Samorządy najpierw utyskiwały na bardzo drogie oferty w przetargach na zakup prądu, a teraz mają problem z tym, żeby go w ogóle kupić. Dialog między sprzedawcami prądu a samorządowcami sprowadza się do wzajemnych pretensji i oskarżeń.
- Wiele samorządów twierdzi, że obecnie do ich przetargów na zakup prądu nie przystępuje ani jeden oferent. Tak było m.in. w Suwałkach, Radomiu i Wrocławiu.
- Sprawa ta poruszana była na ostatnim posiedzeniu Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego.
- Sprzedawcy prądu twierdzą, że samorządy są po części same sobie winne. Najpierw odkładały przetargi na zakup prądu na ostatnią chwilę, a potem czekały z nimi na wprowadzenie maksymalnych cen energii elektrycznej.
Słowne starcia między samorządami a firmami energetycznymi trwają już od dobrych kilku miesięcy. Najpierw samorządowcy utyskiwali na często kilkakrotnie wyższe ceny prądu, jakie proponowały im te firmy w przetargach na zakup energii elektrycznej.
Wielu włodarzy twierdziło, że ich samorządy nie są w stanie udźwignąć takich podwyżek. Często z powodu tak silnie drożejącego prądu samorządy zaczęły wyłączać na część nocy latarnie uliczne. Niektóre ostrzegały, że z powodu wysokich cen energii będą zmuszone zamykać baseny i hale sportowe.
Pod adresem firm energetycznych padały ze strony samorządów ciężkie oskarżenia: o zawyżanie cen prądu, o spekulowanie nimi, a nawet o zmowę cenową. Energetycy odpierali takie zarzuty, tłumacząc m.in., że poziom cen energii elektrycznej nie jest od nich zależny, bo wyznaczają go ceny hurtowe na Towarowej Giełdzie Energii.
Przetargi na ostatnią chwilę to błąd. Wcześniej było taniej?
– Samorządy są też same sobie winne, bo ogłaszają przetargi na zakup prądu na ostatnią chwilę, na przykład pod koniec grudnia na kolejny rok – mówił wówczas Krzysztof Kopeć, dyrektor biura prasowego Energi. – Gdyby robiły to z kilkumiesięcznym wyprzedzeniem, ceny byłyby inne. Bo wcześniej były niższe.
Kopeć tłumaczył też, że samorządowe przetargi trwają po 2-3 miesiące, a samorządy chcą gwarancji, by w trakcie przetargu zaoferowana cena się nie zmieniła. W warunkach bardzo rozchwianych hurtowych cen energii elektrycznej ten warunek oznaczał dla firm energetycznych spore dodatkowe ryzyko, które musiały wycenić i doliczyć do oferowanej stawki.
– Kupując prąd dla naszych klientów na rynku hurtowym, nie wiemy, jaka będzie jego cena za te 2-3 miesiące – wyjaśniał przedstawiciel Energii. – Gdyby samorządy bardziej elastycznie podchodziły do przetargów, np. skracając czas ich trwania, bylibyśmy w innej sytuacji.
Rozwiązaniem tych trudności miało być wprowadzenie przez rząd limitów cen energii elektrycznej dla tzw. odbiorców wrażliwych. Zostały do nich zaliczone m.in. samorządy oraz ich jednostki, np. szkoły i szpitale. Gdy jednak wprowadzono maksymalny poziom cen prądu dla tej grupy (w wysokości 785 zł za 1 MWh), pojawił się nowy problem. To, że do przetargów samorządów na zakup prądu bardzo często nikt się nie zgłaszał.
– Po tym, jak do kolejnych przetargów nie przystępuje żaden oferent, samorządy próbują kupić prąd z wolnej ręki i wysyłają do firm energetycznych zapytania ofertowe. I wtedy wciąż zdarza się, że otrzymują oferty na 2,5 tys. zł za 1 MWh, czyli kilkakrotnie więcej niż wynosi cena maksymalna – mówił Marek Wójcik, ekspert Związku Miast Polskich, podczas ostatniego posiedzenia Komisji Wspólnej Rządu i Samorządu Terytorialnego (KWRiST).
Samorządy zwlekają celowo, a firma pilnuje interesu. Pat można przezwyciężyć.
Zdaniem Wójcika wynika to z faktu, że jeśli samorząd nie przyjmie takiej oferty i nie wybierze sprzedawcy prądu do czasu wygaśnięcia dotychczasowej umowy, to wówczas będzie musiał skorzystać z tzw. dostawcy rezerwowego, w którego przypadku stawki będą jeszcze wyższe. Zaś różnicę między ceną maksymalną a ceną od takiego dostawcy pokryje państwo.
Sprzedawcy prądu odpowiadają, że samorządy także w ostatnich tygodniach zwlekały z ogłaszaniem przetargów na zakup energii elektrycznej czy podpisywaniem umów na jej kupno, czekając na wprowadzenie maksymalnych cen prądu. I dlatego same do takiej sytuacji się przyczyniły.
Przedstawiciele firm energetycznych tłumaczą, że są w tym przypadku między młotem a kowadłem. Z jednej strony jest administracja publiczna i rząd, który wprowadził maksymalne ceny prądu. Z drugiej zaś te przedsiębiorstwa są spółkami giełdowymi i odpowiadają przed swymi akcjonariuszami m.in. za to, czy dobrze pilnują interesów firmy. Nie mogą więc podpisywać umów z niższymi cenami, jeśli mogą otrzymać wyższe.
Sytuacja wydaje się patowa, ale okazuje się, że samorządy jednak zaczynają dochodzić ze sprzedawcami prądu do porozumienia. Przykładem tego są Olsztyn i Gdańsk, których grupy zakupowe przyjęły złożone im w ostatnim czasie oferty na zakup energii. Po cenach wyższych niż dotychczasowe, ale jednak sporo niższych od tych, które oferowano im jeszcze kilka miesięcy temu.
portalsamorzadowy.pl