Niedawno WNP.PL informował, że Niemcy, Francja, Wielka Brytania, Grecja i Włochy chcą wspólnie opracować wielozadaniowy śmigłowiec średniej wielkości – Medium Multi-Role Helicopters. Wiele kontrowersji i emocji wzbudziło pytanie o miejsce Polski w tej europejskiej inicjatywie. Jedni zżymają się, że nas w niej nie ma, inni tonują nastroje, pytając „po co”? I nie jest to pytanie bezzasadne.
Nasi internauci nie dziwią się, że Polski nie ma w tym programie. „Nie ma, ponieważ politycy wyprzedali wszystkie polskie zakłady lotnicze obcemu kapitałowi” – przypominają. Przypomnijmy: zakłady PZL-Mielec sprzedano za rządów PiS w 2006 r., a PZL-Świdnik za rządów PO-PSL w 2010 r. Pytanie tylko, w jakim stanie byłyby dziś te fabryki, gdyby pozostały w rękach państwa…
Część zauważa złośliwie, że Japonia sama buduje samolot 5 generacji, Korea sama skonstruowała nowoczesny czołg i – tak jak Chiny czy USA – nie potrzebowały do tego związku państw. A Europa?
Niektóre komentarze są wyjątkowo ostre – mocno niesprawiedliwe według zwolenników rozwoju europejskiej konsolidacji w produkcji uzbrojenia. „Żaden kraj Starego Kontynentu nie jest w stanie zrobić tego sam, bez wątpliwej pomocy innych” – uważają niektórzy.
Ilustracją miałby być choćby fakt, że wszystkie skomplikowane elektroniczne systemy w niemieckich samochodach importowane są z Azji. „Chińskie dzieci chcą być astronautami, a europejskie – youtuberami” – konkludują gorzko przeciwnicy polskiego udziału w projekcie pięciu unijnych państw.
Śmigłowiec przyszłości
Zdaniem internautów-oponentów projekt nowego śmigłowca należy na razie traktować bardziej w kategorii marzeń z dalekiej przyszłości: „Europa nie ma swojego czołgu, samolotu, nie będzie też pewnie mieć śmigłowca przyszłości”. Refleksja na podsumowanie jest wyjątkowo wyrazista: „Jesteśmy technologicznie daleko z tylu za Azją i USA. Śnij dalej Europo, a coraz bardziej stawać się będziesz skansenem”.
A kontrzdanie? Przeciwnicy uzależniania najważniejszych i największych polskich zakupów od USA uważają, że to niesprawiedliwa ocena.
Przecież supernowoczesny projekt śmigłowca przyszłości nie będzie powstawał w gabinetach polityków czy wojskowych – w końcu europejskie firmy od lat budują nowoczesne śmigłowce, która mają uznanie w świecie.
Przykładem udanej kooperacji europejskiej jest m.in. produkowany przez AugustaWesland (konsorcjum włoskiego Leonardo z brytyjska firmą GKN) śmigłowiec wielozadaniowy AW 101.
A francusko-niemiecko-niderlandzkie konsorcjum NHIndustries (NHI) zbudowało średni śmigłowiec wielozadaniowy NHI NH90, który państwa-sygnatariusze obecnie wdrażają do normalnej eksploatacji.
Dla Europy to ważny projekt
Dyskusja o projekcie europejskiego śmigłowca najwyraźniej będzie miała ciąg dalszy. Zastępca sekretarza generalnego NATO, Mircea Geoana nie ma wątpliwości, że stanowi on dla Europy ważny projekt.
– To kolejna inwestycja we wspólne zasoby zdolności technologicznych NATO, zagrożone przez Chiny i Rosję – mówił podczas grudniowej konferencji on-line Road to Warsaw Security Forum.
I dodał, że podobne inicjatywy rozwojowe w ramach wielonarodowej współpracy, zapewnią członkom sojuszu wyposażeni w najlepsze dostępne zdolności, co pomoże utrzymać przewagę.
Część ekspertów podchodzi do takich opinii z rezerwą. W ich ocenie tzw. europejski śmigłowiec to odpowiedź na amerykański program Future Vertical Lift (w tym wspomniany FLRAA, ale i FARA, dotyczący śmigłowca bojowego), który jest już poważnie zaawansowany.
Na razie to raczej marzenie; trudne do realizacji, jeśli uwzględnić postępy Amerykanów w programie śmigłowca przyszłości FLRAA (Future Long Range Assault Aircraft), który – biorąc pod uwagę realne możliwości produkcji nowego śmigłowca – pojawi się zapewne szybciej niż ten europejski, planowany za 20 lat.
Gdzie szukać sojuszników?
Fakty są takie, że amerykański program wprowadza rewolucyjną zmianę w osiągach i dynamice – największą od czasu narodzin śmigłowców. Ma być superinnowacyjną maszyną.
Do tego za Oceanem zainwestowano już w ten projekt miliardy dolarów, więc zarówno Departament Obrony, jak i Pentagon, wraz z wojskowymi i potencjalnymi producentami, zamierzają te środki jak najlepiej wykorzystać.
