Jolanta Turczynowicz-Kieryłło zrezygnowała z szefowania kampanii prezydenta Andrzeja Dudy zaledwie po kilku tygodniach, tłumacząc swoją decyzję „kwestiami zdrowotnymi”. Spekulowano jednak, że decyzję o rezygnacji podjęto za nią. W wywiadzie udzielonym Interii prawniczka zdradziła, jakie były okoliczności jej odejścia.
Jolanta Turczynowicz-Kieryłło była szefową kampanii Dudy do 14 marca. Oficjalnie zrezygnowała „z uwagi na stan zdrowia”. Nieoficjalnie: ze względu na doniesienia medialne, które kładły się cieniem na jej dotychczasowej działalności. Chodziło przede wszystkim o incydent ujawniony przez „Gazetę Wyborczą”. W nocy z 2 na 3 listopada 2018 r., przed drugą turą wyborów samorządowych, prawniczka miała ugryźć w rękę mieszkańca Milanówka.
Adwokatka twierdzi, że została napadnięta i broniła się. Mężczyzna z kolei utrzymuje, że Turczynowicz-Kieryłło wraz z dwiema osobami w czasie ciszy wyborczej kolportowała ulotki jednego z kandydatów. Zawiadomił więc straż miejską, a został ugryziony, gdy próbował ująć mającą łamać przepisy kobietę.
Kulisy rezygnacji Turczynowicz-Kieryłło
Po tym, jak incydent nabrał rozgłosu w mediach, nawet osoby obozu rządzącego sugerowali prawniczce, by wycofała się z kampanii. Publicznie zasugerował to poseł Zjednoczonej Prawicy Kamil Bortniczuk.
Kilka dni później Turczynowicz-Kieryłło zrezygnowała. Dziś w rozmowie z Interią przekonuje jednak, że decyzję podjęła całkowicie samodzielnie i rzeczywiście przeważyły względy zdrowotne. – To, co powiedział (Bortniczuk – przyp. red.), nie miało najmniejszego wpływu na moją decyzję. Zastanowiło mnie, dlaczego tak mówi. Poczułam koleżeńską nielojalność, bo publikacje prasowe, które stały się powodem tej wypowiedzi, były absurdalne – oceniła.
Na pytanie, czy była blokowana przez Adama Bielana, prawniczka odpowiedziała: – Rzeczywiście był odpowiedzialny za kampanię medialną i jako rzecznik prasowy odradzał mi wywiady. Umawiałam się z dziennikarzami, a później z tego powodu musiałam odkładać spotkania. Dla mnie to było niezręczne: w mediach informowano, że gdzieś się pojawię, a później moi rozmówcy pewnie musieli się tłumaczyć swoim szefom.
– Chodziło o to, żeby nie wpływać na przeciążenie wizerunkowe prezydenta i dlatego to zaakceptowałam. Pomyślałam sobie, że chociaż tracę na reputacji i nie mogę się bronić, zacisnę zęby, przetrwam to… I nagle pojawił się Kamil Bortniczuk ze swoją nieuczciwą wypowiedzią – opowiada Turczynowicz-Kieryłło.
– Sama podjęłam tę decyzję (o rezygnacji – przyp. red.), głównym powodem był stan zdrowia. Nie wiem, czy były jakiekolwiek rozmowy w sztabie na ten temat, nie sądzę, żeby takie decyzje zapadały bez zainteresowanego. To przeczyłoby wszelkim dobrym obyczajom. Kamil Bortniczuk wypowiadał się w opozycyjnych mediach w środę, z pewnością była to wypowiedź niesamodzielna, ale nie wnikam, kto ją inspirował. Ja zaś zrezygnowałam z funkcji w sobotę, praktycznie w przeddzień totalnych zmian w państwie związanych z pandemią koronawirusa – przekonuje była szefowa kampanii prezydenta Dudy.
Czy zagłosuje na Dudę? „Zastanawiam się”
Na kilka tygodni po rezygnacji Turczynowicz-Kieryłło zniknęła z mediów. Ostatnio jednak znów uaktywniła się w mediach społecznościowych.
– Przed nami wybory. Pewnie zastanawiacie się, kto w tych wyborach będzie królem? A może zastanawiacie się, kto będzie w tych wyborach czarnym koniem? Kto jest tak naprawdę tylko gońcem, a kto w tych wyborach jest zwykłym pionkiem? – mówiła na nagraniu, który zamieściła niedawno w sieci.
W innym wpisie skrytykowała konwencję programową prezydenta Dudy, nazywając ją „niewykorzystaną szansą”.
Kilka dni temu w programie online na portalu internetowym „Rzeczpospolitej” została zapytana o to, czy zagłosuje na urzędującego prezydenta w wyborach prezydenckich. -Zastanawiam się – odparła.
Wyraziła też nadzieję, że wybory prezydenckie nie odbędą się 10 maja. – Gwarancje demokratyczne wyborów prezydenckich są priorytetem. W tej chwili nie są one spełnione – oceniała.