Inspektorat Wsparcia Sił Zbrojnych nakazuje podległym instytucjom ciąć wydatki. Oznacza to gorsze zaopatrzenie wojska, rezygnację z remontów i odłożenie zakupów.
Tego nie usłyszycie oficjalnie od ministra obrony: „W dniu 20 lutego została zatwierdzona pierwsza korekta planu wydatków Inspektoratu Wsparcia Sił Zbrojnych, w której dokonano zmniejszenia planu finansowego podległych dysponentów środków budżetowych” – pisze do tychże podległych jednostek szef Inspektoratu, gen. dyw. Dariusz Łukowski.
Pismo nosi datę 21 lutego, więc generał uznał, że to wiadomość pilna. Inspektorat Wsparcia, choć rzadziej opisywany w mediach niż Inspektorat Uzbrojenia, ma do dyspozycji większe pieniądze, które przeznacza na bieżące utrzymanie i zaopatrywanie wojska. W jego gestii jest mniej więcej jedna trzecia ponad 44-miliardowego budżetu MON. Więc i skala podejmowanych oszczędności może iść w dziesiątki, a nawet setki milionów.
Przede wszystkim dyscyplina budżetowa
Generał Łukowski precyzuje, że ograniczenia budżetowe spowodują „konieczność całkowitej lub częściowej rezygnacji z zadań o mniejszym priorytecie, a także brak możliwości odtworzenia zmniejszonego planu finansowego”. Apeluje, by bezwzględnie przestrzegać wydanej przez resort w styczniu decyzji budżetowej, zwłaszcza tego jej zapisu, który nakazuje wszelkie niezaplanowane wcześniej wydatki pokrywać z już przyznanych środków, kosztem innych zaplanowanych zadań. Podkreśla też znaczenie zapewnienia przez wojsko maksymalnej dyscypliny budżetowej, to jest dokonywania wydatków w sposób celowy i oszczędny. Powołuje się przy tym na przepisy ustawy o finansach publicznych. Według moich informatorów sytuacja, w której obcina się wojsku już przydzielony budżet, zdarza się po raz pierwszy od 2008 r., czyli od czasów światowego kryzysu finansowego.
Kolejne pismo, które dostali „wojskowi księgowi” w jednostkach wyjaśnia, że opisanym przez szefa Inspektoratu ograniczeniom nie mogą podlegać wydatki obwarowane prawnie – na uposażenia żołnierzy zawodowych, wynagrodzenia cywilnych pracowników wojska, pochodnych od pensji, podatków, kar, odszkodowań, rachunków za prąd, wodę i odbiór ścieków, zakup opału i usługi uzbrojonych formacji ochraniających budynki wojskowe.
Co ciekawe, wśród nienaruszalnych funduszy wskazane zostały również wydatki reprezentacyjne. Zrezygnować należy – całkowicie lub częściowo – z zadań rzeczowych o mniejszym priorytecie, ale również takich, które są związane z bieżącym funkcjonowaniem zaopatrywanych jednostek i instytucji wojskowych. Pismo ponawia ostrzeżenie, że zmniejszony plan wydatków nie zostanie odtworzony. Przesunięcia mogą być dokonywane jedynie w przypadku stwierdzenia oszczędności w wydatkach nienaruszalnych, które na wniosek ich dysponenta można przesunąć na inne cele. Każdorazowo jednak odpowiedzialny za finanse oficer (lub podoficer) musi złożyć pisemne zapewnienie, że nie zabraknie mu pieniędzy na wydatki sztywne.
Na czym oszczędza polskie wojsko
Wysłane wojskowym wytyczne nie precyzują, co resort uznaje za „zadania rzeczowe o mniejszym priorytecie”, które mają być ograniczone w związku ze zmniejszeniem budżetu. Logistycy mówią, że priorytetowe zadania wyznaczane są na poziomie każdej bazy logistycznej i każdego wojskowego oddziału gospodarczego – nie ma normy ogólnopolskiej. Wynika to po części ze specyfiki zaopatrywanych jednostek, odmiennej w różnych miejscach kraju. Bywa, że zmniejsza się zakupy części do pojazdów i materiały eksploatacyjne, nie robi drobnych remontów.
Z reguły ofiarą cięć padają tzw. miękkie projekty – wyjazdy służbowe, konferencje, szkolenia, a także zapasy – kupuje się wyłącznie tyle, ile trzeba na bieżące potrzeby, bez odkładania na półkę. Oszczędza się też na przeglądach, zwłaszcza takich urządzeń, które są technicznie skomplikowane i wymagają pracy specjalistycznych ekip, ale nie są związane z bezpieczeństwem. Na przykład symulatory strzeleckie Śnieżnik, których sprawdzenie kosztuje w serwisie producenta (wg dostępnych mi źródeł) 150 tys. zł. Kompaniom remontowym można też nie wymienić narzędzi, bo te zużyte mogą wytrzymać kolejny rok.
W tym roku budżet MON jest rekordowo wysoki
Cięcia i oszczędności nie są oczywiście w wojsku sytuacją nową. Z reguły jednak odbywają się poprzez negocjacje przy planowaniu budżetów poszczególnych jednostek. Wniosek idzie nieco zawyżony, w odpowiedzi jest nakaz obcięcia wydatków, w efekcie ostatecznie ustalony budżet jest do przełknięcia. W tym roku jednak limity jednostek już zostały uzgodnione, a potem przyszły zawiadomienia o redukcjach. Szef Inspektoratu Wsparcia najpierw wydał rozkaz upoważniający do realizacji wydatków, a kilka tygodni później musiał go skorygować. Zdarza się, że cięcia są ostrzejsze i odgórne.
Na poziomie budżetu centralnego legendarne stały się już przesunięcia funduszy z MON do ministerstwa finansów dokonane w latach kryzysu finansowego – 2008–2009 oraz 2013 r., w sumie na kwotę 8 mld (a razem z niewykorzystanymi środkami ponad 10 mld) zł. Wtedy operację oszczędnościową prowadzono jednak za pomocą zmian ustawowych. Teraz – choć zapewne na mniejszą skalę – przeprowadza się ją na poziomie wojskowych księgowych i w zupełnie innej sytuacji finansów państwa. Budżet MON jest bowiem rekordowo wysoki, w tym roku wynosi ponad 44 mld zł. W dodatku od przyszłego roku ma być zasilony dodatkowymi miliardami wynikającymi ze wzrostu odsetka PKB wydatków obronnych – z 2 do 2,1 proc. Jeśli liczyć według obecnych wskaźników, to 0,1 proc daje 2,2 mld zł. Ale tu i ówdzie pojawiają się już sygnały, że generalnie z budżetem państwa nie jest za dobrze i trzeba szukać oszczędności.
Perspektywa zwiększenia wydatków socjalnych ma przerażać nawet samą panią minister Czerwińską. Może więc obcinanie wydatków wojska to przejaw szerszej akcji oszczędnościowej w ministerstwach. MON mógł się przeliczyć z innymi wydatkami i szuka na gwałt pieniędzy albo już widzi, że nadchodzi większa redukcja wydatków i woli się na nią przygotować. W każdym wypadku to sygnał niepokojący, który wbrew oficjalnemu przekazowi może świadczyć, że w wojsku dobrze już było.