Kraje europejskie nie są w stanie przeznaczać tak dużych pieniędzy na swój projekt przez wiele lat. Do tego osiągi śmigłowca budowanego w programie FVL poznajemy już teraz. O możliwościach NGRC, oprócz tego że „ma być”, trudno jeszcze powiedzieć cokolwiek więcej.
Jest jednak i druga strona medalu: dlaczego jednak nie mielibyśmy spojrzeć na udział w programie w w tej długiej perspektywie?
Ci, którzy uważają, że tradycyjnie szukamy sojuszników i dostawców daleko, zamiast blisko – tuż za naszymi granicami – przekonują, że tak właśnie powinniśmy zrobić.
Równie dobrze moglibyśmy pomyśleć o udziale w obu programach. Tak zresztą robią Włosi i Brytyjczycy.
Problem tylko w tym, że udziału w europejskim projekcie nikt nam nie proponuje… Na razie wygląda na to, że moglibyśmy co najwyżej kupować śmigłowiec, który zostanie wyprodukowany za dwie dekady…
Potrzebne od zaraz
Inna kwestia, choć z podobnego podwórka. Polska potrzebuje śmigłowców tu i teraz. Na żaden z tych długofalowych programów – ani amerykański, nie europejski – nie można czekać. Na przykład perspektywa budowy europejskiego projektu (od planu do prób) jest – jak wspomnieliśmy – bardzo odległa, a wejście w projekt na obecnym etapie zaburzyłoby zapewne (m.in. możliwo0ści finansowe) harmonogram prac trwających w Polsce programów śmigłowcowych Perkoz, Kondor czy Kruk.
Po prostu: nie mamy już czasu, by nadal zwlekać lub zmieniać priorytety. A jednym z pierwszych – co podkreślają niemal wszyscy zainteresowani i po stronie kupujących, i sprzedających – jest śmigłowiec bojowy w programie Kruk.
Te śmigłowce, które relatywnie szybko przynajmniej częściowo zasypią dotkliwą lukę w naszym uzbrojeniu muszą być sprawdzone w walce, uzbrojone i odporne, odpowiadające współczesnym zagrożeniom. Taki układ preferuje amerykańskie śmigłowce bojowe – zdaniem wojskowych, lepiej uzbrojone i nowocześniej wyposażone.
Reasumując: trudno obecnie mówić o konkurencji między europejskim programem NGRC, który ledwo kiełkuje, a amerykańskimi, mocno zaawansowanymi programami FARA i FLRAA, które stanowią ich alternatywę.
Na wyciągnięcie ręki
Także w ramach amerykańskich programów konkurencja jest zażarta. Ale może właśnie dzięki temu (i odpowiednim strumieniom finansowania innowacji dla zbrojeniówki) FVL jest najbardziej realnym programem, do którego także Polska mogłaby się włączyć.
Z doniesień medialnych można wnioskować, że w FARA bliżej wygranej jest Bell, który ostatnio otworzył nowoczesne centrum technologii wytwarzania odpowiadające m.in. za nowoczesne prototypowanie 3D. Co ciekawe: mają w niej udział polskie firmy. Rywalem Bella jest Boeing.
Teksański potentat wysłał ostatnio kilka sygnałów do polskich decydentów w kwestii potencjalnej współpracy między USA, a Polską w ramach FVL. Wynika z nich, że Bell jest gotowy zostać stroną tej współpracy.
– Pierwszy krok, który otworzyłby drzwi do rozmów o współpracy z Polską w programie, to list od polskiego rządu skierowany do rządu amerykańskiego, mówiący, że Polska byłaby zainteresowana znalezieniem się w gronie jego uczestników – mówił Joel Best, dyrektor globalnej sprzedaży i strategii wojskowej na Europę w Bell Textron, w wywiadzie dla WNP.PL.
Budowanie wzajemnego zaufania
Brzmi ciekawie – jak wiele innych deklaracji… Nie można nie zauważyć, że każda z rywalizujących w polskich programach firm kusi – mniej lub bardziej realną – wizją technologicznych przewag, jak np. Leonardo z AW249.
Patrząc jednak całościowo, amerykańscy potentaci zdają się mieć więcej do zaoferowania w kontekście namacalnych innowacji, które mogłyby też być transferowane na polski rynek.
W tym sensie, spośród ostatnich deklaracji, najwyraźniej chyba wybrzmiewa przekaz Bella.
– Zależy nam najpierw na zbudowaniu wzajemnego zaufania i udowodnieniu, że wchodząc we współpracę – przede wszystkim w ramach Kruka i Perkoza – możemy stworzyć dla Polski strumień transferu technologii, który jest na obecnym etapie akceptowalny przez polskie firmy. Potem, poprzez wspólną produkcję i obsługę, Bell pomógłby im zaadaptować się do prac nad zaawansowanymi programami FVL, co jednocześnie przełożyłoby się na technologiczny skok dla polskiego przemysłu – podkreśla Best.
Dylemat „Czy udział w programie amerykańskim wyklucza w dalszej perspektywie nasze uczestnictwo w budowie śmigłowca europejskiego?” – jednak pozostaje
Dziś raczej trudno odpowiedzieć jednoznacznie na to pytanie. W jakimś sensie częściową odpowiedź poznamy, gdy rząd polski uruchomi któryś z programów śmigłowcowych i wybierze dostawców maszyn.