Szukała jej rodzina, szukała policja. Nadaremno. Mąż twierdził, że wyjechała do Niemiec, ale tam nikt o 20-letniej Angelice J. nie słyszał. Dopiero teraz, po 19 latach, policjanci z gdańskiego Archiwum X rozwikłali tajemnicę zniknięcia mieszkanki Debrzna na Pomorzu. Okazało się, że zamordował ją mąż, a następnie zakopał w piwnicy pod podłogą. Wczoraj Daniel M. usłyszał zarzut zabójstwa.
Przez lata rodzina Angeliki i mieszkańcy Debrzna łudzili się nadzieją, że dziewczyna żyje, tylko z sobie wiadomych powodów zerwała więzi z bliskimi i wyjechała w nieznane. Stało się to 2 października 1998 roku. Właśnie wtedy 20-latka wyszła z domu i przepadła bez śladu. Brano pod uwagę wiele hipotez, m.in. tę, że dziewczyna uciekła od męża, z którym właśnie się rozwodziła. Bo to nie było dobre małżeństwo. Ponoć w domu dochodziło do przemocy. Czy dlatego Daniel M. zgłosił zaginięcie żony dopiero po 18 dniach? W Debrznie znana jest historia, którą opowiadał na lewo i prawo, jakoby Angelika wyjechała za granicę i tam po niej ślad zaginął. I że zrobiła to celowo, by utrudnić mu formalności rozwodowe. – Ale dlaczego zostawiła półtoraroczną córeczkę? – dziwili się ludzie.
Mijały lata, sprawa się rozmyła. Daniel M. sam wychowywał córeczkę, ale tylko do 7. roku życia. Stracił prawa rodzicielskie i opiekę nad dziewczynką przejęła rodzina. Mężczyzna ponownie się ożenił, urodziło mu się kolejne dziecko. Z zawodu budowlaniec, ostatnio pracował na Dolnym Śląsku, ale wciąż mieszkał z żoną i dzieckiem w Debrznie, w tym samym domu, w którego piwnicy niedawno odkopano szczątki Angeliki.
Jak do tego doszło? Kilka tygodni temu na policję zgłosiła się kobieta, która zeznała, że Angelika została zabita i zakopana w piwnicy. Śledczy nie chcą zdradzić, kim jest i dlaczego tyle lat zwlekała z ujawnieniem szokującej prawdy. Ale potraktowali jej słowa poważnie. Najpierw zbadali piwnicę georadarem, potem odkopali ludzkie szczątki, a wreszcie zatrzymali Daniela M. – Podejrzany usłyszał zarzut zabójstwa. Nie przyznał się do winy i odmówił składania wyjaśnień. Grozi mu kara dożywocia – mówi Jacek Korycki, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Słupsku.
SE.PL