Rada granicę przekroczyła – jak wielu innych uchodźców z Ukrainy – bez żadnego stempla w paszporcie. Do Polski przyjechała z dwójką dzieci, a gdy z jednym z nich poszła do lekarza – usłyszała, że „przecież nie wygląda na Ukrainkę”.
Rada do wybuchu wojny mieszkała w Ukrainie, jej ojciec jest Gwinejczykiem. We wtorek jedno z jej dzieci, 10-letni Egor, zaczęło wymiotować. Opiekujący się rodziną mężczyzna, pan Karol, zabrał matkę wraz z synem do jednej z warszawskich przychodni.
Pomoc tylko „po znajomości”
Pan Karol opowiada nam o całej sytuacji.
„Rada ma już zrobiony PESEL, ale jak się okazało, ten PESEL jeszcze nie działał. Ma też paszport ukraiński, ale bez stempelka z przekroczenia granicy, w związku z czym kobieta pracująca w przychodni w rejestracji powiedziała, że jej nie przyjmie. Powiedziała też, że Rada nie wygląda na Ukrainkę. I wybuchła awantura” – wspomina.
I dodaje: „Awantura przeniosła się też do kolejki w rejestracji. Padały rasistowskie sugestie: że my to mamy w dupie, a ona nie wygląda na Ukrainkę i że przecież musi mieć pieczątki. Tłumaczyłem, że pojechałem po nią na granicę, szedł taki tłum, że nikt nikomu nie dawali pieczątek na przejściu!”.
Pan Karol, u którego tymczasowo mieszka uchodźczyni z dziećmi, zaczął szukać pomocy lekarskiej gdzie indziej.
„Spróbowaliśmy w prywatnej przychodni, ale tego dnia dostępna była jedynie teleporada. Ze mną nikt nie chciał mówić, bo nie jestem prawnym opiekunem dziecka, a matka mówi tylko po ukraińsku i rosyjsku. Ostatecznie udało nam się dostać poradę – tyle że po znajomości”.
Dwa dni później, jak relacjonuje pan Karol, stan dziecka się pogorszył. „Zaczęliśmy więc od obdzwonienia wszystkich, którzy mogą coś wiedzieć, z pytaniem, skąd wziąć ten stempel w paszporcie. Oczywiście okazało się, że żadnego stempla teraz już nikt nam nie da”.
Zdaniem pana Karola uchodźcy i uchodźczynie próbujący dostać się do lekarza w Polsce, wpadają w „czarną dziurę” systemu. Dodaje, że jego doświadczenia pokazują jasno, że przychodnie są niedoinformowane i nie wiedzą, jak przyjmować i Ukraińców, i Ukrainki.
Zrezygnowaliśmy z rozmowy z matką dziecka, ponieważ, jak twierdzi pan Karol, kobieta z powodów językowych nie zrozumiała całej sytuacji. Pan Karol nie chciał jej tłumaczyć, że powodem nieprzyjęcia do przychodni był kolor jej skóry.
Zwróciliśmy się jednak z prośbą o wyjaśnienia do przychodni, gdzie trafili we wtorek. Do czasu publikacji tego tekstu nie otrzymaliśmy na nie odpowiedzi.
Chaos w NFZ
Zgodnie ze specustawą, która weszła w życie 12 marca 2022, uchodźcy i uchodźczynie z Ukrainy mają prawo do świadczeń medycznych na takich samych zasadach, jak osoby ubezpieczone w Polsce.
PESEL nie jest też konieczny, by mogli korzystać z podstawowej opieki medycznej. Prawo do świadczeń przysługuje im również na podstawie każdego innego dokumentu, który potwierdza tożsamość danej osoby. To:
- paszport obywatela Ukrainy ze stemplem Straży Granicznej RP,
- zaświadczenie wydane przez Straż Graniczną RP,
- dowód osobisty,
- prawo jazdy,
- akt małżeństwa,
- akt urodzenia,
- inny dokument poświadczający status ukraińskiego obywatelstwa, przekroczenia granicy, miejsce przekroczenia granicy;
- status małżonka obywatela Ukrainy, pokrewieństwo w przypadku najbliższej rodziny obywatela Ukrainy z Kartą Polaka.
Tyle teorii, bo w praktyce, jak wskazują medycy, mimo specustawy, nie ma narzędzi do systemowego leczenia uchodźców/czyń z Ukrainy.
