Są tacy, którzy twierdzą, iż w dzisiejszych czasach jakaś wielkoskalowa wojna praktycznie jest niemożliwa, ze względu na jej apokaliptyczne skutki. O losach świata zdecyduje batalia o ekonomicznej naturze; a więc polityka sankcji, restrykcji, aż do wyczerpania jednej ze stron.
Uważają oni, iż właśnie w ten sposób prezydent Reagan dzielił tak zwany socjalistyczny obóz. Wydaje się, że mamy tu do czynienia z dużym uproszczeniem, lecz ta sprawa nie jest zasadniczym tematem niniejszego tekstu.
Chodzi nam bowiem o ekonomiczną suwerenność współczesnej Polski, czyli tej powstałej po 1989 roku i trwającej do tej chwili, bez jakichś istotniejszych ustrojowo-politycznych korekt. Zdać sobie musimy sprawę z tego, co można nazwać związkiem gospodarki z polityką. Jednym słowem rozważamy tę okoliczność, iż stopień niezależności politycznej, czyli suwerenność państwa, jako podmiotu międzynarodowych relacji, ma decydujący wpływ na zakres swobody w podejmowaniu decyzji na strategicznym, makroekonomicznym poziomie. Bywa także i odwrotnie: czyjaś gospodarcza ekspansja wiedzie drugą stronę do politycznego poddaństwa.
W przypadku naszego kraju obydwa zjawiska zachodziły i wciąż mają miejsce, jednocześnie. W Polsce nadal pokutuje wyidealizowany obraz Zachodu, który jakoby z zupełnie altruistycznych powodów doprowadził do upadku wschodniego socjalistycznego bloku. Tymczasem prawda jest zupełnie odwrotna. Zachód bowiem, jako całość, to rodzaj żarłocznego smoka, który by trwać musi nieustannie podbijać i dewastować. Łapczywie patrząc głównie na nowe obszary ekonomicznej ekspansji, podpieranej oraz utwierdzanej polityczno-militarnym uzależnieniem. Być może popularne powiedzenie, że wpadliśmy z deszczu pod rynnę byłoby tu najwłaściwsze. By to osiągnąć i utrwalić tę wasalizację, Polska musiała przejść przez czas ogromnej transformacji. Nie ma więc już narodowych gałęzi przemysłu. Są wyłącznie obce firmy, potężny system dystrybucji konsumpcyjnych dóbr, wielkie podporządkowanie zagranicznym instytucjom finansowym.
Jedynie eksploatacja kopalin i w dużym stopniu rolnictwo jakoś się jeszcze trzymają. Produkcja rolna jest jednak coraz bardziej zagrożona inwazją ukraińskich zbóż na nasz rynek. Państwo wycofało się ze stymulowania ekonomicznych zjawisk, nie planuje na strategicznym poziomie, właściwie nie inwestuje. Dodatkowo z Polski ubyło nieodwracalnie ponad dwa miliony ludzi i te straty należy traktować jako prawie, że wojenne. Na ich miejsce napłynęły szerokim strumieniem ukraińskie rzesze, które w przyszłości mogą stać się dla nas niemałym politycznym problemem.
Gdy się te fakty ze sobą powiąże i łącznie oceni, obraz naszej gospodarczej sytuacji nie jest zachęcający. Wielu wydawało się, iż rządy PiS, w tym obecnego premiera Morawieckiego, będą bardziej suwerenne niż ich poprzedników. Ale to duże złudzenie. Owszem, Polacy korzystają teraz z dobrej koniunktury, która jest rzeczywistym regulatorem tego, co się u nas dzieje. Nie łudźmy się, nikt z tych, którzy nad naszą ekonomią rozpostarli swoje skrzydła, pozwoli na zbyt wiele. Właściwe pytanie brzmi następująco: czy w istniejących uwarunkowaniach państwowe władze czynią wszystko co jest możliwe? Chyba nie. Choćby poważne zaniedbania w promowaniu gospodarczej współpracy z Rosją. I to tylko z przyczyn wynikających z politycznego uzależnienia od USA.