Stopy procentowe od kilku miesięcy są na tym samym poziomie. I prawdopodobnie w najbliższym czasie niewiele się zmieni, choć część członków RPP jest za podwyżkami. Zdaniem ekspertów, niektórzy kredytobiorcy mogliby nie wytrzymać kuracji prof. Tyrowicz, która opowiada się za dalszymi podwyżkami.
Profesor Joanna Tyrowicz, członkini Rady Polityki Pieniężnej (RPP), organu decyzyjnego Narodowego Banku Polskiego (NBP), dała się poznać jako zagorzała zwolenniczka dalszych podwyżek stóp procentowych. W ostatnim poście opublikowanym w serwisie społecznościowym LinkedIn wyjaśniła kredytobiorcom, dlaczego jej zdaniem są one nieuniknione.
Jak zaznaczyła Tyrowicz, wcześniej dostała od internautki takie pytanie: „Nie masz serca? Dlaczego ciągle wnioskujesz o podnoszenie stóp procentowych? Czy nie dość biednych rodzin w Polsce nie stać na spłaty rat? Nienawidzisz polskich rodzin”.
W odpowiedzi ekonomistki czytamy, że w 2023 r. średnioroczna inflacja pozostanie zbliżona do średniej z 2022 r. Według niej z powodu wyjątkowo uporczywej inflacji, która w latach 2024-25 nadal pozostanie powyżej celu, będziemy borykać się z wysokim oprocentowaniem kredytów przez cały 2023 r., a może nawet przez najbliższe dwa lata. Prof. Tyrowicz uważa, że to wariant optymistyczny.
Naprawdę rozumiem Pani rozżalenie. Rozumiem też, że sytuacja dziś wydaje się Pani nie do uniesienia. Problem w tym, że pozostanie tak trudna tym dłużej, im mniej zdecydowanie ograniczamy inflację. A jeśli niestabilność związana z inflacją zacznie ograniczać działalność biznesu, to stanie się jeszcze trudniejsza – zwróciła się Tyrowicz do internautki.
Stopy procentowe. Przed nami decyzja RPP
Kolejne posiedzenie RPP odbędzie się 7 i 8 lutego. Przypomnijmy, że od września minionego roku stopy procentowe są utrzymywane na niezmienionym poziomie – stopa referencyjna wynosi 6,75 proc. i nic nie wskazuje na to, aby w najbliższym czasie coś w tej kwestii miało się zmienić.
Czy obawy prof. Tyrowicz są uzasadnione? Oto zapytaliśmy ekonomistów.
Profesor Tyrowicz teoretycznie ma rację. Teoretycznie, bo nikt nie wie, co będzie w 2024-25 r. Nikt nie wie, jaka na pewno będzie średnia inflacja w tym roku. Według moich szacunków z pominięciem stycznia i lutego, gdy bez wątpienia będzie wysoka, średnia inflacja w 2023 r. powinna być istotnie poniżej 10 proc. Podkreślam, że tak mi się tylko wydaje, bo nie ma narzędzi pozwalających oszacować, jakie będą ceny ropy, gazu, węgla, innych surowców energetycznych, od których w dużej mierze zależy inflacja w Polsce – mówi w rozmowie z money.pl Piotr Kuczyński, analityk Domu Inwestycyjnego Xelion.
Jak zauważa, RPP jest podzielona w kwestii stóp, a prof. Tyrowicz jest po stronie tych decydentów, którzy opowiadają się za podwyżką stopy referencyjnej do 11 lub 12 proc., licząc na szybkie sprowadzenie inflacji do celu (wynosi 2,5 proc. plus/minus 1 pkt proc.) bez wprowadzania Polski w superrecesję. Kuczyński nie wierzy w powodzenie tego scenariusza i zgadza się z pozostałymi członkami RPP, którzy uznają stopy bliskie 7 proc. za wystarczająco wysokie.
Ponadto Kuczyński uważa, że część kredytobiorców mogłaby nie wytrzymać kuracji prof. Tyrowicz. Jak zauważa analityk, wielu zadłużonym osobom już w tej chwili pali się grunt pod nogami – w niektórych przypadkach raty wzrosły o 100 proc.
– Gdyby stopy wzrosły do 11 czy 12 proc., jak chciałaby najpewniej pani profesor, to mielibyśmy piękną katastrofę. Nie pomogłyby wakacje kredytowe, które z kolei uderzyłyby w banki, co znacząco obniżyłoby zdolność sektora do finansowania gospodarki – ostrzega Kuczyński.
Dodaje, że oczywiście taka podwyżka obniżyłaby inflację, ale według niego nie jest to właściwa droga.
– Utrzymywanie w miarę sensownego rozwoju gospodarczego jest wyższym celem niż zbicie inflacji o 2 lub 3 punkty procentowe. Według najnowszych danych z Czech gospodarka tego kraju jest w stanie technicznej recesji. Przypomnijmy, że Czesi zaczęli podnosić stopy procentowe cztery miesiące wcześniej niż Polacy – oczywiście zdaję sobie sprawę, że takie porównanie może być uznane za demagogię – wyjaśnia przedstawiciel Xeliona.
Podobnie uważa inny rozmówca money pl.