„W przypadku systemu ochrony zdrowia jest oczywiste, że najbardziej obciążonymi będą przychodnie podstawowej opieki zdrowotnej (POZ), szpitalne oddziały dziecięce oraz szpitalne oddziały ratunkowe.
Przychodnie POZ będą przyjmowały do leczenia wielu nieznanych dotychczas chorych, z nieznanym statusem zdrowotnym i nieznaną historią epidemiologiczną. Ale to tylko część nowych obowiązków” – pisze w OKO.press Cezary Pakulski.
„Pytań jest dużo więcej niż odpowiedzi. Ukazały się komunikaty NFZ. Co to jest komunikat, pod którym nie jest nikt podpisany, więc nie wiadomo, kto za niego odpowiada?” – mówił z kolei w „Pulsie Medycyny” Marek Twardowski, wiceprezes Federacji Porozumienia Zielonogórskiego (FPZ) i były wiceminister zdrowia.
„Mówi się z jednej strony, że uchodźcy z Ukrainy mają opiekę taką, jak nasi obywatele. A na końcu komunikatu jest napisane, że tak naprawdę mają możliwość zgłoszenia się do lekarza tylko jednostkowo, bo nie mogą być pacjentami na listach świadczeniobiorców, mimo uzyskania PESEL-u”.
Zdaniem Twardowskiego, informacja podawana publicznie, że pacjentom z Ukrainy należą się leki refundowane, jest bardzo myląca. „Jako lekarze POZ będziemy mieli wielki problem, jak im to wytłumaczyć” – argumentował.
„Chcemy pokazać, że niezależnie od zrywu serc, wspaniałego zachowania polskiego społeczeństwa, są pewne procedury, które w opiece zdrowotnej muszą zostać zaimplementowane i musi być na to czas – po to, aby było możliwe udzielanie chorym z Ukrainy świadczeń na takich samych zasadach jak Polakom – mówił w tym samym portalu prezes FPZ Jacek Krajewski.
“Ci ludzie nie mają orientacji, »nie mają głowy« do tego, żeby zajmować się rzeczami, które są związane ze skomplikowanym systemem, w którym funkcjonujemy. Skomplikowanym dla polskich pacjentów, a co dopiero dla osób, które przyjeżdżają z zagranicy” – wywodził Krajewski.
Nieodpowiedni kolor skóry?
Luki w systemie to jedno, ale czym wytłumaczyć ocenianie „ukraińskości” i prawa do uchodźstwa na podstawie koloru skóry?
Tu już słychać echa z pierwszych dni wojny, gdy na granicy pojawili się uciekający z Ukrainy zagraniczni studenci. Wielu z nich to obywatele państw afrykańskich i bliskowschodnich. Wielu spotkało się z podwójnymi standardami, nie tylko na granicy ukraińskiej, ale także i polskiej oraz później, już w kraju.
Również społeczeństwo patrzyło na te osoby podejrzliwie, nie jak na uchodźców z Ukrainy, a “turystów Łukaszenki”, powtarzając rządową narrację opisującą kryzys humanitarny na granicy polsko-białoruskiej.
Ofiarą podobnych podwójnych standardów padają też ukraińscy Romowie, o których pisaliśmy w OKO.press. Jak tłumaczyła nam Olena Vaidalovych, działaczka na rzecz praw człowieka, prawniczka i ukraińska Romka, wojna w Ukrainie jest wyniszczająca dla całego wieloetnicznego narodu. “Należy zwrócić szczególną uwagę na mniejszości, które już przed rosyjską agresją znajdowały się w trudnej sytuacji”.
Vaidalovych uważa, że potrzebne jest wdrożenie programów rządowych, które wspierałyby romskich uchodźców w kontaktach z władzami, służbą zdrowia, a później w znalezieniu pracy.
Panią Radę wspierała polska rodzina i ostatecznie jej syna udało się zarejestrować, a PESEL zaczął działać. ”Zdecydowaliśmy się nie mówić, że mieliśmy wcześniej jakiegokolwiek problemy, żeby nie ryzykować kolejnych trudności” – kwituje pan Karol.
Pytanie, czy pani Radzie udałoby się dostać do jakiegokolwiek lekarza, gdyby nie wsparcie pana Karola, pozostawimy otwarte.