Od 7 lat eksperci zgromadzeni przez Antoniego Macierewicza (69 l.) przedstawiają coraz to nowe teorie na temat przyczyn katastrofy w Smoleńsku. Dziś po południu mamy usłyszeć, co nowego ustalili.
– Wykonaliśmy wiele prac. Część jest zakończona, część bardzo zaawansowana – przekonywał w czwartek podczas konferencji Wacław Berczyński (71 l.), szef podkomisji ds. ponownego zbadania katastrofy smoleńskiej. Szczegółów nie zdradził, a z dziennikarzami spotkał się tylko po to, by zaprosić ich właśnie na dzisiaj, dokładnie w 7. rocznicę tragedii pod lotniskiem Siewiernyj. Co zaprezentuje podkomisja, która od kilkunastu miesięcy działa przy resorcie obrony w wielkiej tajemnicy?
Nieoficjalnie wiemy, że wciąż to wybuch na pokładzie tupolewa jest brany pod uwagę jako przyczyna tragedii. Dowodem prawdziwości tej teorii mają być prezentowane zdjęcia osmolonych fragmentów wraku. Ale przecież wcale nie wybuch był pierwszą teorią tej ekipy! Warto je przypomnieć (prezentujemy je poniżej).
Teorie ekipy Macierewicza
1. Wyciek
Wakacje 2010 r. Fakt jako pierwszy publikuje teorię zespołu, że do katastrofy mógł przyczynić się wykryty i zbagatelizowany przed wylotem „wyciek ze środkowego silnika”. Antoni Macierewicz mówi, że o wycieku nie powiadomiono pilotów. Sprawdzamy w komisji rządowej. Okazuje się, że tą cieczą była woda spływająca na płytę po myciu samolotu. Eksperci Macierewicza nie dają temu wiary.
2. Kontrolerzy i strzały
Wrzesień 2010 r. Macierewicz leci do USA. Tam na spotkaniu z amerykańską Polonią, wysnuwa tezę o możliwym dobijaniu rannych, którzy przeżyli katastrofę. Dowodem mają być tajemnicze strzały, które jego zdaniem słychać na filmie nagranym chwilę po tragedii. Twierdzi też, że to kontrolerzy specjalnie doprowadzili do katastrofy. – Kontrolerzy przed wydaniem wskazówek dla załogi konsultowali się z przełożonymi w Moskwie i pytali, czy mogą zezwolić na lądowanie. Potem kontroler pozwolił zejść na wysokość 50 metrów. Piloci nie mieli już żadnych szans – mówi. Znacznie łagodniejszą wersję tej teorii prezentuje teraz polska prokuratura, ale zespół Macierewicza już nie.
3. Błędne dane i błysk
Październik 2010 r. Zespół Macierewicza dowodzi, że piloci lecący do Smoleńska 10 kwietnia mieli nieaktualne dane potrzebne do lądowania. Przekonują, że piloci lecący z premierem Donaldem Tuskiem 7 kwietnia mieli dane prawidłowe. To miało skazać pasażerów tupolewa na śmierć w połączeniu z tajemniczym błyskiem, którzy widzieli świadkowie, a którym miała być oślepiona załoga samolotu. Kilka tygodni później oskarży rząd Tuska, że od początku dysponował pełnym materiałem dowodowym pokazującym, jak „na rozkaz centrali moskiewskiej ten samolot był naprowadzany na śmierć, a mimo to rząd milczał”.
4. Sztuczna mgła i hel
Kwiecień 2011 r. U boku Macierewicza pojawia się mec. Rafał Rogalski, który reprezentuje kilka rodzin w tym Jarosława Kaczyńskiego. Chce, by prokuratura sprawdziła, czy przed katastrofą tupolewa Rosjanie mogli rozpylić w powietrzu hel. – To mogłoby wyjaśnić obecność mgły oraz szybkie opadanie samolotu – tłumaczy. Potem dodaje, że na długo przed 10 kwietnia strona rosyjska oświadczyła, że o tej porze nad lotniskiem będą mgły. – Mamy tu poszlaki, które mogą wskazywać, że sztuczna mgła była planowana – mówi Rogalski. Kilka lat później broni się, że to Macierewicz wprowadzał go w błąd.
