoły i godne płace dla nauczycieli, dostępne przedszkola i żłobki, sprawną ochronę zdrowia, rozwój budownictwa, dbałość o środowisko i klimat.

Lewica, zwłaszcza w sprawie dostępności mieszkań, ma bardzo ciekawe rzeczy do zaproponowania. To właśnie Lewica od dawna powtarza, że „mieszkanie jest prawem, a nie towarem”, chce inwestować w budownictwo komunalne i mieszkania pod wynajem.

Po typowo lewicowe postulaty sięga jednak Donald Tusk – ostatnio mówił o usunięciu religii ze szkół. Mówił też o legalizacji aborcji i mieszkaniach jako prawie. PO może wyssać elektorat Lewicy?

To jest historyczny problem lewicy i to na całym świecie. Lewica mówiła o 8-godzinnym dniu pracy, a wprowadziły go rządy prawicowe. Lewica mówiła o rozsądnym interwencjonizmie państwa w czasie kryzysu finansowego, a sięgnęła po niego chadecka kanclerz Niemiec Angela Merkel czy też neokonserwatysta George W. Bush w USA – pompowali mnóstwo publicznych środków w gospodarkę. Problemem lewicy jest to, że ma tak dobre pomysły, że często są one podkradane przez innych, ale trzeba po prostu przyjąć, że tak bywa.

Wiarygodność też jest ważna, gdy różni politycy mówią podobne rzeczy. Jeśli Donald Tusk mówi dzisiaj, że trzeba wyprowadzać religię ze szkół, to można odpowiedzieć: ale myśmy, lewica, zawsze tak chcieli. Niemniej Tusk przejmując wiele lewicowych haseł niewątpliwie jest problemem dla Lewicy.

Pan się będzie włączał w kampanię Lewicy?

Tak długo, jak tylko będę w stanie jeszcze powłóczyć nogami, to dojdę do urny i oddam głos na Lewicę. Życzę im wszystkiego najlepszego. Pomogę, wezmę w miarę swoich możliwości udział w spotkaniach. Cała sztuka polega na tym, aby w spolaryzowanym układzie dobić się do swoich wyborców – dotrzeć i przekonać ludzi, że Lewica ma dla nich ofertę i jest wiarygodna.

Inne formacje wskazują swoich kandydatów na premiera: Donalda Tuska, Szymona Hołownię, Władysława Kosiniaka-Kamysza. Może Lewica też powinna?

Gdyby Lewica, która uzyskuje ok. 10 proc. głosów, zaczęła mówić o swojej kandydaturze na premiera, to byłoby to oderwanie od realiów. Oczywiście, z koalicyjnej układanki – ale to dopiero po wyborach – może wyjść sytuacja dziś zupełnie niespodziewana, ale to dopiero po wyborach.

Mamy przykłady z historii. Po wygranej AWS nie było w Polsce nikogo, kto by sądził, że to Jerzy Buzek zostanie premierem – spodziewano się Mariana Krzaklewskiego, ale układ sił wewnątrz i jego ambicje dały niespodziewany rezultat. Wcześniej nikt nie spodziewał się też Hanny Suchockiej w roli szefowej rządu. Podobnie w 2005 r. niewielu przypuszczało, że za sterami rządu PiS stanie Kazimierz Marcinkiewicz. Koalicje mają to do siebie, że osoba premiera może być niespodzianką.

Jak jedna formacja może przyciągać tak różny elektorat? Od ludzi mających sentyment do PRL-u po wielkomiejskie feministki?

Sztuka polityki tkwi w tym, aby znaleźć sposób na dotarcie do różnych ludzi. Do młodych nie ma co iść z hasłami obrony PRL-u, bo to dla nich – przerysowując – jak wspominanie Cesarstwa Rzymskiego. Niemniej obrona dorobku i godności PRL-u ciągle jest ważna dla Lewicy – choć oczywiście z powodów biologicznych już coraz mniej. Postulat przywrócenia emerytur byłym funkcjonariuszom PRL ma jednak znaczenie – ograniczone, ale ma.

A z drugiej strony postulaty światopoglądowe, obyczajowe mają wagę rosnącą. Te dwie składowe trzeba godzić w jednej formacji.

Lewica powinna dążyć do jednej listy całej opozycji?

Jeśli będzie zgoda całej opozycji na jedną listę, to jej liderem będzie PO i Donald Tusk. Lewica nie powinna idei jednej listy odrzucać i widać, że jest gotowa do rozmowy o takim projekcie, ale jednocześnie musi przygotowywać się do samodzielnego startu.

Tak długo jak Szymon Hołownia i Władysław Kosiniak-Kamysz są przeciw jednej liście, to Tusk boi się iść wspólnie tylko z Lewicą. Szef PO obawia się bowiem utraty umiarkowanie-konserwatywnego elektoratu. Sytuacja jest więc patowa.

Dla Platformy i części jej elektoratu jedna lista jest już jak fetysz. Tusk grozi PSL-owi i Polsce 2050, że podbierze im elektorat i wtedy i tak będzie jedna lista. Brzmi jak szantaż?

Przykłady na dowód tego, że pomysł jednej listy jest i dobry, i zły istnieją w świecie. Zjednoczenie obozu opozycyjnego w Brazylii spowodowały, że prezydent Jair Bolsonaro przegrał wybory, a wygrał je opozycyjny Lula da Silva. Z drugiej strony na Węgrzech blok opozycyjny poniósł  sromotną porażkę.

W Polsce teraz najbardziej realistyczny wydaje się układ trzech list opozycji: centroliberalna PO, centroprawicowy blok PSL+Polski 2050 i lewicowa Lewica. Wtedy każdy wyborca opozycji znajduje swoją reprezentację w Sejmie.

Źródło: gazeta.pl

Więcej postów