Pandemia wpłynęła nawet na produkcję najnowszych amerykańskich samolotów bojowych F-35. Firma Lockheed Martin nie wykonała planu na ubiegły rok. Opóźniło się też osiągnięcie ważnych etapów w rozwoju maszyny, która według przedstawicieli Pentagonu jest jeszcze daleka od dopracowanej. Koszty jej eksploatacji wywołują obawy amerykańskiego dowództwa.
Te wydarzenia za oceanem są o tyle ważne dla nas, że już za trzy lata pierwszy F-35 ma zacząć latać z biało-czerwoną szachownicą. Taki był przynajmniej plan deklarowany w 2020 roku, kiedy minister Mariusz Błaszczak podpisywał kontrakt na zakup 32 takich maszyn za około 20 miliardów złotych (wliczając VAT, który MON musi oddać do budżetu państwa).
Za drogie nawet dla Amerykanów
O czym już jednak pisaliśmy wcześniej, sam zakup F-35 to był najprostszy do wykonania krok na drodze ku wykorzystaniu ich w pełni możliwości przez nasze wojsko. Co więcej, to wcale nie jest najdroższym etapem. To zazwyczaj około 1/3 kwoty, jaką trzeba wydać na eksploatację nowoczesnego uzbrojenia przez całe jego „życie”, czyli nawet pół wieku.
I to właśnie wywołuje obecnie spore obawy w Pentagonie. Mówił o tym niedawno Will Roper, były już wicesekretarz lotnictwa wojskowego USA ds. między innymi zakupów. W połowie stycznia, tuż przed swoją rezygnacją ze stanowiska w związku ze zmianą administracji prezydenckiej, udzielił wywiadu dziennikarzom m.in. portalu „Breaking Defense”. Z jego słów wynikało, że problemem nie jest cena zakupu tych maszyn, która ma być bardzo przystępna, ale koszty eksploatacji. Na razie mają one być tak wysokie, że w jego ocenie USA nie będzie stać na posiadanie planowanej floty prawie dwóch tysięcy F-35.
Roper nie chciał odpowiedzieć wprost, czy to jego zdaniem oznacza redukcję przyszłych zamówień na F-35 dla USA, co sugerują niektórzy cywilni analitycy. – To, co mogę powiedzieć, to że F-35 są za drogie w utrzymaniu, abyśmy mogli mieć je w bardzo dużej liczbie. Kilka najbliższych lat będzie krytyczne dla programu F-35 – mówił, mając na myśli redukcję kosztów eksploatacji maszyn. Dodawał, że jego zdaniem trzeba mieć jakąś alternatywę dla F-35, gdyby okazało się, że pomimo starań nie da się ich uczynić wystarczająco tanimi w użytkowaniu.
– Mam nadzieję, że program F-35 odniesie sukces, ale nie robiłbym tego, co do mnie należy, gdybym nie szykował się na najgorsze. Widzicie więc, że ruchy, które wykonujemy, mają na celu stworzenie alternatyw, tak abyśmy nie stawiali wszystkiego na jednego konia – mówił urzędnik. Poprzez alternatywę miał na myśli głównie niejawny program nowego myśliwca NGAD, który był jedną ze sztandarowych inicjatyw Ropera. Pisaliśmy już o niej szerzej. Demonstratory tego potencjalnego nowego myśliwca wielozadaniowego mają już latać i przechodzić testy.
44 tysiące dolarów za godzinę lotu
W odpowiedzi na prośbę o komentarz do słów Ropera, przedstawiciel Lockheeda Martina zapewnił, że firma „rozumie znaczenie przystępności cenowej F-35, zarówno jeśli chodzi o produkcję jak i utrzymanie”. – Obecnie dostarczamy te samoloty po cenie niższej niż samoloty starszej generacji o mniejszych możliwościach. Obniżyliśmy także ich koszty utrzymania o 40 procent w ciągu ostatnich pięciu lat – poinformował „Breaking Defense” przedstawiciel LM.
Rzeczywiście armia USA płaci za podstawową wersję F-35 obecnie około 80 milionów dolarów. To mniej niż większość najnowszych wersji samolotów poprzedniej generacji. Pomimo tego Pentagon już od lat odkłada podpisanie upragnionej prze Lockheeda Martina umowy na produkcję seryjną. W zamian są podpisywane oddzielne umowy na określoną produkcję w każdym roku nazywane „Lot” i opatrywane kolejnymi liczbami. W tym roku maszyny powstaną w ramach Lot-15.