5. Obezwładnienie samolotu
Czerwiec 2011 r. Macierewicz prezentuje „białą księgę”. – Samolot uderzył w ziemię dlatego, że katastrofa nastąpiła na wysokości 15 m nad poziomem pasa – oświadcza. Zapowiada, że za około 1,5 miesiąca przedstawi bezpośrednią przyczynę „obezwładnienia samolotu”. – Z badania komputera pokładowego wiadomo, że wtedy ustało zasilanie i wszystkie mechanizmy tego samolotu przestały działać – powiedział Macierewicz.
6. Dwa wybuchy
7 kwietnia 2012 r. Zespół Macierewicza podsumowuje dwa lata pracy. Już wie, że przyczyną katastrofy były dwa silne wybuchy na pokładzie samolotu – na lewym skrzydle i wewnątrz kadłuba, a nie zderzenie z brzozą. Dowodzić tego mają badania prof. Kazimierza Nowaczyka, prof. Wiesława Biniendy i dr. inż. Grzegorza Szuladzińskiego. Dowodzą też – tym razem już „naukowo” – że brzoza nie mogła złamać skrzydła samolotu. Nie ma jednak wśród nich zgody, czy w ogóle był kontakt z drzewem czy nie (w brzozie tkwią odłamki samolotu).
7. Awaria silników
Luty 2012 r. Macierewicz przekonuje, że zanim rządowy tupolew doleciał do brzozy, była awaria w silnikach. Najpierw w trzecim, a później w pierwszym i drugim. – Doszło do zatrzymania pracy silników w czasie lotu – twierdzi. – Mniej więcej 50 metrów przed przelotem samolotu nad miejscem, w którym miała rosnąć brzoza, rozpoczęły się ponadnormatywne, przekraczające dopuszczalne parametry drgania silnika nr 3. Przeniosły się później na silnik nr 1, a wreszcie na główny, czyli silnik numer 2 – tłumaczy Macierewicz.
8. Parówki i puszka
II konferencja smoleńska w 2013 roku. Dr Andrzej Ziółkowski z Instytutu Podstawowych Problemów Techniki PAN prezentuje zdjęcie dwóch parówek pękniętych wzdłuż po zbyt długim gotowaniu. Ma ono obrazować zniszczenia jakie wywołuje „wewnętrzne ciśnienie wywołane eksplozją”, czyli to co stało się w Tu-154M. Prof. Jan Obrębski z Politechniki Warszawskiej jako przykładu używa… puszki po Coca-Coli. Dowodzi, że zwykły upadek samolotu go zgniata, jak drewniany młotek puszkę, a nie doprowadza do jego rozpadnięcia się na drobne kawałki. – Można podejrzewać, że była dobrze przygotowana wielopunktowa eksplozja – wyjaśnił Obrębski.
9. Wybuch w salonce
Kwiecień 2014. Są nowe ustalenia. Do wybuchu doszło w salonce prezydenta Lecha Kaczyńskiego. Ogromna siła rozerwała jej prawą burtę, rozrzucając zwęglone elementy w promieniu kilkudziesięciu metrów – wynika z analiz zespołu Macierewicza. Salonka znajduje się zaraz za kabiną pilotów. Wcześniej wybuch miał rozerwać kadłub w tylnej części, co miało tłumaczyć dlaczego samolot utracił sterowność. A wiele odłamków znaleziono znacznie wcześniej niż miejsce katastrofy.
10. Ładunek na skrzydle
Październik 2015. Prof. Wiesław Binienda, stwierdził na konferencji zorganizowanej w Politechnice Poznańskiej, że ładunek wybuchowy został umieszczony na zewnątrz Tupolewa. „Samolot Tu-154 był wyżej niż 50 metrów nad ziemią w chwili utraty skrzydła. To niemożliwe, by zderzył się z brzozą. Sądzimy, że na skrzydle umieszczono liniowy ładunek wybuchowy” – precyzował w rozmowie z „Polską The Times”.
FAKT.PL