Nie wiemy, do jakiego poziomu należałoby podnieść stopy procentowe, aby szybko sprowadzić inflację do celu. Idąc tokiem myślenia co niektórych ekonomistów, może najlepiej byłoby podnieść je dziś na przykład do 35 proc. i załatwić sprawę w trzy miesiące, ale nie jesteśmy w stanie czegoś takiego zrobić – mówi Marek Zuber, ekspert Akademii WSB.
Dlaczego?
– Zadaniem banku centralnego z jednej strony jest trzymanie cen i inflacji w ryzach, ale drugiej powinien on dbać o poziom zatrudnienia. Takie zadanie ma np. amerykański Fed. Ale faktycznie kilkanaście miesięcy temu szef amerykańskiego banku centralnego Jerome Powell powiedział, że ten drugi punkt chwilowo go nie interesuje, bo inflacja to hydra, którą trzeba zbić – wyjaśnia Zuber.
Jak stwierdza Zuber, szef amerykańskiego banku centralnego miał rację. Jeśli chodzi o Polskę, to uważa on, że na razie nie musimy podnosić stóp i ma nadzieję, że nie trzeba będzie już tego robić, ale też nie wyklucza takiej potrzeby, jeśli sytuacja w światowej gospodarce się zmieni.
W tej chwili na świecie i w Polsce obserwujemy procesy, które – zdaniem Zubera – powinny zduszać inflację. Światowa gospodarka hamuje, surowce i żywność na światowych giełdach mocno potaniały, co oznacza, że zewnętrzne czynniki mające wpływ na inflację w Polsce zaczynają coraz słabiej oddziaływać. Ponadto w Polsce widać przede wszystkim mocny spadek realnych wynagrodzeń, co powinno z kolei osłabić konsumpcję.
Jeśli nie wydarzy się nic nadzwyczajnego, to powinnyśmy zbić inflację wyraźnie poniżej 10 proc. pod koniec tego roku – uważa Zuber.
Według niego większość osób, które dziś mówią, że stopy procentowe są w Polsce za niskie, sugeruje się tym, co działo się z gospodarką Stanów Zjednoczonych w latach 70. w trakcie kryzysu naftowego. Wówczas USA przez długi czas walczyły z uporczywą inflacją. Pod koniec dekady inflacja wystrzeliła ponownie, wskutek czego Fed podniósł stopy do 20 proc. Inflację opanowano, ale Stany weszły w dwuletnią recesję. Nasz rozmówca ma nadzieję, że w Polsce tak nie będzie.
Stopy procentowe w górę?
W kontrze do przedmówców wypowiada się Łukasz Kozłowski, główny ekonomista Federacji Przedsiębiorców Polskich (FPP).
Mandat, na podstawie którego działa NBP i członkowie RPP, sprowadza się do konieczności dbania o stabilną wartość pieniądza, czyli de facto o niską inflację. Tym kryterium powinni kierować się decydenci RPP w swoich decyzjach. Oczywiście walka z inflacją generuje pośrednio koszty w postaci m.in. drogich kredytów. Należy pamiętać o tym, że utrzymywanie wysokiej inflacji także generuje wysokie koszty społeczne oraz gospodarcze – podkreśla w rozmowie z money.pl przedstawiciel FPP.
Przykładowym kosztem, który wymienia w rozmowie z money.pl główny ekonomista FPP, jest spadek siły nabywczej pieniądza i ubożenie społeczeństwa. Wyjaśnia, że dzieje się tak dlatego, że ceny rosną szybciej niż nasze wynagrodzenia, a oszczędności tracą na wartości. Ponadto podkreśla, że w dobie niestabilnej inflacji trudno cokolwiek planować w gospodarce, a problem dotyczy zarówno firm, jak i gospodarstw domowych.
– Spójrzmy na kraje, którym inflacja wymknęła się z celu inflacyjnego i nie podjęły radykalnych kroków. Przykładem jest Turcja, której inflacja najpierw urosła do 20 proc., a następnie poszybowała do 80 proc. Co więcej, badania dotyczące wpływu inflacji na gospodarkę jasno pokazują, że kraje, które nie radzą sobie z inflacją, rozwijają się wolniej. Nie można lekceważyć tego ryzyka – uważa Kozłowski.
Jak zaznacza w rozmowie z money.pl, jest zwolennikiem sprowadzania inflacji z powrotem do celu w rozsądnym horyzoncie czasowym. Dodaje, że jeśli będziemy tkwić w stanie uporczywie utrzymującej się wysokiej inflacji przez dłuższy czas, to końcowy rachunek zysków i strat dla całej gospodarki będzie bardziej niekorzystny.
Pamiętajmy, że stopy procentowe wpływają nie tylko na kredytobiorców hipotecznych. Dotyczy to też np. posiadaczy oszczędności, którzy z kolei mogą mieć pretensje, że poziom stóp procentowych nie chroni ich przed efektami inflacji. Konieczne jest znalezienie równowagi między interesami poszczególnych grup poprzez prowadzenie polityki gwarantującej stabilność cen – mówi Kozłowski.
Według ekonomisty naszym problemem są kredyty o zmiennej stopie procentowej. Przypomina, że o tym ryzyku mówiło się od lat i w końcu się ono zmaterializowało.
– Pozbyliśmy się ryzyka kredytów walutowych, ale przeszliśmy na kredyty oparte o zmienną stopę procentową, zamiast podążać śladem tych krajów Unii Europejskiej, które postawiły na kredyty stałoprocentowe. My tę ofertę rozwijamy od niedawna – puentuje ekspert FPP.