Niemieckie władze odmówiły wydania Polsce Hansa M., ściganego za kupowanie chłopców (w tym nieletnich) do agencji towarzyskiej dla gejów w Essen. Niemiecki sąd obawia się o zdrowie i życie swojego obywatela. W polskim areszcie mógłby próbować popełnić samobójstwo. Jego kłopoty ze zdrowiem zaczęły się od pobytu w polskim areszcie na przełomie 2008 i 2009 roku. Tak wynika z opinii lekarza, na którą powołują się władze Niemiec.
Hans M. jest ścigany przez wrocławską Prokuraturę Okręgową międzynarodowym listem gończym i Europejskim Nakazem Aresztowania. Śledztwo w sprawie gangu handlarzy ludźmi, działającego m. in we Wrocławiu, ciągnie się już przeszło 10 lat. Hans M. to – zdaniem śledczych – mózg całego przedsięwzięcia. W 2008 roku został wydany Polsce na podstawie Europejskiego Nakazu Aresztowania. Po kilku miesiącach w areszcie wypuszczono go za kaucją. Śledztwo dwa razy zawieszano. Raz dlatego, że jeden ze wspólników Hansa miał problemy ze zdrowiem. Drugi raz, żeby znaleźć wszystkich pokrzywdzonych. Chłopców i mężczyzn wysłanych do Essen.
Po powrocie do Niemiec Hans wrócił do biznesu i dalej sprowadzał chłopców do swojej agencji dla gejów. Tymczasem w Polsce łapano i stawiano przed sądem kolejnych jego współpracowników. Jeden z procesów toczy się od ubiegłego roku. Za Hansem M. kolejny raz rozesłano list gończy i zażądano od władz niemieckich jego ekstradycji do Polski. Bo tu miał stanąć przed sądem. Latem ubiegłego roku trafił do aresztu ekstradycyjnego. Po kilku miesiącach zwolniono go jednak. A w kwietniu sąd wydał negatywną opinię w sprawie przekazania go Polsce. W ostatnich dniach do wrocławskiej prokuratury dotarła odpowiedź z Niemiec. Nie ma możliwości wydania Hansa M. Tak zadecydował lekarz. Poszukiwany przez wrocławską prokuraturę mężczyzna ma problemy ze zdrowiem psychicznym. I to takie, których nie dałoby się wyleczyć żadnymi lekarstwami. Te problemy są „nierozłącznie związane z ówczesnym aresztem w Polsce” – napisano w decyzji niemieckiego sądu. „Ówczesnym” czyli tym z 2008 i 2009 roku. Co teraz? Strona niemiecka rozważy przejęcie z Polski ścigania Hansa M. Wrocławska prokuratura przekazałaby materiały swojego śledztwa do Niemiec i tam Hans mógłby stanąć przed sądem. Jak działał gang handlarzy ludźmi? Na początku marca, wspólnie z redakcją Superwizjera TVN, opowiedzieliśmy historie kilku jego ofiar. Jednym z nich był chłopak, którego w 2002 roku podstępem zwabiono do Essen. Miał wtedy 14 lat. W naszej opowieści nazwaliśmy go Pawłem. – Miałem czternaście lat. Byłem na ucieczce z domu dziecka. Zaczepili mnie na ulicy i zapytali czy chcę jechać do pracy do Niemiec. Mówili, że będę zakładał panele – opowiadał nam. Do Niemiec pojechał ze starszym kolegą. Dotarli do Essen, przenocowali w mieszkaniu, do którego ich zaprowadzono. Następnego dnia poznali Maxa i jego partnera Mariusza. – Max powiedział, że mam uprawiać seks. A jeśli nie, to dostanę za swoje. Chcieliśmy uciekać, ale Mariusz, ten co żył z Maxem, wybił nam to z głowy. Zabrał nam dokumenty – opowiada dziś Paweł. Zrobili mu nagie zdjęcia i umieścili w internecie. Piekło trwało pięć miesięcy. Codziennie miał od trzech do pięciu klientów. Jak nie chciał obsługiwać klientów, bili go pejczem – dodaje. Nie wszyscy jechali zwabieni podstępem. Inny z bohaterów naszej opowieści dokładnie wiedział dokąd i po co go zabierają. Miał piętnaście lat. Był gejem. Obiecywali mu, że połączy przyjemne z pożytecznym. Zarobi i zabawi się. Nie zarobił nic. A zażywanie viagry codziennie przez długi czas na zawsze odbiło się na jego zdrowiu.
GAZETAWROCLAWSKA.PL