Poseł PiS stracił ukochaną żonę. Leżał obok niej w szpitalu. „To był nasz ostatni wspólny poniedziałek i wtorek”

Poseł Prawa i Sprawiedliwości Jerzy Materna kilka miesięcy temu przeszedł ciężkie zakażenie koronawirusem. Trafił do szpitala. Jego żona, także chora na COVID-19, została hospitalizowana dwa dni później. Lekarze szykowali ją na najgorsze, nie dawali bowiem jej mężowi dużych szans na przeżycie. Stało się jednak inaczej. W wyniku powikłań zmarła żona posła Materny. Parlamentarzysta PiS w wywiadzie z portalem naTemat.pl szczerze opowiada o tych trudnych chwilach.

Poseł Jerzy Materna podkreślił, że nadal odczuwa konsekwencje choroby. – Trzy tygodnie temu przeszedłem operację ręki. Miałem przykurcz. Teraz przechodzę rehabilitację – tłumaczy. Jak jednak sam podkreśla, największe piętno pandemia odbiła na jego psychice, ponieważ stracił swoją ukochaną żonę. – Całymi czas mam ją przed oczami – oznajmia.

Polityk w rozmowie z naTemat wspominał swoją żonę i przyznał, że bardzo mu jej brak. – Była najlepsza. Mądra. Piękna. Byliśmy małżeństwem przez 39 lat. Poznałem ją jako kilkunastoletni chłopak. Już wtedy wiedziałem, że chcę, żeby została moją żoną. I tak się stało. To była moja pierwsza i jedyna kobieta. Prowadziła małą firmę. W wolnym czasie czytała książki. Ostatnio wkręciła się też w krzyżówki, trenowała pamięć. Rozwiązywała je tysiącami. Lubiła usiąść do pianina z kieliszkiem czerwonego wina – improwizowała Cohena. W święta grała kolędy… Nigdy nie przypuszczałem, że będę musiał żyć bez niej. Czuję tę wyrwę w sercu każdego dnia – mówi załamany polityk.

Polityk PiS wytłumaczył, jak wyglądała sytuacja związana z zarażeniem. Najpierw w połowie marca zachorował on. – Zaczęło się od kataru i lekko podwyższonej temperatury. Gorączka jednak szybko rosła. Pojawiły się problemy z oddychaniem, zapalenie płuc. Czułem się fatalnie, więc lekarz rodzinny skierował mnie do szpitala. Przyjechała karetka, przetestowano mnie. To był koronawirus. Pamiętam, jak sanitariusz powiedział: „potężny COVID” – opowiadał polityk. Jego żona, również z ciężkim zakażeniem koronawirusem trafiła do szpitala, 4 dni później.

Parlamentarzysta podkreśla, że szpital, w którym przebywał, pamięta jak przez mgłę. – Nie mogłem samodzielnie oddychać, więc na kilka dni podłączyli mnie pod respirator. Gdy się wybudziłem, byłem na bardzo silnych lekach przeciwbólowych. Potem lekarze zastosowali tlenoterapię. Usypiali mnie przez 30 godzin. To było bardzo, bardzo męczące i bolesne. Po jakimś czasie znowu się wybudziłem. Byłem masakrycznie słaby. Marzyłem o tym, by ktoś mi pomógł usiąść na krawędzi łóżka, bym mógł popatrzeć na świat za oknem. Sam ledwo mogłem się ruszyć – wspomina Materna.

Jerzy Materna opisuje, że kiedy był w szpitalu, dopiero po dwóch tygodniach jego żonę położyli na łóżku obok niego. – To był nasz ostatni wspólny poniedziałek i wtorek. Najpierw nie byłem nawet w stanie wstać i się z nią przywitać. Udało się dopiero na drugi dzień – opisuje poseł.

– Była na tlenoterapii, cały czas skarżyła się, że ją boli. Kilka lat wcześniej przechorowała raka piersi, przeszła naświetlania. Jej organizm był osłabiony już na wstępie, ale wydawało się, że rokowania są pomyślne. Moje były znacznie gorsze, wręcz fatalne. Natlenianie żony przyniosło niestety skutki uboczne, bo po chemioterapii miała bardzo kruche naczynia krwionośne. Nastąpiło uszkodzenie narządów wewnętrznych… Operowali ją trzy razy w ciągu kilku dni. Lekarze mówili, że jest bardzo źle. Raz udało mi się jakoś do niej podejść, pocałowałem ją… Po trzeciej operacji umarła. To była niedziela wielkanocna, 4 kwietnia, o 9:30 – powiedział poseł.

Jerzy Materna zaznacza, że wciąż on jak i jego rodzina nie mogą się pogodzić ze śmiercią żony. – Wkurzyłem się na Boga, choć jestem bardzo wierzący. Nadal zresztą jestem, kocham Boga jak ojca, choć nie zawsze muszę się z nim zgadzać. Barbara była jeszcze bardziej wierząca. Potem dowiedziałem się od jej koleżanek, że gdy ja byłem nieprzytomny, modliła się, że jeśli któreś z nas ma umrzeć, to żeby to była ona. Bo lekarze spodziewali się, że to ja nie przeżyję, a ona o tym wiedziała – powiedział polityk.

– Nadal nie mogę się pogodzić ze śmiercią żony. Mój syn dostał depresji. Teraz walczę o jego życie, o powrót do normalnego funkcjonowania. Nie był w stanie wykonywać najprostszych czynności, wyleciał ze studiów. Po kilku miesiącach leczenia już wstaje, czyta książki, robi zakupy, pomaga mi w robieniu obiadu. To dla nas coś nowego, bo przedtem gotowała żona. Codziennie uczymy się żyć bez niej. To bardzo ciężkie – dodał poseł.

Polityk w wywiadzie został również zapytany o to, jak ocenia walkę rządu z pandemią.

– Rząd zrobił dużo, bardzo dużo, ale medycyna jest zaniedbana od dekad. Brakuje lekarzy. Rządzimy dopiero od 6 lat, a wykształcenie lekarza to 12 lat. To ile osób teraz umiera – to wszystko dlatego, że nie ma lekarzy. I tego nie da się naprawić od razu pieniędzmi, to proces na pokolenia. Nie ma też jednolitego systemu danych o pacjentach – mówi Materna.

Zobacz też:

Jerzy Materna wciąż tęskni za żoną.

Chcesz, żebyśmy opisali Twoją historię albo zajęli się jakimś problemem? Masz ciekawy temat? Napisz do nas! Listy od czytelników już wielokrotnie nas zainspirowały, a na ich podstawie powstały liczne teksty. Wiele listów publikujemy w całości. Wszystkie historie   znajdziecie tutaj.   Napisz list do redakcji:   List do redakcji   Podziel się tym artykułem: Facebook Twitter

FAKT.PL

Więcej postów