Obecnie powstaje po około 140 sztuk rocznie dla wojska USA i klientów zagranicznych. Ten poziom najpewniej zostanie utrzymany w najbliższych latach, choć akurat w roku 2020 doszło do opóźnień. Oficjalnie z powodu pandemii i wywołanego przez nią zamieszania w łańcuchu dostaw części od podwykonawców rozrzuconych po całym świecie. Wyprodukowano 120 F-35 zamiast 141 zamówionych. Deficyt ma zostać nadgoniony na przestrzeni kilku lat.
Niezależnie od relatywnie niskiej ceny zakupu, cena eksploatacji to inna historia. W 2018 roku godzina lotu podstawowej wersji F-35A kosztowała 44 tysiące dolarów. Nawet kilka razy więcej niż w przypadku maszyn wielozadaniowych poprzedniej generacji. Plan był taki, aby do 2025 roku ten koszt dla F-35 spadł do 25 tysięcy dolarów za godzinę, ale już w 2019 roku Pentagon ocenił to jako nierealne. Możliwe do osiągnięcia w połowie dekady ma być około 35 tysięcy dolarów za godzinę, co ciągle jest nieakceptowalne.
Między innymi z tego powodu Pentagon odkłada decyzję o ruszeniu z produkcją seryjną. To sposób wywierania presji na producenta, aby wprowadził poprawki. Obecnie głównym problemem jest terminowe ukończenie czwartej wersji samolotu, oznaczonej „Block 4”. Jest ona pierwszą mającą posiadać pełnię planowanych pierwotnie możliwości bojowych. Do tego całkowicie przeprojektowywany jest system zarządzający eksploatacją F-35, który w pierwotnej wersji był zawodny. Dużym wyzwaniem ma być też dokończenie prac nad kompleksowym systemem szkoleniowym i symulacyjnym.
Ogólnie nowe samoloty i uzupełniające je systemy mają długą listę kilkuset mniejszych i większych wad, które trzeba usunąć. Opisali je w 2019 roku szczegółowo wojskowi audytorzy.
To będzie duże wyzwanie
Nieustające problemy F-35 doprowadziły już do tego, że Amerykanie zamówili unowocześnioną wersję starszych myśliwców F-15, oznaczoną literami EX. Pentagon długo się temu opierał, ale w 2020 roku podpisano kontakt na osiem maszyn z opcją na 200 kolejnych. Na cały program zaplanowano wydać do 23 miliardów dolarów. To wielki sukces koncernu Boeing – do niego należy produkujący F-15 koncern McDonnell Douglas – który od lat lobbował za takim rozwiązaniem. Jak wynika ze słów Ropera, to może nie być ostatni zakup wynikający ze słabości F-35.
Te wszystkie wyzwania stojące przed nowym amerykańskim samolotem powinny zapalać czerwone lampki w polskim MON. Skoro dla Amerykanów ciągle są to maszyny zbyt drogie w utrzymaniu, to co dopiero będzie to oznaczało dla polskiego wojska? Znacznie biedniejszego, nie będącego absolutnie priorytetowym klientem dla LM, nie posiadającego rozbudowanego zaplecza dla tego rodzaju samolotów? Nie wspominając o tym, że wykorzystanie pełni możliwości oferowanych przez F-35, które bezsprzecznie są maszynami niezwykle nowoczesnymi i na szereg sposobów rewolucyjnymi, będzie wymagało znacznych inwestycji w polskim wojsku na unowocześnienie systemów łączności oraz rozpoznania. Bez tego nie będziemy używać tych bardzo drogich maszyn w sposób optymalny.
Co prawda teraz już trochę za późno na związane z tym obawy. Umowę podpisano, choć tak naprawdę nie wiadomo, dlaczego wybrano F-35 i jakimi analizami to poprzedzono. Zakup jest otoczony przez MON tajemnicą, a od momentu podpisania umowy prawie rok temu do dzisiaj nie dowiedzieliśmy się żadnych nowych szczegółów. Zapadła cisza. Polska ma otrzymać pierwszy z zamówionych F-35 w 2024 roku.
gazeta.pl