Daniel miał dopiero 22 lata i całe życie przed sobą. Lany poniedziałek postanowił spędzić z przyjaciółmi, z którymi do niedawna uczył się w technikum. Bawili się do rana w altance nad rzeką – Czarną Hańczą. Nagle Daniel oddalił się od towarzystwa, stracił orientację w ciemności i wpadł do wody. Jego ciało strażacy wyłowili kilometr dalej.
Inteligentny, pomocny, uśmiechnięty – tak Daniela K. (?22 l.) zapamiętają bliscy i znajomi. Na Politechnice Białostockiej studiował kognitywistykę, czyli trudną naukę o ludzkim umyśle i sztucznej inteligencji. Świąteczną przerwę postanowił wykorzystać na spotkanie ze starymi przyjaciółmi, którzy po skończeniu technikum, tak jak on, rozjechali się po świecie.
Wielkanocne śniadanie i obiad zjadł jednak z rodziną w ich gospodarstwie pod Augustowem. – Pomógł mi posprzątać po obiedzie, pomagał też przy obrządku w gospodarstwie – opowiada mama 22-latka, Stanisława (56 l.). – Spieszył się. Dziś wiem, że na swoją śmierć… – dodaje załamana kobieta.Na noc z niedzieli na poniedziałek pojechał z grupą przyjaciół do domu jednego z nich w miejscowości Głęboki Bród. Świętowali do rana w ogrodowej altanie, nieopodal brzegu Czarnej Hańczy. – Jak to młodzi, pewnie różańca nie odmawiali i trochę wypili – podejrzewa tata 22-latka, Jan (59 l.). Nikt nie zauważył, gdy nagle Daniel oddalił się od rozbawionego towarzystwa i zniknął w ciemności. Może poszedł za potrzebą i zabłądził?
Gdy przyjaciele zorientowali się, że go z nimi nie ma, zaczęli poszukiwania. Wszczęli alarm. Wkrótce okazało się, że Daniel wpadł do wody, a nurt rzeki porwał jego ciało. Zatrzymało się kilometr dalej. Co stało się nad Czarną Hańczą? Być może wykaże to sekcja zwłok, którą zaplanowano na najbliższy czwartek.
SE.PL